Reparacje od Niemiec
Polska od lat domaga się reparacji wojennych od Niemiec, które miałyby być rekompensatą za ogromne straty ludzkie i materialne poniesione w czasie II wojny światowej. Sprawa reparacji ma znaczenie nie tylko historyczne, ale również polityczne, będąc jednym z filarów polityki pamięci prowadzonej przez obóz Zjednoczonej Prawicy. Włączenie w tę kwestię USA mogłoby nadać sprawie nową dynamikę, wzmacniając międzynarodowy nacisk na Niemcy.
Jak Trump może pomóc w kwestii reparacji?
Włączenie USA do rozmów o reparacjach mogłoby stać się istotnym elementem wzmocnienia pozycji Polski w Europie i wywarcia presji na Niemcy, które dotychczas unikały poważnych rozmów na ten temat.
Ponad 6,2 bln zł reparacji
Obecny rząd ma inny pomysł
Obecny rząd koalicyjny z premierem Donaldem Tuskiem na czele nie uznał kwestii reparacji za jeden z priorytetów swojej polityki zagranicznej. W publicznych wypowiedziach przedstawiciele nowego rządu podkreślali, że sprawa reparacji nie powinna być przedmiotem politycznych deklaracji, ale raczej długotrwałego dialogu historycznego i prawnego na poziomie międzynarodowym. Władze kładą większy nacisk na poprawę relacji z Niemcami jako kluczowym partnerem w Unii Europejskiej, co nie wyklucza rozmów o odpowiedzialności historycznej, ale nie w formie ostrych żądań. Tym samym podejście rządu różni się od twardej linii prezentowanej wcześniej przez Zjednoczoną Prawicę.
Niemcy nie zamierzają płacić
Strona niemiecka stanowczo odrzuca roszczenia Polski, twierdząc, że sprawa reparacji wojennych została ostatecznie zamknięta na mocy porozumień międzynarodowych, w tym układu PRL-NRF z 1953 r. Niemcy podkreślają, że od zakończenia wojny wypłacili liczne odszkodowania różnym krajom i grupom poszkodowanych, a także inwestują w rozwój relacji z Polską. Berlin uważa, że poruszanie tematu reparacji nie sprzyja budowie dobrych stosunków między sąsiadami i jest wykorzystywane głównie w celach politycznych przez polski rząd.
Red.
Europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk napisał list do Donalda Trumpa. Fot. PAP/EPA
Czytaj dalej:
Komentarze
Pokaż komentarze (107)