na zdjęciu: adwokat Joanna Piątkowska, kadr z programu „Tłumaczymy, jak się nie poddać”. fot. ©Salon24.pl
na zdjęciu: adwokat Joanna Piątkowska, kadr z programu „Tłumaczymy, jak się nie poddać”. fot. ©Salon24.pl

"W takich sprawach nie ma wygranych". Prawniczka o procesach rozwodowych w Polsce

Redakcja Redakcja Wideo Salon24 Obserwuj notkę 14
Ich syn ma około 10 lat i zawsze łaknął ojca, bo go nie miał. A teraz ojciec nagle zaczął mieć czas dla dzieci, w dodatku spełnia ich wszystkie zachcianki. Ojciec przeczytał im pozew, powiedział: „Widzicie, jaka mama jest zła, mama chce zostawić tatę”. Nastawił dzieci tak źle do matki, że chłopiec nie chce mieć z nią żadnego, absolutnie żadnego kontaktu - mówi w rozmowie z Salon24 adwokat Joanna Piątkowska, specjalizująca się w sprawach rozwodowych, także związanych z przemocą domową.

Wywiad jest częścią nowego programu Salon24.pl „Tłumaczymy, jak się nie poddać” prowadzonego przez Mariannę Fijewską- Kalinowską. Cały odcinek programu znajdziesz tutaj:

Marianna Fijewska-Kalinowska: Czy wśród twoich klientów są również mężczyźni?

Joanna Piątkowska: Tak, oczywiście. Jednak mężczyźni, z którymi mam kontakt zwykle nie chcą orzekania o winie. Im zależy po prostu na tym, żeby jak najszybciej to małżeństwo zakończyć, żeby uciec, to jest ich cel. Oni mają świadomość, że udowodnienie winy jest bardzo trudne, chcą uregulować kwestie związane z dziećmi, z alimentami, z władzą rodzicielską. I tyle. Po prostu jak najszybciej zakończyć toksyczne małżeństwo.

Dużo mówi się ostatnio o sytuacjach, w których to matki próbują ograniczyć władzę rodzicielską ojcom, uciekając się np. do fałszywych oskarżeń, czy tak też wynika z twojej praktyki?

Tak, zdarzają się takie sytuacje, ale to działa w jedną i drugą stronę. Niestety. Zdarza się, że obie strony używają dzieci w ten sposób. Prowadzę aktualnie sprawę, w której – akurat pan – jest osobą, która ucieka się do manipulacji, używając swoich dzieci. Pan, nim dostał pozew o rozwód, zajmował się polityką, nie miał czasu dla rodziny, wychodził z domu rano i wracał bardzo późno. Był nieobecny, można powiedzieć, że był gościem w swoim domu. Moja klientka zajmowała się domem i dziećmi. Była przy tym również aktywna zawodowo. Ale gdy jej mąż dostał pozew o rozwód, przyjął sobie za punkt honoru, że odbierze jej dzieci. Że ona pożałuje, że chciała się z nim rozwieść.

Czyli chciał ukarać ją, odbierając to, co dla niej najważniejsze?

I niestety zaczął to robić. Ich syn ma około 10 lat i zawsze łaknął ojca, bo go nie miał. A teraz ojciec nagle zaczął mieć czas dla dzieci, w dodatku spełnia ich wszystkie zachcianki. Ojciec przeczytał im pozew, powiedział: „Widzicie, jaka mama jest zła, mama chce zostawić tatę”. Nastawił dzieci tak źle do matki, że jej syn nie chce mieć z nią żadnego, absolutnie żadnego kontaktu. Całkowicie odciął się od matki, bo ojciec takie zachowanie nagradza. W tym momencie uzyskaliśmy opinię OZSS, czyli Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów. Gdy jest problem w ustaleniu opieki nad dzieckiem, opinia OZSS staje się dowodem w sądzie. W zespole OZSS są psycholodzy, psychoterapeuci, pedagodzy. Przeprowadzają wywiad z całą rodziną, również z dziećmi, przeprowadzają też szereg testów i na podstawie tego wszystkiego piszą opinię, w której zawierają wnioski końcowe, czyli, który z rodziców ma lepsze kompetencje wychowawcze i przy którym z rodziców dziecko powinno zostać. W prowadzonej przeze mnie sprawie OZSS wydało już opinię i wynika z niej wprost, że dzieci są zmanipulowane przez ojca, że ojciec narzuca im swoją narrację, swoją krzywdę i że dzieci doświadczają konfliktu lojalnościowego. Teraz czekamy na ruch ze strony sądu, jestem ciekawa, jak ta sprawa się zakończy, ale moja klientka... ona jest tym wszystkim zdruzgotana.

Historia, którą opowiadasz, pokazuje, że w sprawach rozwodowych chęć zniszczenia drugiej strony może być absolutnym priorytetem.

Tak, nigdy nie zapomnę, jak do jednej z moich klientek mąż pisał SMS-y: odbiorę ci wszystko, nawet chęć do życia, nic ci nie zostanie. To było dla mnie porażające.

Przynajmniej napisał to w SMS-ie, nie mógł się potem wyprzeć.

Oczywiście, on robił to w afekcie i później m.in. ten sms stanowił dowód w sprawie.

Miewasz sytuację, że osoba, której prowadzisz sprawę, zostaje pobita i dzwoni do ciebie?

Tak, zdarzyły się takie sytuacje. Zawsze mówię wtedy: uciekać. Do koleżanki, siostry, brata, kogokolwiek. I dzwonić na policję, bo musi być materiał dowodowy i na tej podstawie sprawa o opuszczenie lokalu może być skierowana do sądu. Miałam sytuację, w której pan dopuszczał się przemocy psychicznej regularnie, pisał do mojej klientki smsy z takimi wyzwiskami, że... aż nie da się tego przytoczyć. Ale pod wpływem alkoholu przemoc psychiczna zamieniała się w rękoczyny. W końcu doszło do sytuacji, w której córka – studentka prawa – zadzwoniła na policję. Policjanci wyprowadzili pana w kajdankach, a ja złożyłam wniosek o zabezpieczenie w postaci nakazania opuszczenia domu przez pana. Sąd ten wniosek dopuścił, wydał postanowienie o zabezpieczenie i ten pan musiał z dnia na dzień się wyprowadzić. Sąd utrzymał to postanowienie i ten pan musiał się wyprowadzić na stałe.


Rozumiem, że to małżeństwo żyło pod jednym dachem, mimo że sprawa rozwodowa była w toku. To się często zdarza?

Bardzo często! Ofiara przemocy często nie ma się gdzie wyprowadzić, ale gdy dochodzi do drastycznych sytuacji, zawsze powtarzam, by nie myśleć o komforcie, nie zastanawiać się, jak będzie mi gdzie indziej, tylko uciekać. Ale to problem. Miałam trzy takie sprawy, w których klientki musiały uciekać. Jedna pani uciekła do brata, jedna do koleżanki, jedna do domu samotnej matki, a potem z pomocą przyjaciół ułożyła sobie nową rzeczywistość. (…)

Mówienie o tym, że przemoc domowa pojawia się tam, gdzie jest bieda, brak wykształcenia i tak dalej… to mit. Sama opowiadasz o tym, że rodziny, w których dochodzi do przemocy to pozornie dobre rodziny, a twoje klientki to także zamożne, wykształcone kobiety. Mam wrażenie, że nie ma zasady, co do tego, gdzie może zagościć przemoc domowa, a jeśli tak, to, jak można się przed nią uchronić i czy w ogóle można? Jaka jest twoja rada?

Mam jedną radę: niezależność finansowa. To bardzo pomaga. To, że kobieta jest wykształcona, nie znaczy, że pracuje zawodowo. Gdy tej niezależności nie ma, często wydaje się, że zakończenie relacji, rozstanie, zaczęcie nowego życia, to coś niemożliwego, nieosiągalnego. Nie mówiąc już o tym, że w takich bardzo krytycznych sytuacjach niezależność finansowa pozwala na to, by spakować siebie, spakować dzieci i uciec. To moja rada, by stawiać na siebie.


na zdjęciu: adwokat Joanna Piątkowska, kadr z programu „Tłumaczymy, jak się nie poddać”. fot. ©Salon24.pl

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj14 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (14)