Wywiad jest częścią nowego programu Salon24.pl „Tłumaczymy, jak się nie poddać” prowadzonego przez Mariannę Fijewską- Kalinowską. Cały odcinek programu znajdziesz tutaj:
Marianna Fijewska-Kalinowska: Czy wśród twoich klientów są również mężczyźni?
Joanna Piątkowska: Tak, oczywiście. Jednak mężczyźni, z którymi mam kontakt zwykle nie chcą orzekania o winie. Im zależy po prostu na tym, żeby jak najszybciej to małżeństwo zakończyć, żeby uciec, to jest ich cel. Oni mają świadomość, że udowodnienie winy jest bardzo trudne, chcą uregulować kwestie związane z dziećmi, z alimentami, z władzą rodzicielską. I tyle. Po prostu jak najszybciej zakończyć toksyczne małżeństwo.
Dużo mówi się ostatnio o sytuacjach, w których to matki próbują ograniczyć władzę rodzicielską ojcom, uciekając się np. do fałszywych oskarżeń, czy tak też wynika z twojej praktyki?
Czyli chciał ukarać ją, odbierając to, co dla niej najważniejsze?
I niestety zaczął to robić. Ich syn ma około 10 lat i zawsze łaknął ojca, bo go nie miał. A teraz ojciec nagle zaczął mieć czas dla dzieci, w dodatku spełnia ich wszystkie zachcianki. Ojciec przeczytał im pozew, powiedział: „Widzicie, jaka mama jest zła, mama chce zostawić tatę”. Nastawił dzieci tak źle do matki, że jej syn nie chce mieć z nią żadnego, absolutnie żadnego kontaktu. Całkowicie odciął się od matki, bo ojciec takie zachowanie nagradza. W tym momencie uzyskaliśmy opinię OZSS, czyli Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów. Gdy jest problem w ustaleniu opieki nad dzieckiem, opinia OZSS staje się dowodem w sądzie. W zespole OZSS są psycholodzy, psychoterapeuci, pedagodzy. Przeprowadzają wywiad z całą rodziną, również z dziećmi, przeprowadzają też szereg testów i na podstawie tego wszystkiego piszą opinię, w której zawierają wnioski końcowe, czyli, który z rodziców ma lepsze kompetencje wychowawcze i przy którym z rodziców dziecko powinno zostać. W prowadzonej przeze mnie sprawie OZSS wydało już opinię i wynika z niej wprost, że dzieci są zmanipulowane przez ojca, że ojciec narzuca im swoją narrację, swoją krzywdę i że dzieci doświadczają konfliktu lojalnościowego. Teraz czekamy na ruch ze strony sądu, jestem ciekawa, jak ta sprawa się zakończy, ale moja klientka... ona jest tym wszystkim zdruzgotana.
Historia, którą opowiadasz, pokazuje, że w sprawach rozwodowych chęć zniszczenia drugiej strony może być absolutnym priorytetem.
Przynajmniej napisał to w SMS-ie, nie mógł się potem wyprzeć.
Oczywiście, on robił to w afekcie i później m.in. ten sms stanowił dowód w sprawie.
Miewasz sytuację, że osoba, której prowadzisz sprawę, zostaje pobita i dzwoni do ciebie?
Rozumiem, że to małżeństwo żyło pod jednym dachem, mimo że sprawa rozwodowa była w toku. To się często zdarza?
Mówienie o tym, że przemoc domowa pojawia się tam, gdzie jest bieda, brak wykształcenia i tak dalej… to mit. Sama opowiadasz o tym, że rodziny, w których dochodzi do przemocy to pozornie dobre rodziny, a twoje klientki to także zamożne, wykształcone kobiety. Mam wrażenie, że nie ma zasady, co do tego, gdzie może zagościć przemoc domowa, a jeśli t/ ak, to, jak można się przed nią uchronić i czy w ogóle można? Jaka jest twoja rada?
Mam jedną radę: niezależność finansowa. To bardzo pomaga. To, że kobieta jest wykształcona, nie znaczy, że pracuje zawodowo. Gdy tej niezależności nie ma, często wydaje się, że zakończenie relacji, rozstanie, zaczęcie nowego życia, to coś niemożliwego, nieosiągalnego. Nie mówiąc już o tym, że w takich bardzo krytycznych sytuacjach niezależność finansowa pozwala na to, by spakować siebie, spakować dzieci i uciec. To moja rada, by stawiać na siebie.
Zdjęcie: Pixabay/robertocavagna
Komentarze
Pokaż komentarze (57)