Przed kilkoma dniami w sieci pojawiło się wyznanie byłego pracownika popularnej drogerii, który miał doświadczyć opryskliwego i pogardliwego zachowania ze strony Julii Wieniawy. Mecenas celebrytki w odpowiedzi opublikował oficjalne oświadczenie, w którym nazwał oskarżenia "bezpodstawnymi"...
Pracownik drogerii źle wspomina spotkanie z Julią Wieniawą
Przed tygodniem na platformie TikTok pojawił się materiał wideo, w którym były pracownik jednej z popularnych drogerii opowiadał o doświadczeniach związanych ze swoją pracą. W pewnym momencie postanowił wspomnieć o spotkaniu ze znaną aktorką Julią Wieniawą, która odwiedziła sklep podczas jego zmiany. Interakcja ta jednak nie należała do najprzyjemniejszych...
Mężczyzna wspomniał: "To było najgorsze spotkanie z artystą, jakie kiedykolwiek miałem w życiu. Opryskliwa, roszczeniowa i taka dziwnie energetyczna. Moim zdaniem, pod płaszczykiem delikatnego i skromnego uśmiechu kryje się zupełnie inna osoba". Ernest, bo tak się przedstawia, dodaje, że "obsługa Julii była bardzo wyczerpująca, niczym spotkanie z wampirem energetycznym. Nic nie było tego warte, dlatego przy jej następnych wizytach po prostu odwracałem głowę w drugą stronę i skręcałem w przeciwną alejkę".
Słowa te nie umknęły uwadze samej Julii Wieniawy, która w odpowiedzi na materiał mężczyzny postanowiła opublikować obszerne oświadczenie za pośrednictwem swojego pełnomocnika. Mecenas Marcin Marcinkiewicz opisał redakcji portalu "Pudelek", że filmiki jak ten mają na celu jedynie oczernianie gwiazdy i szarganie jej nienagannego wizerunku. W oświadczeniu padły słowa o "nawoływaniu do hejtu".
Prawnik artystki liczy na "podjęcie stosownych czynności"
– Działając w imieniu Pani Julii Wieniawy–Narkiewicz i przekazując jej stanowisko, pragnę podkreślić, że Pani Julii i jej bliskim jest niezwykle przykro, że do sfery publicznej dociera rzekoma "historia" rozpowszechniana przez nieznaną osobę korzystającą z platformy TikTok (...) W normalnych okolicznościach Pani Julia nie zwracałaby uwagi na tego typu publikacje medialne, ale zdaniem osób znających stan faktyczny, w tej sytuacji skandaliczne jest to, że osoba określającą się jako były pracownik Sephora w sposób publiczny de facto tworzy nieprawdziwe "historie", które w dodatku zostały powielone przez media i są dalej rozpowszechniane w domenie publicznej, co niestety generuje nawoływanie do hejtu.
Mecenas Marcinkiewicz podkreślił również, że takie sytuacje mogą stanowić poważne zagrożenie dla pomawianych anonimowo osób, prowadząc do "zniszczenia zdrowia psychicznego" i "samobójstw".
– Dla dobra publicznego nie można pozwolić na to, że każdy może bezkarnie tworzyć nieprawdziwe historie o innych i publicznie je wygłaszać (...) Cyberbullying i inne formy pomawiania online prowadzą nie tylko do tragedii takich jak samobójstwa, ale niszczą zdrowie psychiczne wielu osób wywołując depresję i stany lękowe, a także generują agresję – stwierdził mecenas, zapowiadając również, że Wieniawa liczy na "podjęcie stosownych czynności" przez organy ścigania w całej sprawie.
TikToker odpowiada na zarzuty o hejcie
Z kolei mężczyzna odpowiedzialny za publikację materiału, również postanowił ustosunkować się do oświadczenia mecenasa Wieniawy. Kolejny raz zapewnił o autentyczności opisywanych przez siebie historii oraz stwierdził, że artystka może zwyczajnie nie pamiętać całego zdarzenia.
– Jestem zwykłym, szarym człowiekiem, niewidocznym dla takich ludzi jak ona. Jak mogłem zostać zapamiętany, widząc po komentarzach, że nie jestem jedyny? Przy naszym spotkaniu nie było awantur, wyzwisk, krzyków. Nie było fajerwerków, to nie zapamiętała. Jednak ja zapamiętam to raczej na zawsze. Sytuacja miała miejsce kilka dobrych lat temu. Mam nadzieję, że trochę sobie poukładała przez ten czas, jednak słysząc głosy z kuluarów, to chyba nierealne – odpowiedział na zarzuty były pracownik drogerii.
Salonik
Na zdjęciu Julia Wieniawa, fot. Instagram/oficjalny profil artystki
Inne tematy w dziale Rozmaitości