na zdjęciu: Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski przemawia na spotkaniu otwartym z mieszkańcami Lublina. fot. PAP/Wojtek Jargiło
na zdjęciu: Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski przemawia na spotkaniu otwartym z mieszkańcami Lublina. fot. PAP/Wojtek Jargiło

Wybory w USA jak zimny prysznic dla KO. Trzaskowski może skończyć jak Harris

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 162
Wynik wyborów w USA to zimny prysznic dla sporego grona sympatyków i polityków z obozu Koalicji Obywatelskiej. No bo jak to? Mimo dobrych sondaży, mimo wsparcia armii celebrytów, największych mediów i mimo najlepszej przecież oferty dla Amerykanów Kamala Harris zdecydowanie przegrała z Donaldem Trumpem. To, co się wydarzyło po drugiej stronie Atlantyku ma oczywiście wpływ na to, co dzieje się w Polsce. I wygląda na to, że wpływ mieć będzie coraz większy i większy. A jaki będzie tego efekt?

Im bliżej wyborów w USA, tym emocje były większe. Nie tylko – co oczywiste - w Stanach Zjednoczonych, ale i w Polsce – w której spolaryzowane społeczeństwo w pojedynku Harris – Trump widziało pojedynek rodzimej lewicy z prawicą i okazję do kolejnej wymiany ciosów. Na kilka dni przed wyborami środowisko Koalicji Obywatelskiej zaczęło patrzeć w przyszłość z nieskrywanym entuzjazmem. Oto bowiem opublikowano ponoć wiarygodny sondaż, z którego wynikało, że nowym gospodarzem (gospodynią) Białego Domu zostanie Kamala Harris

Prawdziwy sondaż przyszedł jednak we wtorek. Trump zdobył prawie 4,5 mln głosów więcej od Harris, co przełożyło się na 295 głosów elektorskich, zdecydowane zwycięstwo reprezentanta Republikanów oraz ich przewagę w Senacie.

Wygrana Trumpa przełożyła się na coś jeszcze. Na szok „uśmiechniętej Polski”. Przekonanie o zwycięstwie demokratki brały się z sondaży, z poparcia celebrytów i mainstreamowych, amerykańskich mediów. Sondaże są ważne, ale kluczem do diagnozowania polityki jest sposób wyciągania z tych sondaży wniosków. Patrzenie na cyferki bez kontekstu, bez analizy trendów, bez zrozumienia tego, co elektorat w badaniach może chcieć ukryć prowadzi do niewłaściwych decyzji.


Nominacja KO rozstrzygnie o tym kto będzie prezydentem?

Według sondaży kandydat Koalicji Obywatelskiej ma największe szanse na wygranie wyborów prezydenckich. Panuje wręcz przekonanie, że gra o nominację Platformy Obywatelskiej jest ważniejsza od samych wyborów powszechnych – bo przecież „na pewno KO wygra z kandydatem PiS”. W efekcie na polskiej scenie politycznej coraz goręcej wygląda rywalizacja pomiędzy kandydatami na kandydata: Radosławem Sikorskim i Rafałem Trzaskowskim, a zapomina się o finalnej batalii z wybrańcem Jarosława Kaczyńskiego.

Oczywiste jest, że kandydat KO w takim pojedynku będzie faworytem. Ale zakładanie, że wygra w cuglach ociera się o śmieszność. Bo kandydat KO będzie musiał przekonać wyborców, z którymi niekoniecznie mu po drodze: lewicowców, centrystów, liberałów, konserwatystów itd.

Komu sprzyja długa kampania?

Wszem i wobec ogłoszone zostało, że KO swojego kandydata zaprezentuje 7 grudnia na wielkiej konwencji w Gliwicach. To ryzykowne zagranie, bo zmusi pretendenta do długiej kampanii wyborczej. A taka jest dziś jest dla Platformy Obywatelskiej niekorzystna. To partia władzy ma dziś najbardziej rozpoznawalnych kandydatów i wbrew temu, co mówił Aleksander Kwaśniewski w wywiadzie dla portalu Ujawniamy, nie potrzebuje czasu, by budować ich publiczne profile. Zarówno Rafał Trzaskowski, Radosław Sikorski jak i Donald Tusk rozpoznawalność mają w kraju niemal stuprocentową.

Czasu potrzebują za to pretendenci z PiS, jednak w naszych rozmowach z ważnymi politykami partii Kaczyńskiego słyszymy, że z własną decyzją czekali na dwie niewiadome – wyniki wyborów w USA oraz wybór kandydata KO.


Kogo potrzebuje Polska? Kogo potrzebuje Platforma?

Po amerykańskiej elekcji czekają nas bardzo dynamiczne czasy w światowej polityce. Trump zobowiązał się do szybkiego doprowadzenia wojny na Ukrainie do końca. Na jakich warunkach? Jaka będzie rola Polski i krajów Europy w zabezpieczeniu tych warunków? Jak wpłynie to na bezpieczeństwo naszego kraju i naszą sytuację gospodarczą? Te pytania będą nurtowały wyborców, bo dotyczą naszych żywotnych interesów. Wyborcy będą oceniali kandydatów pod kątem spełniania się w roli męża stanu w znacznie większej niż zwykle mierze. Przestanie obowiązywać zasada o zwycięstwach wyższych, przystojniejszych i szerzej uśmiechniętych.

Proces pokojowy, jeżeli będzie dobra wola ze strony uczestników, może ukształtować ład geopolityczny w naszej części kontynentu na lata. Niektórzy analitycy mówią nawet o Jałcie 2.0. Otworzy się okno, by w tej układance znaleźć się w możliwie najbardziej korzystnej konfiguracji. Takie okno dla krajów średnich jak Polska otwiera się raz na kilkadziesiąt lat, gdy dochodzi do przetasowań w relacjach światowych mocarstw. Poprzednim razem przy upadku Bloku Wschodniego, wcześniej – po wojnach światowych. Przywództwo Polski musi wyciągać wnioski z tego, jak rozgrywaliśmy nasze szanse w historii.

W czas naszego okna możliwości w stanie pewnego rozedrgania wejdą Niemcy. A będą oni prawdopodobnie w trakcie procesu tworzenia rządu i świeżo po emocjach związanych z upadkiem rządu i przedterminowymi wyborami. To szansa, która może się nie powtórzyć i bez dobrze ułożonych relacji z USA możemy temu wyzwaniu nie podołać. Donald Tusk musi mieć tego świadomość i musi mieć też sporo pokory.

Przez prezydencję do prezydentury

O tym wiele osób zapomina: od stycznia Polska przejmuje prezydencję w Unii Europejskiej. Ta rola przypada nam w czasie kluczowych rozstrzygnięć międzynarodowych i słabości krajów, które w naturalny sposób widziałyby mniejszy udział naszego kraju w ustalaniu nowego ładu. Już dziś toczy się dyskusja o zorganizowaniu wiosną szczytu USA - Unia Europejska - Ukraina. Szczyt oczywiście miejsce miałby mieć w Polsce, a obecność Donalda Trumpa, Zełeńskiego oraz przywódców europejskich ustawić miałby nasze prezydenckie wybory.

Czy polska prezydencja będzie istotnym przystankiem do polskiej prezydentury? Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że tak. Choć z inicjatywą szczytu wyszedł prezydent Andrzej Duda, to najważniejsze karty ma w ręku Donald Tusk. To on będzie rozgrywał tę sytuację, pilnował naszych interesów, reprezentował Polskę w trakcie rozmów i wykorzysta wszystkie pozostałe mu w rękach atuty do komasowania kapitału politycznego.

Jest doświadczonym wyjadaczem, posiada olbrzymią sieć kontaktów w polityce kontynentalnej, wykazał się elastycznością i potrafił zdystansować się od Niemców, z którymi bliskie relacje zarzucała mu w Polsce opozycja. On wreszcie posiada słuch społeczny, który pozwala mu błyskawicznie oceniać jak poszczególne rozwiązania zostaną ocenione w kraju.

Koniec z konkursami piękności. Trzaskowski jak Kamala Harris?

Na tym tle rola i kandydatura Rafała Trzaskowskiego wydaje się być skarłowaciała. Prezydent Warszawy gra na cudzym boisku i ewidentnie sobie nie radzi. Najpierw spóźnił się z reakcją na zmianę polityki migracyjnej. Później próbował nadganiać czy to organizując ćwiczenia OC w stolicy czy to opowiadając w Lublinie, że o bezpieczeństwie „rozmawia z ludźmi a nie na salonach”.

Jego problem polega na tym, że przegrywa wewnętrzną kampanię polityczną i ma tego świadomość. Wypuszcza do mediów kontrolowane przecieki, przedstawia własne sondaże jako sondaże Platformy Obywatelskiej i na ich podstawie dowodzi, że jego kandydatura powinna być oczywistością. Trzaskowski to dziecko warszawskich elit, pieszczoch TVN-u, celebrytów, liberalnych publicystów i lewackich aktywistów. Głosować na niego ma większość kobiet, ludzi kultury i nauki. Jest doskonałym produktem: trochę plastikowym, trochę bezbarwnym i bez charakteru, ale za to przystojnym, nowoczesnym i uśmiechniętym. Zupełnie jak... Kamala Harris.

Jednak wyborcy w USA zamiast poparcia elit, znakomitego wizerunku i obiecujących sondaży wybrali człowieka, który wydał im się bardziej autentyczny i bliższy realnych spraw zwykłych ludzi. Zdroworozsądkowo szukali reprezentanta „milczącej większości”, która nie nadąża za radykalizującymi się w lewą stronę elitami polityki. Wybrali Donalda Trumpa, który zamiast ustawianych wywiadów w mainstreamowych telewizjach wziął udział w trzygodzinnym wywiadzie dla Joe Rogana, który na YouTube do dziś obejrzało 47 milionów (!) widzów. Znakiem czasów niech będzie, że w ostatnich wyborach Rogan deklarował poparcie dla Berniego Sandersa. We wtorek, podobnie jak większość Amerykanów – wybrał Trumpa.

Podobny scenariusz może ziścić się w Polsce. Trzaskowski na trudne czasy potrzebny jest Polsce jak łysemu grzebień. Brak zdecydowania, odpowiedniego timingu, wręcz patologiczna elitarność i oderwanie od spraw zwykłych Polaków sprawia, że to kandydatura na przegraną. Jak było w przypadku Kamali Harris.

Sikorski zapłaci cenę za żonę?

Radosław Sikorski zaprezentował w ostatnich miesiącach bardzo dynamiczną i imponującą aktywność. Polityk zadawał szyku, robił wrażenie nawet na swoich przeciwnikach. Najpierw narzucił temat wewnętrznej kampanii, czyli bezpieczeństwo militarne i międzynarodowe. Jego wystąpienia na posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa ONZ, w trakcie których prostował kłamstwa reprezentantów Rosji, cieszyły się wielką popularnością. Polacy z uznaniem kiwali głowami: nie tylko ci z warszawskich salonów, ale też ci z tanich barów czy zapomnianych miasteczek.

Zaraz po wyborach Sikorski przeprowadził konsultacje w otoczeniu Trumpa, przejął inicjatywę i zagrał wystawioną przez republikanów piłką mówiąc, że „Europa powinna brać większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo”. Wyraźnie i pozytywnie kontrastował z przymilnym i bezbarwnym stanowiskiem Trzaskowskiego.

Sikorski Jest znakomitym kandydatem z ugruntowaną pozycją w krajach anglosaskich, dużą sympatią amerykańskich i brytyjskich mediów. Potrafi ryzykować, grać bezwzględnie i elastycznie dopasowywać się do zmieniającego się otoczenia. Ma jednak dwa problemy. Własne ego i zaangażowaną w życie polityczne USA małżonkę.

Jego ego jest tematem w Platformie Obywatelskiej anegdotycznym. Lubi budować własny wizerunek, cieszy się z kontrowersji i dyskusji, które budzi, zdarzało się, że po nagrywaniu filmików do internetu grono asystentów biło szefowi brawo. Czy w chwili próby byłby w stanie zrezygnować z błyszczenia na rzecz interesu kraju? To pytanie zada sobie z pewnością wielu wyborców.

Drugi problem – znacznie poważniejszy, bo od pana Radka niezależny - to żona. Zwykle poglądy małżonków nie powinny wpływać na politykę ich drugich połówek, ale tu mamy szczególną sytuację. Anne Applebaum to jedna z najbardziej wpływowych i opiniotwórczych publicystek w USA, szanowana przez demokratów i traktowana przez nich jako część własnego obozu. Po tym, gdy szaleńczo porównała wypowiedzi Trumpa do Hitlera, Mussoliniego i Stalina trudno wyobrazić sobie normalne relacje, szczególnie w postaci wizyty w Białym Domu i spotkania z udziałem pierwszych dam, gdyby stała się nią Applebaum.

Nie ma żadnego powodu, aby przypuszczać, że Trump będzie udawał, że nie zna opinii pani Anne, albo że uzna je za żarty. Nowy prezydent USA pójdzie bowiem na konfrontację z obozem demokratów – bo ci chcieli go, kolokwialnie rzecz ujmując, załatwić. A że się im nie udało, to teraz Trump załatwi ich. Tak mocne powiązanie rodzinne z obozem demokratów, pomimo dobrej prasy i rozpoznawalności w USA będzie dla Radosława Sikorskiego obciążeniem.

Gdzie dwóch się bije tam... Tusk

Prawdopodobnie w najbliższych tygodniach nie doczekamy się rozstrzygnięcia nieformalnych wewnętrznych prawyborów w Platformie Obywatelskiej. Przygotowania i próby budowania stronnictwo przez obie strony konfliktu jeszcze nie szkodzą spoistości partii, ale próby rozgrywania wewnętrznej sytuacji poprzez media, przecieki i sondaże na dłuższą metę może stać się szkodliwe.

W takiej sytuacji trudno wykluczyć scenariusz, że do gry wejdzie Tusk, który jako lider będzie w stanie uspokoić sytuację i pogodzić zwaśnione strony. Jeżeli tak się stanie to do naszej oceny pozostanie kwestia tego czy wynikało to z potrzeby chwili czy był to element misternie przygotowanego i zrealizowanego planu, o którym pisaliśmy już wiele tygodni temu. Niezależnie od wariantu – może po prostu nie mieć wyboru.

Pewne jest jedno. Liderzy PO stoją przed poważnym dylematem i pytaniem – czy wystarczy im determinacji, odwagi i dalekosiężnej analizy, by wybrać przeciwko obecnym sondażom. Wymagałoby to wyrwania się z politycznej bieżączki i pomyślenia na kilka ruchów do przodu, co jest niełatwe wiąże się z pewnym ryzykiem. Jednak czego jak nie odwagi, sprawczości i wyczucia politycznego oczekuje się od liderów?

Marcin Torz

na zdjęciu: Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski przemawia na spotkaniu otwartym z mieszkańcami Lublina. fot. PAP/Wojtek Jargiło

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj162 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (162)

Inne tematy w dziale Polityka