Kredyt 0 proc. może okazać się fiaskiem. Oto powody

Redakcja Redakcja Kredyty Obserwuj temat Obserwuj notkę 29
Historia kredytu „0%” powoli przypomina brazylijską telenowelę. Trudno zliczyć, ile razy przekładany był termin ostatecznej decyzji o tym czy będzie czy go nie będzie? Jeśli spełnione zostałyby pierwsze zapowiedzi, to hipoteki z dopłatą powinny już działać. Kilka tygodni temu można było mówić o tym, że terminem wejścia programu w życie będzie styczeń 2025 roku. Teraz pojawia się marzec albo maj jako data inauguracji. Trudno się więc dziwić, że topnieje grupa, która wierzy w realizację tej wyborczej obietnicy.

- W nowym rozwiązaniu zapowiedziano tak wiele limitów i ograniczeń, że zaczyna wyglądać to tak, że ewentualny wpływ tego programu na rynek bardziej opierać się może na rozdmuchanych oczekiwaniach niż faktycznym jego wpływie na wielkość popytu. Chodzi o to, że w umysłach Polaków perspektywa wprowadzenia dopłat jawi się jako czynnik, który powinien doprowadzić do skokowego wzrostu popytu, a może nawet do znacznego wzrostu cen. I choć nie można wykluczyć chwilowych zawirowań przy okazji jego wprowadzania w życie, to bardziej będą one wynikały ze wspomnianych rozdmuchanych oczekiwaniach niż z faktycznego wpływu programu na wielkość popytu. Trudno przecież długo udawać samochód sportowy jeśli pod maską ma się silnik od Fiata 126P – wyjaśnia Bartosz Turek, główny analityk HREIT. 


Kredyt 0 proc. - w jakim celu?

Ekspert przypomina, że zapowiadany w kampanii wyborczej program „Kredyt 0%” miał za zadanie pomóc w zakupie pierwszego mieszkania lub zamianie posiadanego lokum przez rodziny wielodzietne. W toku prac nad ustawą okazało się, że docelowo co kwartał banki mają przestawać przyjmować wnioski o preferencyjne kredyty, gdy ich licznik dobije do 15 tysięcy. Wbrew pozorom nie jest to wcale aż tak dużo. Nie każdy wniosek kredytowy oznacza udzielenie finansowania. To znaczy, że preferencyjnych długów powinno być mniej niż wniosków o nie. W przypadku zwykłych kredytów tylko około połowa wniosków przekuwana jest w umowę kredytową. W przypadku długów preferencyjnych skala „konwersji„ powinna być wyższa, bo przy okazji „Bezpiecznego Kredytu 2%” złożono ponad 100 tysięcy wniosków, a udzielono około 88 tysięcy kredytów. Tym razem warunków do spełnienia oraz ograniczeń jest więcej, a kredyt preferencyjny ma być często łączony z tradycyjnym. Jeśli w nowym programie mieszkaniowym rządu około 70 proc. wniosków będzie kończyło się przyznaniem kredytu, to z 15 tysięcy wniosków powstanie 10-11 tysięcy kredytów kwartalnie.

Duży wpływ na rynek mogą mieć spodziewane spadki stóp procentowych i oczekiwane wzrosty płac. Jeśli wierzyć prognozom, to wynagrodzenia dalej mają rosnąć, a stopy procentowe maleć i to już na początku 2025 roku. Jak tak dalej pójdzie, to rynek zadziała szybciej niż politycy. Zgodnie z projekcją inflacji i PKB przygotowaną przez analityków NBP, do końca 2025 roku wynagrodzenia mogą wzrosnąć o 14 proc.. Nawet jeśli byłoby to kilka punktów procentowych mniej, to i tak oznacza to wyraźny wzrost. A im wyższe wynagrodzenia, tym większa zdolność kredytowa. Podobnie zadziałać mogą spodziewane cięcia stóp procentowych: im tańsze kredyty, tym nie tylko niższa rata, ale też większa zdolność kredytowa, a więc potencjalnie więcej osób zyska możliwość wzięcia kredytu. 


Spadek stóp procentowych za rogiem

Większość analityków sugeruje, że czeka nas kilka cięć stóp procentowych. Łącznie podstawowa stopa procentowa spaść powinna w 2025 roku o od 75 punktów bazowych do 125 punktów bazowych. Bardziej skrajne prognozy sugerują, że cięć nie będzie albo wręcz przeciwnie – będą i to znacznie dalej idące.

- Załóżmy jednak, że prawda leży gdzieś po środku. Jeśli w przyszłym roku RPP zdecydowałaby się obciąć stopy o 100 punktów bazowych, czyli 1 pkt. proc., to tylko z pozoru byłaby to zmiana niewielka. Jaki może być efekt obcięcia oprocentowania kredytów o wydawałoby się skromny 1 pkt. proc.? Teoretycznie taka zmiana dla wysokości rat kredytowych nie byłaby przewrotem kopernikańskim. Z szacunków HREIT wynika, że miesięczna rata spadłaby o około 9%. To faktycznie niewiele. Jeśli jednak wziąć pod uwagę dane GUS na temat rozkładu wynagrodzeń, to te pozwalają nam szacować, że przy ratach o 9% niższych niż dziś, aż o 17% więcej osób miałoby zdolność kredytową. Zsumujmy więc te wyniki przy założeniu liniowych zależności pomiędzy zarobkami czy kosztem kredytów, a poziomem popytu na mieszkania. Spodziewane dziś wzrosty wynagrodzeń i spadek oprocentowania kredytów może doprowadzić do wzrostu popytu na kredyty nawet o około 1/3. Aż o tyle większe może być grono osób, które pod koniec 2025 roku stać będzie na zakup własnego mieszkania, o ile ich ceny pozostaną stałe, a formułowane dziś prognozy się sprawdzą – wylicza Bartosz Turek.

Z każdym mijającym miesiącem rośnie ryzyko, że program dopłat do kredytów, nawet jeśli zostanie wprowadzony, to w co najmniej nieoptymalnym momencie. Największy sens miałby on w okresie dekoniunktury. 

Fot. Pixabay

Tomasz Wypych

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj29 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Gospodarka