Radosław Sikorski i Donald Tusk. Fot. PAP/Leszek Szymański
Radosław Sikorski i Donald Tusk. Fot. PAP/Leszek Szymański

Plan Tuska: Prezydent z Sopotu, premier z Chobielina

Redakcja Redakcja Donald Tusk Obserwuj temat Obserwuj notkę 96
Donald Tusk do ostatniej chwili będzie zwodził opinię publiczną, by zaraz przed konwencją KO (zaplanowaną na 7 grudnia na Śląsku) ogłosić nowy podział zadań w koalicyjnej rodzinie.

Jeszcze miesiąc temu, gdy zapowiedzieliśmy w Salon24, że Rafał Trzaskowski nie będzie kandydatem KO na prezydenta wiele osób pukało się w głowę. Publicyści i polityczni komentatorzy opowiadali wręcz o autostradzie do prezydentury dla Rafała Trzaskowskiego. Ale prezydent Warszawy każdego dnia traci stronników, a niewykorzystane sytuacje – po piłkarsku - się mszczą. I zasada ta sprawdza się na naszych oczach.

Donald Tusk zaprzecza

Mimo oczywistego wejścia w tryb kampanii wyborczej Donald Tusk zaprzecza, że będzie kandydatem na prezydenta. Kampania zaczęła się latem, nabrała rumieńców w trakcie walki z powodzią i stała się oczywista w trakcie narzucenia tematu nowego planu migracyjnego.

Jej stałym elementem jest konsekwentne zaprzeczanie przez premiera, że... trwa. Wygląda, jakby ten plan polegał na tym, żeby to opinia publiczna doszła do wniosku, że Tusk będzie najlepszym możliwym kandydatem na prezydenta. Przekonanie elektoratu, że premier najlepiej nadaje się do tej roli to proces, który nie wydarzy się z dnia na dzień. Wszak w niedawno opublikowanym sondażu SW Research dla Rzeczpospolitej tylko 12 procent badanych wskazuje, że to on powinien być kandydatem, a na Trzaskowskiego wskazuje ponad 40 respondentów. Dlatego niezbędny był plan, który realizowany jest z żelazną konsekwencją.


Sikorski wyborczym zającem? Za jaką cenę?

Rozpoczął go jeszcze latem Radosław Sikorski mówiąc, że kandydat KO na prezydenta powinien mieć kompetencje w zakresie bezpieczeństwa. Wiele osób słusznie uważa go za wystarczająco utalentowanego i ambitnego, by sam mógł postarać się o stanowisko prezydenta dla siebie. Trzeba jednak pamiętać, że jest on pozbawiony partyjnego zaplecza - a część ludzi Platformy pamięta, że w polityce debiutował w rządzie PiS, w którym był ministrem obrony narodowej.

Sikorski wie też, że to „kierownik” jednoosobowo podejmie decyzje co do kandydata na prezydenta, dlatego lojalnie pracuje na Tuska. Rozsiewa zasłonę dymną, narzuca temat kampanii niewygodny dla tracącego swoją pozycję z dnia na dzień Rafała Trzaskowskiego. W ostatnich dniach na przykład zręcznie osadził w szerszym kontekście działania prezydenta Warszawy, który przeprowadził w stolicy ćwiczenia z obrony cywilnej. – Te wybory są o bezpieczeństwie. Głównie międzynarodowym jednak, bo przecież zadaniem pierwszym, drugim i trzecim w przyszłym roku i następnych latach będzie odpychanie wojny od polskich granic – mówił Sikorski.

Obnaża również słabości Trzaskowskiego. W czasie gdy szef MSZ narażał życie w Afganistanie, prezydent Warszawy uczęszczał na lekcje francuskiego. W wieku, w którym Tusk twardo walczył o swoje na gdańskich podwórkach Trzaskowski wychowywał się wśród bananowej młodzieży warszawskich elit i pracował na reputację bawidamka. Sprawy bezpieczeństwa potrzebują polityków twardych, sprawczych, zdecydowanych. Trzaskowski gra na terenie, który nie pozwala mu wygrać. A pole gry wyznaczył szef MSZ.

Dodajmy, że Sikorski nie objął żadnej ważnej funkcji międzynarodowej. Nie trafił do Komisji Europejskiej, nie odnalazł się w strukturach NATO. Ale konsekwentnie buduje swoją pozycję, gromadzi kapitał polityczny. Czym Tusk mógłby go przekonać do rezygnacji z najwyższych ambicji?

Kto przejmie rząd i partię po wyborach prezydenckich?

Członkowie Platformy Obywatelskiej obawiają się o losy rządu, koalicji i partii po tym, gdy Tusk zostanie prezydentem. Nie jest tajemnicą, że zwornikiem obecnej większości jest osobiście premier, jego talent, charyzma i umiejętności polityczne. Centrum życia politycznego stał się rząd. Czy gdy Tusk zmieni miejsce urzędowania cały system się nie zawali?

Donald Tusk znany jest z tego, że w wąskich kręgach zaznacza: partia jest najważniejsza. Można trafić do opozycji, można przegrać wybory, ale posiadając aparat i struktury zawsze można spróbować wrócić, czego dał przykład między 2021 a 2023 rokiem.

Dlatego jego plan zakłada stworzenie nowego ośrodka kierowania krajową polityką w pałacu prezydenckim, obsadzając zaufanych ludzi na kluczowych stanowiskach. Kierowanie rządem powinien powierzyć Radosławowi Sikorskiemu a partią – Marcinowi Kierwińskiemu.

Tych dwóch polityków w ostatnich miesiącach ponosi olbrzymią cenę, by grać na „kierownika”. Warto przypomnieć, że Kierwiński zostawił pięcioletnią perspektywę wygodnego życia w Parlamencie Europejskim, by zająć się odbudową po powodzi.

W ostatnich tygodniach skończyły się też plotki o planowanej zmianie na funkcji sekretarza generalnego PO, którą teraz pełni, a działacze i samorządowcy z południa kraju ustawiają się do niego w kolejce po realne pieniądze, którymi będzie dysponował.

Koalicję doganiają rozpalone oczekiwania

– Donald Tusk wystartuje, bo nie będzie miał wyboru – mówił w RMF FM Marek Sawicki, lider Ludowców.

Co mógł mieć na myśli były minister, który na współpracy z Tuskiem zjadł zęby? Po co premier miałby oddawać realną władzę i sprawczość, która wynika z pełnienia funkcji? Wszyscy pamiętamy jego wypowiedzi z 2010 roku, gdy mówił, że „po tym, jak nowy prezydent mówi słowa przysięgi, jest tylko prestiż, zaszczyt, żyrandol, pałac i weto”.

Nie wolno nam nie dostrzegać poważnych procesów politycznych w elektoracie, których jesteśmy świadkami. W ubiegłym roku Tusk osiągnął wielki sukces – wygrał z PiSem. Zapłacił za to wysoką cenę i rozpalił oczekiwania elektoratu do skraju możliwości. Tanie kredyty mieszkaniowe? Jak najbardziej. Niższa składka zdrowotna? Ależ owszem! Pieniądze na służbę zdrowia i zbrojenia? Też miały się znaleźć. A to tylko wierzchołek góry lodowej.

Fakt niespełniania przez Tuska złożonych obietnic zaczyna być coraz bardziej oczywisty. Stan realizacji słynnych stu konkretów jest opłakany a wkrótce nie będzie już dało się obciążać za ten stan rządów PiS. 2025 to pierwszy rok z w pełni autorskim budżetem koalicji 15 października, a zamiast spełnionych obietnic znajdziemy tam rekordowy deficyt i olbrzymie potrzeby pożyczkowe. Po wyborach prezydenckich rozpocznie się realne rozliczanie rządu. Ktoś będzie musiał stanąć w prawdzie i powiedzieć: nie damy rady. I zapłaci za to olbrzymią polityczną cenę.


Nie pomoże zagranica

Mimo taktycznych sukcesów na arenie Unii Europejskiej, polski rząd czeka wiele poważnych i trudnych decyzji wynikających ze zmieniającego się świata. Zmiana na funkcji prezydenta USA, konsekwencje wykluczenia interesów Polski z rozwiązań pokojowych na Ukrainie czy zacinająca się gospodarka Niemiec (która dla naszych interesów jest bardzo istotna) to dopiero początek.

Nowa polityka europejska w zakresie opłat za emisję CO2 z domowego ogrzewania, wysokie ceny prądu wynikające z ekologicznej polityki energetycznej Unii, procedura nadmiernego deficytu budżetowego, wreszcie radykalne ograniczenie środków europejskich na politykę spójności będą olbrzymim wyzwaniem dla krajowej polityki. Już na święta możemy być poważnie zaskoczeni cenami podstawowych produktów spożywczych.

Realna polityka będzie miała miejsce na arenie międzynarodowej, jednak jej konsekwencje dla codziennego życia polek i Polaków mogą być dewastujące. A ich ciężar ze swojej właściwości spadać będzie na szefa rządu.

Prezydent z Sopotu

Do wyborów prezydenckich jest przestrzeń by narzucać tematy dyskusji i wykorzystywać cały aparat państwa do zarządzania społecznymi emocjami. Błyskotliwe ruchy podobne do zwrotu w sprawie polityki migracyjnej będą traciły na znaczeniu, gdy społeczeństwo będzie relatywnie ubożało, a przedstawiciele władzy będą mówili, że pieniędzy nie ma i nie będzie. U coraz większej grupy wyborców może wrócić tęsknota za PiSem, który co prawda kradł, ale się dzielił.

Tusk ma dziś 68 lat i jest w specyficznym momencie kariery. Z dostępnych dla niego politycznych osiągnięć niezdobyte zostały tylko urzędy szefa Komisji Europejskiej i Prezydenta RP. Ze źródeł bliskich premierowi wiemy, że porażka z 2005 z PiSem uformowała jego osobowość. To na niej zbudował swój polityczny charakter i skuteczność.

Domknięcie klamrą jego ambicji i spędzenie następnych 5 lub nawet 10 lat w pałacu prezydenckim byłoby ukoronowaniem kariery i szansą na reorganizację obozu politycznego. Tusk jako historyk wie, że prezydentura to godne miejsce w podręcznikach, dziedzictwo i przestrzeń do kreowania polityki w kolejnych latach wzorem Aleksandra Kwaśniewskiego z lat 1997-2001. Po 10 latach prezydentury będzie w wieku, w którym będzie mógł spokojnie przejść na emeryturę w dużo lepszym stylu niż na przykład Leszek Miller.

Premier z Chobielina

Radosław Sikorski ma wystarczające kompetencje i konstrukcję osobowościową, by pełnić funkcję szefa rady ministrów, a na tyle słabą pozycję w partii, że Tusk stawiając na niego nie ryzykuje kolejnej historii o „szorstkiej przyjaźni” między pałacem prezydenckim a KPRM.

Sikorski będzie miał szansę by spełnić swoje olbrzymie ambicje polityczne i uzupełnić wizerunek – dziś postrzegany jest przede wszystkim przez pryzmat doświadczenia międzynarodowego. Po dokończeniu kadencji może stać się politykiem kompletnym, zademonstrować swoją empatię i sprawczość. To znakomite doświadczenie niezbędne do dalszej kariery – zarówno w Polsce jak i na świecie. Byli premierzy dużych europejskich krajów są bardzo poważnie traktowani jako kandydaci np. na funkcję Sekretarza Generalnego NATO albo Komisji Europejskiej.

Jego zadaniem będzie zabezpieczenie funkcjonowania rządu i koordynacja działań aparatu państwa w trakcie najważniejszych rozgrywek na arenie międzynarodowych. Nie będzie sporu o samolot ani o krzesło.

Szef partii z Warszawy

Już trzy tygodnie temu zastanawialiśmy się jakimi argumentami Tusk przekonał Kierwińskiego do rezygnacji z europejskich salonów. Wydaje się, że obecny sekretarz generalny PO szykowany jest do przejęcia drugiego kluczowego obszaru władzy – rządów nad Platformą Obywatelską.

Jako sekretarz odpowiedzialny jest za współpracę z regionalnymi baronami i nadzorowanie funkcjonowania krajowego biura partii. Zna silne i słabe strony działaczy, wie gdzie trzeba nacisnąć, a gdzie pogłaskać by uzyskać pożądany efekt. I jest absolutnie lojalny względem Tuska.

Kierowanie partią to olbrzymia władza. Układanie list wyborczych od poziomu rady gminy do Parlamentu Europejskiego włącznie, zarządzanie ekspozycją medialną, wsparciem eksperckim, wielomilionowym budżetem – to są realne narzędzia polityczne, z których ambitny Kierwiński potrafi korzystać.

Jego zadaniem będzie okiełznanie struktur i przekształcenie ich do nowego, wielkiego projektu politycznego, który powstanie na gruzach słabnących koalicjantów z Lewicy, Polski 2050 i szczątków Nowoczesnej. Ale to sprawa zasługująca na odrębną analizę.

Trzech tenorów na nowo

Tusk znany jest z jednoosobowego stylu zarządzania w polityce, jednak wielkich rzeczy w pojedynkę nie da się zrealizować. Dwóch najbliższych i lojalnych polityków da mu nie tylko bezpieczeństwo, ale i kontrolę nad procesami w państwie z jednej strony, a z drugiej bezpieczną przyszłość i szansę na zbudowanie wokół siebie legendy jednej z najważniejszych postaci dla nowoczesnej historii Polski.

Historia zatacza koło. Platformą znowu zacznie rządzić trzech tenorów, podobnie jak u źródeł partii – gdy w Hali Olivia zakładali ją Tusk, Olechowski i Płażyński.

To dlatego Tusk do ostatniej chwili czekał będzie z ogłoszeniem własnego startu, tak jak do ostatniej chwili zwlekał z ogłoszeniem powrotu na białym koniu do krajowej polityki. Polska musi najpierw zrozumieć, jak bardzo go potrzebuje – a będzie to oczywiście potrzeba tak gorąca, że skłoni Tuska walki o Pałac Prezydencki.

Marcin Torz

Źródło zdjęcia: Radosław Sikorski i Donald Tusk. Fot. PAP/Leszek Szymański

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj96 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (96)

Inne tematy w dziale Polityka