37-letni Mateusz M. kierowca tira, który staranował auta na S7 w Borkowie k. Gdańska usłyszał zarzut spowodowania katastrofy drogowej, w wyniku której zginęły cztery osoby, a 15 zostało rannych. Wśród ofiar było dwóch chłopców w wieku 7 i 10 lat, wracali z meczu Lechii Gdańsk. Szkoła opublikowała kondolencje.
Kierowca tira usłyszał zarzuty
Po karambolu na S7 kierowca tira usłyszał zarzuty spowodowania katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu wielkich rozmiarów, w wyniku której śmierć poniosły cztery osoby, a piętnaście zostało rannych. Za to przestępstwo grozi do 15 lat więzienia. Prokuratura zawnioskowała do sądu o tymczasowe aresztowanie podejrzanego na trzy miesiące, ale sąd sąd zdecydował, że będzie pod dozorem policyjnym i siedem razy w tygodniu musi stawiać się we właściwej jednostce policji - podała prokuratura.
Mężczyznę doprowadzono w niedzielę do Prokuratury Rejonowej w Pruszczu Gdańskim, gdzie został przesłuchany w charakterze podejrzanego.
- Podejrzany nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Odpowiadał jedynie na pytania obrońców. Na tę chwilę nie przekazujemy więcej informacji – powiedział rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Mariusz Duszyński.
37-latek powiedział, że się "zagapił"
W niedzielę prokuratura ujawniła, że badania toksykologiczne nie wykazały obecności substancji psychoaktywnych.
- Oznacza to, że kierowca w chwili zdarzenia był trzeźwy i nie znajdował się pod wpływem środków psychoaktywnych – powiedział prokurator Duszyński i dodał, że z zapisu tachografu wynika, że w chwili zderzenia z innymi pojazdami tir poruszał się z prędkością 89 km/h, a na tym odcinku drogi dopuszczalna prędkość wynosi 80 km/h.
Rrzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku podkreślił, że pojazd, który taranował inne samochody, wytracił prędkość do 0 km na godz. w ciągu 10 sekund. – Oznacza to, że pojazd wytracił prędkość nie na skutek hamowania, a na skutek uderzenia w poprzedzające go samochody oraz barierę energochłonną – tłumaczył prokurator Mariusz Duszyński.
Badania telefonu podejrzanego wykazały, że nie był używany w trakcie zdarzenia. Kierowca miał powiedzieć policjantom po zatrzymaniu, że się... zagapił.
Więcej przeczytasz o tym tutaj:
Jak wynika z nieoficjalnych ustaleń Informacyjnej Agencji Radiowej kierowcą ciężarówki jest prezesem jednej z firm transportowych z województwa mazowieckiego. Według ustaleń dziennikarzy, gdy doszło do karambolu, zastępował innego kierowcę.
Jeden z obrońców podejrzanego mecenas Marek Wasilewski powiedział PAP w niedzielę wieczorem, że to rozważna decyzja sądu (dozór policyjny, a nie areszt - przyp. red.). "Nasz klient jest w wielkim szoku po tym, co się stało. Jest zdruzgotany psychicznie" - dodał mecenas Wasilewski.
Zginęli uczniowie podstawówki w Straszynie
Do karambolu doszło na S7 w Gdańsku, między wjazdem Lipce a Gdańsk Południe, na remontowanym odcinku trasy. W katastrofie, która miała miejsce w piątek po godz. 23.00, uczestniczyło 21 pojazdów - 18 osobowych i trzy ciężarowe, którymi łącznie podróżowało 56 osób. Cztery osoby nie żyją (w tym dwóch chłopców w wieku 7 i 10 lat), dane pozostałych dwóch osób będą potwierdzone po badaniach DNA.
Obaj zmarli chłopcy byli uczniami Szkoły Podstawowej w Straszynie (gmina Pruszcz Gdański). Szkoła na profili na Facebooku opublikowała kondolencje.
Jak się okazało chłopcy zginęli wracając z meczu Lechii Gdańsk. "Podczas powrotu do domu z meczu Lechia Gdańsk - Legia Warszawa zginęło dwóch chłopców, uczniów Szkoły Podstawowej w Straszynie. Rodzinie i najbliższym ofiar składamy najszczersze kondolencje. Do zobaczenia w Sektorze Niebo" - czytamy na fanage'u "Lechia Gdańsk - FC Straszyn".
W związku z wypadkiem było hospitalizowanych piętnaście osób, pięć nadal pozostaje w szpitalach, a stan dwóch osób jest ciężki.
ja
Na zdjęciu 37-letni sprawca karambolu Mateusz M. doprowadzony do prokuratury, fot. PAP/Adam Warżawa
Inne tematy w dziale Rozmaitości