O tym, dlaczego pracownicy powinni mieć możliwość odwoływania dyrektorów firm, a urzędnicy zarabiać znacznie więcej - mówi w Salonie 24 Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa.
Salon24: Związek Zawodowy Związkowa Alternatywa chce by pracownicy mogli odwoływać szefów firm, w których pracują. Przecież to populizm w czystej postaci.
Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa: - Nie widzę w tym żadnego populizmu. Nasza organizacja daleka od takiego podejścia. Obserwujemy to, co się dzieje w polskich przedsiębiorstwach i instytucjach. I jeśli jest taka potrzeba, to reagujemy. Taka jest natura związku zawodowego. Dlatego teraz proponujemy wprowadzenie w spółkach z udziałem skarbu państwa i instytucjach publicznych prawa do referendów, w których pracownicy mogliby odwoływać członków zarządu, w tym prezesów, swoich zakładów pracy. Referendum byłoby ważne, gdyby brała w nim udział co najmniej połowa pracowników, a z nich większość byłaby za odwołaniem zarządu lub jego części. Referendum w sprawie odwoływania zarządu firmy byłoby wpisane do ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych i byłoby możliwe po przejściu wszystkich etapów sporu zbiorowego. Referendum ogłaszałby związek zawodowy prowadzący spór zbiorowy. Byłby to więc drugi rodzaj referendum obok referendum strajkowego.
- I co działoby się po referendum? Związkowcy przejmowaliby władzę w firmie?
- Referendum w sprawie odwołania zarządu firmy lub instytucji dawałoby związkom zawodowym wpływ na funkcjonowanie zakładu pracy i byłoby bodźcem dla pracodawcy, by dbał o wysoką jakość dialogu społecznego. Warto wspomnieć, że obecnie prawo do referendum strajkowego nie przysługuje części pracowników, w tym z prawa do strajku wyłączona jest cała służba cywilna. Referendum w sprawie odwołania zarządu danej firmy lub instytucji nie miałoby żadnych ograniczeń i byłoby możliwe we wszystkich instytucjach i spółkach nadzorowanych przez państwo lub samorząd.
- Czy związkowcom nie wystarczy, że w przyszłym roku wzrośnie płaca minimalna?
- Rzeczywiście rządzący postanowił podnieść minimalne wynagrodzenie w 2025 r. z 4300 zł brutto do 4666 zł, czyli o 8,5 proc.. Oznacza to wzrost większy od pierwotnie zapowiadanego o 40 zł. Naszym zdaniem płaca minimalna mogłaby wzrosnąć nieco bardziej, np. o 10 proc., ale propozycję rządową oceniamy umiarkowanie pozytywnie. Natomiast bardzo krytycznie oceniamy pomysły władzy dla sektora publicznego Rząd wciąż upiera się, by płace w budżetówce w przyszłym roku zwiększyły się o zaledwie 5 proc.
- A może po prostu Państwa na razie nie stać na większe podwyżki w administracji?
- Niestety to nie jest „na razie”, bo płaca minimalna będzie rosnąć szybciej niż pensje w sferze budżetowej po raz kolejny. Z taką niesprawiedliwą wobec ciężko pracujących urzędników sytuacją mamy do czynienia od ponad 10 lat. Z jednym tylko wyjątkiem na bieżący rok, gdy wzrost wynagrodzeń w budżetówce nieznacznie przekroczył wzrost płacy minimalnej. W ten sposób nowy rząd kontynuuje degradację administracji publicznej, która dokonywała się już za rządów PiS.
Płace tysięcy pracowników sądownictwa, Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego czy urzędów wojewódzkich oscylują wokół płacy minimalnej. W konsekwencji rośnie liczba wakatów w kluczowych instytucjach państwowych i następuje masowy odpływ wykwalifikowanych pracowników. To polityka szkodliwa, która już teraz przyczynia się do pogorszenia jakości usług publicznych i osłabiania państwa. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w samorządach, gdzie tysiące pracowników o bardzo wysokich kwalifikacjach otrzymują pensje nieznacznie przekraczające ustawowe minimum. Dlatego stanowczo domagamy się przyszłorocznego wzrostu płac w całym sektorze publicznym na poziomie co najmniej 20 proc. I będziemy o to walczyć.
Rozmawiał Tomasz Wypych
Źródło zdjęć: Związek Zawodowy Związkowa Alternatywa
Inne tematy w dziale Społeczeństwo