Życie potwierdziło przypuszczenia Salonu24 z ubiegłego tygodnia o konflikcie na linii Donald Tusk – Rafał Trzaskowski. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Piotr Krzystek, prezydent Szczecina, ogłosił, że tworzy nową partię pod nazwą OK Polska. To nie pierwszy raz, gdy polityk z Pomorza Zachodniego przejawia ambicje wejścia w większą politykę.
Samorządowcy mieszają w polityce krajowej
Cofnijmy się do marca zeszłego roku. Piotr Krzystek, Jacek Karnowski, Jacek Sutryk i inni samorządowcy spotykają się na stadionie we Wrocławiu, by zawiązać koalicję między ruchem Tak dla Polski Rafała Trzaskowskiego i OK Samorząd Piotra Krzystka.
Jacek Karnowski mówił wtedy: – To kolejny krok w kierunku łączenia samorządowców przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi. Najważniejszymi dla Polski wyborami po '89 roku. Ruch Samorządowy TAK! Dla Polski i OK Samorząd muszą być spoiwem, by doprowadzić do zwycięstwa demokratycznej opozycji.
I jak powiedział, tak zrobił. Ekipa skupiona wokół Rafała Trzaskowskiego negocjowała swoją obecność na listach KO, niejako szantażując wizją niezależnego startu. Udało się. Samorządowcy ci dostali kilka miejsc do Sejmu i Senatu, ale przede wszystkim - gwarancję poparcia PO dla siebie w wyborach samorządowych, które miały miejsce kilka miesięcy później.
Do parlamentu trafił więc Jacek Karnowski, a Jacek Sutryk i Rafał Trzaskowski uzyskali gwarancję poparcia na prezydentów Wrocławia i Warszawy. Poparcie uzyskali również inni działacze ruchu Trzaskowskiego – Aleksandra Dulkiewicz, Hanna Zdanowska, Roman Szełemej, Arkadiusz Wiśniewski, Marcin Krupa, Konrad Fijołek czy Tadeusz Truskolaski.
W przypadku Sutryka, Wiśniewskiego czy Krupy te decyzje wcale nie były tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Stawka była bardzo poważna – Trzaskowski potrzebował swoich ludzi na funkcjach z realną władzą, pieniędzmi i stanowiskami, czyli środkami niezbędnymi do budowania struktur dla przyszłego kandydata na prezydenta.
To po to byli Trzaskowskiemu prezydenci miast – mieli narzędzia do kreowania polityki. We Wrocławiu ekipa Sutryka, czyli przynajmniej sympatycy Trzaskowskiego, nie poprzestała na tworzeniu wątpliwych stanowisk pracy i rad programowych czy zatrudniania niemal połowy radnych w spółkach i instytucjach miejskich.
Niedawno na kanale Ujawniamy.com niżej podpisany ujawnił, że działacze Platformy do umowy koalicyjnej między PO a Sutrykiem wstawili zapis o tym, że to partia wskaże swoich ludzi do spółek. A przypomnijmy, że we Wrocławiu wygrywali oni konkursy z założenia transparentne i uczciwe...
Interesujące, że znacznie wcześniej było wiadomo, kto te konkursy ma wygrać. Jeśli chodzi o zapis umowy pomiędzy PO a Sutrykiem, to warto się zastanowić, co będzie następne. Może sekretarz partyjny w każdej komórce urzędu? Komórka partii wiodącej w każdej spółce?
To nie koniec finansowego wehikułu ekipy Trzaskowskiego. Pamiętajmy, że jego wehikuł polityczny, czyli Campus Polska, z samorządów otrzymał przecież setki tysięcy złotych.
Plan Trzaskowskiego: przejąć PO albo utworzyć partię prezydencką
To wszystko to tylko część większego planu. Ekipa Rafała Trzaskowskiego już raz ostrzyła sobie zęby na przejęcie Platformy Obywatelskiej. W 2020 roku, po znakomitym wyniku w wyborach prezydenckich, cały platformiany elektorat oczekiwał od niego objęcia władzy i niemalże wołał „Rafał, musisz!” Tymczasem prezydent Warszawy przez rok nie podejmował wyraźnych ruchów, z czego skorzystał w lipcu 2021 Donald Tusk.
Jego głośny powrót zmienił wszystko: odbudował spoistość partii i nieco też zweryfikował polityków wokół Trzaskowskiego. Zdolnych, ale – z całym szacunkiem – z innej ligi niż obecny premier.
-Trochę zapominają, że – na chwilę obecną - bez Tuska ich wartość jest znacznie mniejsza. - Gdyby nie Tusk, to nadal rządziłby PiS. A Rafał nadal pewnie by czekał na właściwy moment, by wreszcie sam włączyć się do akcji – ironizuje członek PO z Zachodniopomorskiego.
A Piotr Krzystek nie działa sam. Zakładając partię zabezpiecza infrastrukturę do wypromowania Rafała Trzaskowskiego i daje mu organizacyjną niezależność. Zebranie niezbędnych 100 000 podpisów z udziałem samorządów, młodzieży rekrutowanej na Campus Polska i części polityków PO staje się realną perspektywą i ma stworzyć w głowie Donalda Tuska dylemat: a co jeśli Trzaskowski rozbije jedność i wystartuje sam? Dlatego można przyjąć, że ruch Krzystka to wyzwanie rzucone premierowi Tuskowi.
Bo nie tylko o prezydenturę tu idzie. W ubiegłym tygodniu zwróciliśmy uwagę, że zaraz po wyścigu o pałac prezydencki rozpoczyna się gra wewnętrzna o Platformę Obywatelską, najsilniejszą partię w Koalicji Obywatelskiej. W przypadku niepowodzenia – o wyprowadzenie możliwie największej ilości wartościowych kadr do nowej partii prezydenckiej, budowanej wokół Rafała Trzaskowskiego. Czy taką rolę może pełnić nowa formacja Krzystka? Niewykluczone.
Ferment w strukturach
Pewne jest natomiast, że od zawsze w polityce sprawdza się zasada – ten kto ma struktury, rządzi partią. Stronnicy Trzaskowskiego już dziś rekrutują polityków PO, próbując ich wciągnąć do szeroko rozumianego sztabu. Wiedzą bowiem, że walka o prezydenturę to tylko etap zakrojonego szerzej planu. Wykorzystują do tego kanały nieoficjalne i pomijają struktury partii. To działanie, które destabilizuje PO, bo podburza przeciw jedynowładztwu Tuska szeregi pomijanych lub nie dość docenianych w dzieleniu owoców władzy działaczy.
Oni wiedzą, że kariery mogą zrobić tylko po politycznych trupach najbliższych zauszników premiera, a ostatecznie – wysyłając Tuska na przymusową emeryturę. „Biologia jest po naszej stronie. Wygramy z geriatrią” – mawiał przecież Sławomir Nowak, a jego hasło zostało w sercach jeszcze młodych, a niespełnionych polityków KO z otoczenia prezydenta Warszawy, takich jak Sławomir Nitras czy Adam Szłapka.
Tych niezadowolonych jest więcej, co w partyjnej walce buldogów może mieć kluczowe znaczenie. Musimy pamiętać, że w PO szefów struktur krajowych, ale także regionalnych i powiatowych wybierają bezpośrednio członkowie partii.
W Platformie szykuje się więc poważna wojna o struktury i regionalny aparat partyjny. To dlatego te z pozoru niewyraźne ruchy na dołach Platformy Obywatelskiej mają tak kluczową rolę. To dlatego trwa walka o pozyskanie lub wymianę szefów struktur regionalnych partii. To dlatego lokalni działacze walczą na noże o funkcje wykonawcze – wiceprezydentów, marszałków, starostów, czy prezesów spółek. To w tych urzędach i spółkach czekają etaty i awanse dla niedocenionego i wygłodniałego władzy ludu Platformy Obywatelskiej. Kto lud nakarmi – utrzyma rząd dusz. Znakomitym przykładem dla takiej rozgrywki jest Dolny Śląsk i Pomorze Zachodnie.
Zachodniopomorskie: współpraca popłaca, ale Tusk się wściekł
Na Pomorzu Zachodnim wygaszony został odwieczny konflikt między Nitrasem a środowiskami skupionymi wokół Stanisława Gawłowskiego. Dziś PO wspiera prezydenta Krzystka w Szczecinie, radni Krzystka wspierają marszałka Geblewicza w sejmiku. Nitras pokazuje się publicznie z dawnymi przeciwnikami, angażuje się z siłami ministerstwa w lokalne sprawy, zatrudnia zaufanych działaczy. Wygląda to tak jak budowanie pozycji Trzaskowskiemu.
Niestety – dla Nitrasa - Onet niedawno ujawnił, że polityk Totalizatorze Sportowym przesadził. Zaczął wiosną od wymiany zarządu na zaufanych ludzi prezydenta Warszawy, później wymienił wszystkich dyrektorów regionalnych. Co symboliczne – dyrektorami zostali dawni kierownicy biur poselskich i Nitrasa, i Gawłowskiego.
W ostatnich dniach usłyszeliśmy jednak rytualne „Tusk się wściekł”. Dziś Totalizator to sprawa wyłącznie Nitrasa, jednak gdy PO nie wyciągnie konsekwencji, nie odetnie się i – zwyczajem Tuska – nie „wypali rozżarzonym żelazem” partyjnych patologii – z „afery Nitrasa” zmieni się w „aferę Platformy”.
Dlatego premier może wyciągnąć realne konsekwencje. I jeśli tak się stanie, to będzie miał z tego tylko i wyłącznie same pozytywy: z jednej strony będzie dobrym carem, który ukarze złego bojara, z drugiej – zmarginalizuje ważną postać w obozie wewnętrznego wroga, Rafała Trzaskowskiego.
Całej sprawie pewnie z niesmakiem mogą przyglądać się wyborcy i opiniotwórcze środowiska wspierające Koalicję Obywatelską, którzy głosowali na partię Tuska z przekonaniem, że teraz będzie w końcu inaczej. Tymczasem najwyraźniej jest tak jak było, a światłe platformerskie elity kierują się znaną i hołubioną przez wszystkich polityków od lat zasadą TKM. Tego się po prostu nie da obronić.
Dolnośląskie: otwarta wojna
Dolny Śląsk to mniej idylliczny obraz. Środowisko Schetyny, Sutryka i Trzaskowskiego do dziś nie wybaczyło zdrady obecnemu szefowi regionu, Michałowi Jarosowi. W 2021 wystartował przeciwko Romanowi Szełemejowi, popieranemu nie tylko przez lokalnych działaczy z Tomaszem Siemoniakiem na czele, ale też przez samego Donalda Tuska.
Schetyna uważa, że wyciągnął w 2018 roku do Jarosa rękę, gdy poparcia na funkcję prezydenta Wrocławia odmówiła mu jego ówczesna partia – Nowoczesna. Jaros nie zgodził się zrezygnować ze startu, co środowiska ze słynnych wrocławskich „kanap” odebrały jako sygnał do wojny.
W efekcie najpierw upokorzono Jarosa w wyborach na prezydenta Wrocławia, później – na marszałka województwa. W każdym z tych procesów pierwsze skrzypce grali ludzie związani z Grzegorzem Schetyną – Jerzy Pokój, Tomasz Siemoniak, czy Marek Łapiński. Dołączył do nich nawet Bogdan Zdrojewski i Renata Granowska, a stało się to po ewidentnych błędach politycznych Jarosa przy układaniu list wyborczych.
Granowska – obecnie wiceprezydent Wrocławia - chciała być marszałkiem województwa, jednak nie dość ochoczo broniła najbliższego otoczenia Jarosa, zamieszanego w tzw. aferę hejterską (jego współpracownik obrażał Sutryka). Zausznicy Jarosa zrzucili ją z pierwszego miejsca na liście i konsekwentnie odmawiali współpracy. W efekcie wspomniani wcześniej lokalni politycy poczuli krew, przeprowadzili sejmikowy pucz i stopniowo odebrali Jarosowi realny wpływ na obsadę stołków w mieście i w województwie.
To wszystko zdolni i doświadczeni politycy, ale nie dorastają do pięt Grzegorzowi Schetynie, któremu liczni politycy PO przypisują kierowniczą rolę w procesie marginalizowania Jarosa.
Wielu naszych rozmówców twierdzi, że to jego relacje z Michałem Dworczykiem miały być kluczowe dla zachowania władzy przez ekipę Bezpartyjnych Samorządowców, dziś blisko współpracujących z PSL. Warto przypomnieć, że w 2016 roku to właśnie Schetyna miał dogadywać się z wiceprezesem PiS Adamem Lipińskim deal o zmianie władzy w sejmiku województwa, byle tylko zemścić się za wcześniejsze porażki wewnątrz PO. Pod biurem krajowym Platformy pikietował nawet w tej sprawie Komitet Obrony Demokracji!
Dziś to Bezpartyjni Samorządowcy są największymi beneficjentami walki w PO, która tak bardzo zwalczała własnego kandydata na marszałka, że mimo posiadania największego klubu w sejmiku nie uzyskała nawet większości w zarządzie województwa, ale to sprawa, która zasługuje na odrębną analizę.
Pamiętajmy, że nie tylko o osobistą vendettę tu chodzi. Wysłanie Jarosa na przedwczesną emeryturę jest potrzebne jako element większego planu przejęcia PO. Dolny Śląsk to duży region i głosy tutejszych działaczy będą miały duży wpływ na wybór nowego kierownictwa partii władzy. W najbliższym roku będziemy obserwowali festiwal nowych i zaskakujących zapisów do partii, zatrudniania partyjnych kolesi i integrowania lokalnych, samorządowych klik ze strukturami Platformy Obywatelskiej.
Czy wojna buldogów utopi koalicję?
Stawka w tej walce jest zbyt wysoka, żeby jej uczestnicy zwracali na cokolwiek uwagę, w tym na zdenerwowanie elektoratu. Czy Tusk i PO zdadzą egzamin z politycznej dojrzałości? Z całą pewnością wiele razy usłyszymy nieoficjalną, w zaufaniu przekazaną informację, że „szef się wściekł”. Ale od skutków tej rozgrywki zależy przyszłość całej Koalicji Obywatelskiej, a zatem i większości stojącej za obecnym rządem.
Marcin Torz
Na zdjęciu Rafał Trzaskowski i Piotr Krzystek, fot. PAP/Albert Zawada
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo