fot. PAP/Marcin Obara
fot. PAP/Marcin Obara

Wojna u Solorza, czyli "Sukcesja" po polsku. Prof. Bugaj: Państwo powinno to kontrolować

Redakcja Redakcja Biznes Obserwuj temat Obserwuj notkę 87
Państwo powinno dbać o to, żeby nie powstawały takie gigantyczne ośrodki, jak Zygmunta Solorza. Taki koncern to ogromna władza. Ekonomiczna, medialna, polityczna. Solorz to gracz, który przez lata miał wpływ na strategiczne obszary gospodarki, uczestniczył w grze politycznej. Robił to bardzo dyskretnie, ale robił i to jest problem – mówi Salonowi 24 prof. Ryszard Bugaj, ekonomista Polskiej Akademii Nauk, działacz opozycji w okresie PRL, w latach 90. poseł na Sejm, twórca i pierwszy przewodniczący Unii Pracy.

Wiele dzieje się w imperium Zygmunta Solorza. Z zarządów Cyfrowego Polsatu i ZE PAK odwołano synów miliardera. Media o konfliktach Solorza z dziećmi informowały od pewnego czasu, pojawiają się porównania do serialu „Sukcesja”. Podobieństwa są, bo tak jak w serialu miliarder walczy z dziećmi, a rywalizacja dotyczy medialnego imperium. Rzecz w tym, że imperium to wykracza poza media. To także energetyka, branża telekomunikacyjna. Czy jeśli dochodzi do tak dramatycznych wydarzeń w tego typu koncernach, państwo powinno interweniować, czy zostawić to „niewidzialnej ręce rynku”?

Prof. Ryszard Bugaj:
Myślę, że państwo powinno przede wszystkim trochę bardziej dbać o to, żeby nie powstawały takie gigantyczne ośrodki, które łączą potężne imperium medialnym z koncernem energetycznym i w dodatku telefonią komórkową. Taki koncern to ogromna władza. Nie tylko ekonomiczna czy medialna, ale w jakimś sensie polityczna. W każdym razie Zygmunta Solorza można uznać za gracza, który przez lata miał wpływ na strategiczne obszary gospodarki, uczestniczył w grze politycznej. Wprawdzie robił to bardzo dyskretnie, ale robił, i to jest problem. Na ogół liberałowie mówią, że w sektorze prywatnym nie ma konfliktu, że jest tu mechanizm rynkowy, ale w tym przypadku widzimy wyraźnie, że ten mechanizm delikatnie mówiąc, zawodzi.



Czy jeśli ktoś ma wpływ na tak wielki koncern medialny, jest potentatem, ale coś się stanie, zachoruje, a nie ma jasno określonych zasad sukcesji, to istnieje ryzyko, że strategiczny segment gospodarki zostanie przejęty przez kogoś niekoniecznie do tego powołanego?

Udziałowcy w takim koncernie się boksują, toczą długotrwałe procesy przed sądami, gdzie właściwie pieniądze też są bardzo ważne, bo to już jest problem selekcji prawników, którzy się do tego nadają, a oni są bardzo kosztowni. W związku z tym, że takie koncerny mogą mieć znaczenie strategiczne, jakiś rodzaj kontroli państwa jest konieczny.

Tak, ale tu też można się obawiać, że to pójdzie w drugą stronę. Spółki Skarbu Państwa i sposób zarządzania nimi budzi kontrowersje. Trudno uwierzyć, że nadzór polityczny będzie zdrowszy, niż puszczenie wszystkiego na żywioł?

Trochę mi to strach powiedzieć, ale to trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie, że pomimo zastrzeżeń do państwa, trzeba ten nadzór przywrócić. Mówienie o tym jest trudne o tyle, że to państwo jest właśnie poddane ostrej i uzasadnionej krytyce. Myślę jednak, że nie ma rozsądnej alternatywy. Wydaje mi się, że trzeba raczej naprawiać państwo, niż rezygnować z jego misji. To jest w tej chwili szczególnie ważne, dlatego, że świat od kilku lat wchodzi trochę w taki korkociąg i jest coraz większe zagrożenie, że gdzieś znowu wyląduje jakiś czarny łabędź, i będą bardzo poważne problemy w skali globalnej.

Jak miałoby jednak wyglądać określenie zdrowych zasad działania państwa, skoro politycy nie potrafią dogadać się w najprostszych i oczywistych sprawach?

Nie mam wątpliwości, że trzeba to robić. Choć przyznaję, że w obecnym układzie politycznym nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, jak to zrobić.

Wspomniany Zygmunt Solorz potęgę medialną budował w latach 90. Pan wtedy zasiadał w Sejmie, jako lider Unii Pracy. Jak wspomina Pan ten czas kształtowania się rynku medialnego, przyznawania koncesji, który do dziś budzi wątpliwości?

Dokładnych szczegółów, kulis przyznania koncesji nie znam wystarczająco, ale faktycznie, jest tu szereg rzeczy do końca niewyjaśnionych. Oczywiście, pozostają podejrzenia, wątpliwości, hipotezy, więc moim zdaniem jest to niewystarczająco przejrzyste. Nieprzejrzyste przez lata były też na przykład zasady nominacji w wielkich państwowych przedsiębiorstwach. I niestety, koalicja 15 października nic nie zrobiła, żeby ucywilizować mechanizmy kreacji kadr w publicznych spółkach. Minął rok i jest tak, jak było za poprzedniego rządu.

Wróćmy do kształtowania się ładu medialnego. Szczegółów przyznania konkretnych koncesji może Pan nie znać, ale zasiadał Pan w Sejmie, który przyjmował ustawę o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji.

Muszę uczciwie przyznać, że nie doceniłem wtedy znaczenia Krajowej Rady. Wydawało mi się, że to będzie mechanizm funkcjonujący rutynowo, bez żadnych wielkich rozgrywek. Stało się inaczej. Mówiłem też już u Państwa o tym, jak wyglądały prace przy tworzeniu Konstytucji. Gdy wyszła pierwsza wersja ustawy zasadniczej, to była ona pozapinana na wszystkie liberalne guziki. Jako lider Unii Pracy doszedłem do wniosku, że taką Konstytucję nam jest trudno poprzeć. Zwróciłem się więc do PSL-owców. Oni po zastanowieniu się zgodzili się z nami. Wspólnie powiedzieliśmy, że na taką wersję ustawy zasadniczej się nie zgodzimy. Powiedzieliśmy o tym naszym partnerom, za Konstytucją były przede wszystkim SLD i Unia Wolności. Oni na początek się chcieli oburzyć, ale potem zmienili zdanie. Myślę, że to zasługa Aleksandra Kwaśniewskiego, który uznał, że liczy się arytmetyka. I rozpoczęliśmy takie czterostronne negocjacje, trwały przez mniej więcej miesiąc. Za ocalenie pewnych zapisów Unia Wolności ustępowała w innych sprawach. SLD był raczej pasywny. My chcieliśmy gwarancji praw socjalnych i dostaliśmy je, chociaż nie w stu procentach. PSL nie zgodził się na przykład na wpisanie powiatów do Konstytucji. One oczywiście zostały wprowadzone, ale zmienić to można na drodze jedynie ustawy.

A mediów się nie zmieni, bo Krajowa Rada jest w Konstytucji.

Tak, i ja jej znaczenia po prostu nie doceniłem. Pamiętajmy też, że ówczesna większość sejmowa nie miała charakteru, powiedziałbym takiego, jaki oczekujemy od konstytuanty. To znaczy, parlament został wybrany, ale 34 proc. wyborców poparło prawicę, która nie weszła do parlamentu. Jest dramatyczny rozdźwięk między skalą poparcia wyborców a wielkością klubów parlamentarnych, które się z tego wyłoniły. Z drugiej strony, wtedy opozycyjna Unia Wolności i opozycyjna, mająca mały klub Unia Pracy mogły na zasadzie partnerskiej podjąć rozmowy, wynegocjować kształt nowej Konstytucji. Początkowa wersja Konstytucji nam się nie podobała, jednak chcieliśmy, żeby była jakaś Konstytucja, bo inaczej prawdopodobnie Konstytucji, bo nie byłoby do dziś. Natomiast w sprawie Krajowej Rady jak wspomniałem, nie doceniłem jej znaczenia. Dziś przydałaby się większa przejrzystość, kontrola takich koncernów jak pana Solorza. Problem w tym, że dziś nie widzę szansy, by udało się wynegocjować konsensus, jak wtedy, gdy udało się porozumieć w sprawie Konstytucji.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj87 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (87)

Inne tematy w dziale Gospodarka