Pojedynki na policzkowanie są coraz bardziej popularne. Ich zwolennicy zapewniają, że są efektowne i bezpieczne. Tymczasem walka „na liście” może nawet zabić. Do takiego zgonu doszło z resztą już w Polsce.
Walka na policzkowanie. W Polsce już doszło do zgonu
Do najbardziej tragicznego wypadku doszło w naszym kraju. W listopadzie 2021 po pojedynku na „liście” (tzw. slapfighting) na skutek nokautu zapadł w śpiączkę, a potem zmarł strongman Artur „Waluś” Walczak. Powodem był krwiak wewnątrzmózgowy i uszkodzenie mózgu. Mimo operacji zawodnika nie udało się uratować.
Teraz amerykańscy specjaliści na łamach pisma „JAMA Sugery” przekonują, że policzkowanie, czyli tzw. pojedynki na „liście”, są groźne dla zdrowia, mogą powodować poważne uszkodzenia mózgu - ostrzegają amerykańscy specjaliści na łamach pisma „JAMA Surgery”.
Tragedie związane z policzkowanie nie są wyjątkiem, naukowcy z University of Pittsburgh School of Medicine w USA ostrzegają, że „niektóre skutki tych pojedynków są niepokojące”. I wcale nie zdarzają się tak rzadko.
Eksperci zbadali walki "na liście". Niepokojące wnioski
Badacze przeanalizowali 78 walk slapfighting z udziałem 56 osób, w których zadano 333 ciosy z „liścia”. Większość walk odbyła się w Stanach Zjednoczonych. Badacze twierdzą, że u ponad połowy uczestników dostrzegli oznaki wstrząśnienia mózgu. U wielu innych doszło do zaburzeń ruchowych lub tzw. osłupienia. Z kolei ci, którzy zostali znokautowani, mieli trudności z podniesieniem się. Wstrząśnienie mózgu jest urazowym uszkodzeniem mózgu. Powoduje ono zaburzenie czynności pnia mózgu, przy którym nie dochodzi do znaczących zmian anatomicznych. Najczęstszym objawem jest utrata przytomności, zaburzenia mowy, wymioty, nudności, a także bóle i zawroty głowy, światłowstręt, zaburzenia pamięci, snu oraz koncentracji uwagi i nadwrażliwość na hałas.
Jednorazowe wstrząśnięcie mózgu nie musi być groźne, choć lekarze ostrzegają, że nie powinno być bagatelizowane, gdyż często przebiega bezobjawowo (szczególnie u dzieci). To, że nic poważnego się nie wydarzy i wszystko powróciło do normy nie oznacza, że wszystko jest w porządku. Niezbędna jest wizyta u lekarza i przeprowadzenie odpowiednich badań.
Błędne jest też przekonanie, że nic groźnego się nie wydarzyło, bo nie doszło do utraty przytomności. Zwraca na to uwagę jeden z autorów badania dr Joseph Maroon. „W przeszłości sądzono, że wstrząśnienia mózgu nie było, jeśli nie doszło do utraty przytomności. Jednak wiemy już, że tak się dzieje w aż 90 proc. przypadków wstrząśnienia mózgu” - zaznacza w wypowiedzi dla BBC News.
Pojedynek na otwarte dłonie gorszy niż boks
Specjalista ostrzega, że największe ryzyko poważnego uszkodzenia mózgu występuje wtedy, gdy pojedynek jest kontynuowany, zanim wszystko w mózgu powróci do normy. Kolejny cios może być nawet słabszy, ale jest w stanie wywołać większe uszkodzenia. „Największe ryzyko jest wtedy, gdy sportowiec mimo wstrząśnienia mózgu wstaje i otrzymuje kolejny cios” - przekonuje.
Neurolodzy ostrzegają również przed tzw. przewlekłą encefalopatią pourazową (CTE), do której doprowadzają nieznaczne, ale powtarzające się uszkodzenia mózgu. Może się ona rozwinąć po wielu latach na skutek uprawiania sportu w różnych dyscyplinach, narażających mózg na nieodczuwalne nawet mikrouszkodzenia i wstrząśnienia. Najbardziej niebezpieczne są powtarzające się uderzenia głową.
Pojedynek na policzkowanie się może być bardziej groźny aniżeli boks. W boksie zawodnicy mogą się chronić przed ciosem, wykonywać uniki lub amortyzować uderzenie. Podczas walki na „liście” niedopuszczalny jest nawet nieznaczny ruch głową.
Tomasz Wypych
Fot. Pięść, bijatyka (zdjęcie przykładowe). Źródło: Pixabay.com
Inne tematy w dziale Sport