Minęło ponad sześć lat od tragedii, jaka przydarzyła się w rodzinie Leszka Millera. Pod koniec sierpnia 2018 roku syn byłego premiera, Leszek junior popełnił samobójstwo. Polityk wrócił do tragicznych wspomnień w rozmowie z dziennikarką "Gazety Wyborczej".
Leszek Miller wspomina rodzinną tragedię
Dokładnie 27 sierpnia 2018 roku doszło do ogromnej tragedii w rodzinie Leszka Millera. W rodzinnym domu znaleziono ciało jego syna, Leszka juniora. Przyczyną śmierci 48-latka było samobójstwo. Media rozpisywały się wówczas, że syn byłego premiera cierpiał na depresję.
UWAGA! Jeśli jesteś w kryzysie, depresji, masz problemy, skontaktuj się z osobami, które mogą pomóc. Możesz to zrobić np. dzwoniąc na bezpłatny numer 116 123.
Po latach, Leszek Miller postanowił wrócić do tragicznych wspomnień w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". – Przeszedłem bardzo wiele trudnych sytuacji, najgorszą, jaka się może zdarzyć, która się zdarzyła w tym domu, czyli śmierć mojego syna. Najpierw powinni umierać rodzice, a dopiero potem dzieci – wyznał były premier.
Jak dodał, sam śmierci się nie boi, ale odejście syna było dla niego odwróceniem naturalnego porządku świata.
Miller ma poczucie winy
W dalszej części rozmowy polityk opowiedział, że rodzina nie zamierzała nigdy opuszczać domu, w którym doszło do tragedii. Pierwszą Wigilię po śmierci syna zorganizowali u siebie. – Było poważnie, ale bez histerii. Było wolne miejsce i wszyscy wspominali syna, ale nikt się nie załamał – wspominał.
Dziennikarka "GW" postanowił również dopytać Millera, czy ma poczucie winy wobec syna... – Jeżeli chodzi o syna, to tak. Dlatego, że potem sobie myślałem, że gdybym poświęcił mu więcej czasu, gdybyśmy częściej chodzili na spacery, gdybyśmy częściej rozmawiali, to może by się to nie stało – wyznał stanowczo.
Miller wraz z żoną odwiedza grób syna
Dodał także, że często wraz z żoną odwiedza grób syna w Żyrardowie. – Przechodzę alejkami [...] znałem wiele osób, które tam leżą. Kojarzę nazwiska. Widzę coraz więcej ludzi, którzy zmarli wcześniej ode mnie. I to mnie skłania do refleksji, że mam jakieś ogromne szczęście, bo tu są moi koledzy albo moi znajomi, albo ludzie, których nigdy nie znałem, ale czytam ich nazwisko, czytam datę urodzenia i śmierci – 10, 15 lat młodsi ode mnie. Więc to też pomaga się uspokoić, nie szaleć. Zobaczyć własne szczęście [...] Nawet gdyby ta śmierć pojawiła się teraz, to i tak mam los wygrany na loterii, bo mogłem przeżyć znacznie więcej i zrobić znacznie więcej – wyjaśnia.
– Można powiedzieć, że kropka została postawiona tu, gdzie siedzimy, kiedy mój syn umarł. I ja wtedy odczułem ciekawość – nie od razu, rzecz jasna po jakimś czasie – czy ja go jeszcze spotkam. To osłabiło mój strach – podsumowuje Miller.
Leszek Miller jr był absolwentem warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. Po ukończeniu studiów zajął się prowadzeniem interesów, współpracował m.in. z rajdowcem Sobiesławem Zasadą. Pracował także w spółkach skarbu państwa, m.in. był pełnomocnikiem ds. kapitałowych zarządu Dolnośląskiej Spółki Inwestycyjnej KGHM Polska Miedź. Potem był związany m.in. z branżą ubezpieczeniową i funduszami inwestycyjnymi, ale nie miał szczęścia do biznesu.
MP
Leszek Miller wspomina śmierć syna. Fot. Facebook/Leszek Miller
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka