Demonstracje po śmierci szefa Hezbollahu Fot. EPA/ABEDIN TAHERKENAREH Dostawca: PAP/EPA
Demonstracje po śmierci szefa Hezbollahu Fot. EPA/ABEDIN TAHERKENAREH Dostawca: PAP/EPA

Trzecia wojna izraelsko-libańska. Waszczykowski o rozlewie konfliktu na Bliskim Wschodzie

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 21
- Teheran nie ma możliwości bezpośredniego ugodzenia Izraela. Będzie to zapewne kolejne starcie na wyniszczenie, osłabienie i zmęczenie się stron w Libanie – mówi Salonowi 24 Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych, eurodeputowany PiS.

Izrael poinformował, że w nalotach na południu Bejrutu zginął przywódca Hezbollahu, Hassan Nasrallah. Jaka była rola tego polityka, znaczenie dla środowisk islamskich na Bliskim Wschodzie?

Witold Waszczykowski: 
Nasrallah był duchowym i realnym wodzem Hezbollahu w Libanie. Tworzył go od 1982 roku, a faktycznie przewodził nim od 1992. Zyskał wielką popularność w swoim kraju po wymuszeniu opuszczenia Libanu południowego przez wojska izraelskie. Nie trzeba dodawać, iż był popierany przez Iran, który de facto stworzył Hezbollah na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Śmierć lidera wraz z całą grupą wyższych dowódców będzie zapewne osłabiać reakcje wojskowe Hezbollahu w najbliższych tygodniach. Tym bardziej że Izrael będzie eskalował operację wojskową.


Zabicie Nasrallaha może wywołać „porażające, katastrofalne skutki” – takie opinie pojawiły się po śmierci przywódcy Hezbollahu. Czy faktycznie jego ludzie spróbują go pomścić, a sytuacja może wymknąć się spod kontroli i doprowadzić do rozlania konfliktu na cały Bliski Wschód, czy też – jak bywało w przypadku wielu przywódców organizacji terrorystycznych – utrata przywódcy prowadzić może do końca, a przynajmniej do radykalnego osłabienia organizacji?

Od kilku dni trwa już trzecia wojna izraelsko-libańska. Izrael nie ma zdolności, aby opanować cały Liban na wzór operacji w Gazie, tym bardziej, że właśnie w Gazie Izrael prowadzi równolegle operację wojskową już od października ubiegłego roku. Będzie nadal bombardował i ostrzeliwał wybrane obiekty Hezbollahu, który nadal będzie wspierany przez Iran. Jednak Teheran nie ma
możliwości bezpośredniego ugodzenia Izraela. Będzie to zapewne kolejne starcie na wyniszczenie, osłabienie i zmęczenie się stron w Libanie.

Jaką w takim razie widzi Pan przyszłość konfliktu na Bliskim Wschodzie?


Nie spodziewam się szerszego konfliktu na Bliskim Wschodzie. Wszystkie strony nie posiadają już bowiem zdolności do eskalacji większego konfliktu. Wojna na dwa fronty, z Hamasem i Hezbollahem, jest już kresem zdolności wojskowych Izraela. Syria leczy rany po wieloletniej wojnie domowej. Irak ma dalej swoje problemy wewnętrzne po wojnie z ISIS. Iran, jak wspomniałem, nie ma
bezpośredniego kontaktu z libańskim frontem walki. Wielkie mocarstwa też nie są bezpośrednio włączone w te gry. Rosja ma swój gorący konflikt, a Stany Zjednoczone są sparaliżowane kampanią wyborczą co najmniej do końca roku.



Wspomniany konflikt jest opisywany przez także polskie media, choć siłą rzeczy wiele więcej miejsca w naszym kraju poświęca się wojnie Ukrainy z Rosją. Jednak jeśli spojrzymy na mapę konfliktów – Ukraina, Bliski Wschód, napięta sytuacja na linii Tajwan–Chiny, możemy uznać, że świat stoi na beczce prochu. Czy faktycznie te lokalne konflikty mogą rozlać się poza np. Bliski Wschód, być iskrą do konfliktu globalnego, lub przynajmniej kontynentalnego?

Wydaje mi się, że polskie media zbyt mało uwagi poświęcają sprawom międzynarodowym. W mediach elektronicznych na palcach jednej ręki można policzyć audycje i programy o tematyce międzynarodowej. Niewielu jest publicystów specjalizujących w sprawach światowych. Tymczasem strategiczna pauza po zakończeniu zimnej wojny już dawno się zakończyła. Toczy się wielopłaszczyznowa rywalizacja mocarstw światowych oraz regionalnych przeciwników. Na tradycyjną rywalizację o strefy wpływów nakłada się nowy konflikt ideologiczny. Lewicowo-liberalny prąd, de facto neomarksizm, walczy o hegemonię w świecie.

Muzułmański fundamentalizm jak na razie poniósł porażkę w bezpośrednim starciu. Wykorzystuje zatem nowe instrumenty jak fale nielegalnych emigrantów i kwestionowanie zachodniego stylu życia i porządku polityczno-prawnego bezpośrednio w krajach Zachodu. Wielość konfliktów regionalnych, podlana ideologicznym zacietrzewieniem, może doprowadzić zatem do większej wojny.



Czy zaangażowanie Amerykanów w sprawy Bliskiego Wschodu może sprawić, że mniej interesować się będą naszym rejonem świata, co negatywnie wpłynie na nasze bezpieczeństwo?

Wywoływanie regionalnych napięć w świecie, aby rozpraszać uwagę i zasoby USA, to stały element polityki rosyjskiej. Na szczęście Waszyngton potrafi właściwie czytać intencje Moskwy i nie tracić z pola uwagi sytuację w Europie. Mimo wielkiej troski o bezpieczeństwo Izraela, Korei, czy Tajwanu, Stany Zjednoczone uznały znaczenie rosyjskiej agresji na Ukrainę i już trzeci rok
dostarczają istotnej pomocy Ukrainie oraz umacniają bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO.

Na zdjęciu demonstracje po śmierci szefa Hezbollahu Fot. EPA/ABEDIN TAHERKENAREH Dostawca: PAP/EPA

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj21 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo