Dla zdecydowanej większości Polaków podstawowym środkiem komunikacji jest samochód. Polacy są najbardziej zmotoryzowanym narodem w Unii Europejskiej. Jak pokazują dane Eurostatu, liczba samochodów na 1000 mieszkańców jest u nas najwyższa - przekracza 600, inne dane mówią, że przekroczył już 700 i rośnie najszybciej spośród wszystkich krajów unijnych. Jeździmy dużo i nie planujemy tego zmieniać. 58 proc. zbadanych na zlecenie BIG InfoMonitor Polaków nie zmieniło w ciągu ostatniego roku sposobu korzystania z samochodu, a 3 proc. korzysta z niego nawet częściej.
Wysokie koszty życia i ekologia
Wybierając alternatywne środki transportu, mężczyźni częściej niż kobiety podają jako przyczynę swoich decyzji wysokie koszty życia i wysokie ceny paliw oraz chęć zwiększenia ilości ruchu. Kobiety częściej motywowane są natomiast kwestiami ekologicznymi, czy chęcią uniknięcia korków.
Młodzi i mieszkańcy miast wybierają transport publiczny
Na autobus, tramwaj czy pociąg najchętniej przesiadają się osoby do 25 roku życia oraz mieszkańcy wielkich miast, gdzie dostęp do komunikacji zbiorowej jest duży a czas przejazdu często porównywalny lub nawet krótszy niż samochodem. - W małych miastach i wsiach wielu mieszkańców nawet gdyby chciało, nie może korzystać z komunikacji publicznej, bo jest ona bardzo ograniczona lub nieosiągalna. Wykluczenie transportowe dotyczy już nawet 15 mln Polaków. Według Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu, do 20 proc. miejscowości w Polsce nie dojeżdża transport publiczny. Według UNICEF, w latach 2014-2020 liczba tras obsługiwanych przez przewoźników zmalała o połowę. Nie można się więc dziwić, że zaledwie 8 proc. zapytanych mieszkańców wsi zwiększyło częstotliwość korzystania z komunikacji publicznej - wyjaśnia Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.
"Kanary" są nieprzejednane
Jazda bez biletu to sprawa dość ryzykowna, bo często kończy się karą finansową. Co czwarty spośród respondentów badania nt. korzystania z samochodów i komunikacji zbiorowej zadeklarował, że przynajmniej raz w życiu została nałożona na niego kara za jazdę bez biletu. Zdecydowana większość z nich (80 proc.) opłaciła mandat w terminie. 12 proc. gapowiczów uregulowała zobowiązanie po terminie, a 8 proc. nigdy go nie opłaciło, bo kara została anulowana. - Kary za jazdę bez biletu nie warto lekceważyć. Podobnie jak każde inne zobowiązanie, najlepiej opłacić je w terminie. W przeciwnym razie przewoźnicy mogą i często to robią, wpisać pasażera, który nie uiścił w terminie opłaty dodatkowej do rejestru dłużników. W bazie BIG InfoMonitor zarejestrowanych jest prawie 208 tys. gapowiczów, a ich łączny dług sięga blisko 274 mln zł. Każdy z nich ma średnio 1 318 zł kary do spłacenia – zaznacza Sławomir Grzelczak.
Fot. ZTM w Warszawie
Tomasz Wypych
Komentarze
Pokaż komentarze (22)