Łukasz Ż., który na Trasie Łazienkowskiej pędził Volkswagenem Arteonem i uderzył w prawidłowo jadącego Forda, pozbawiającym tym samym życia pasażerowi, może jeszcze długo przebywać w Niemczech. Niemiecka prokuratura twierdzi, że ma dwa miesiące na rozpatrzenie wniosku strony polskiej o ektradycję. Niewykluczone, że wydłuży procedury.
Kierowca Arteona, który pozbawił życia 37-letniego ojca dwójki dzieci w Fordzie, uciekł do Niemiec. Obecnie czeka na przekazanie do Polski, by odbył się proces. Śledczy nie mają wątpliwości, że to on siedział za kierownicą białego Volkswagena, który dosłownie wbił się w inny pojazd na Trasie Łazienkowskiej, pędząc ok. 200 km/h. Po wypadku Łukasz Ż. zwiał z Polski. Nie udzielił pomocy poszkodowanym, pozostawił również w ciężkim stanie swoją dziewczynę, podróżującą Arteonem, nie zawiadamiając służb o tragedii. Kobieta jest wybudzona ze śpiączki, o czym w Salonie24 pisaliśmy wczoraj.
Łukasz Ż. czeka na ekstradycję
Łukasz Ż. został zatrzymany w Lubece i jest do dyspozycji prokuratury w Niemczech. Okazuje się, że tamtejsi oskarżyciele chcą działać zgodnie z procedurami i niczego nie przyspieszać. - W tej sprawie toczy się postępowanie ekstradycyjne przed Prokuraturą Generalną, w ramach którego badana jest obecnie kwestia dopuszczalności ekstradycji do władz polskich - powiedziała "Faktowi" Wiebke Hoffelner, rzecznik Prokuratury Generalnej Szlezwika-Holsztynu. Wniosek do niemieckiego sądu ws. ekstradycji wpłynął 20 września. Dotąd nie podjęto decyzji. - Sam proces postępowania ekstradycyjnego przewiduje okres 60 dni, który w razie potrzeby może zostać przedłużony - dodała Hoffelner.
"Mamy inne doświadczenia"
Polscy prokuratorzy nie kryją zaskoczenia takim obrotem sprawy. - My mamy inne doświadczenia w tej kwestii. Liczymy na to, że Łukasz Ż. trafi do Polski dużo szybciej. Myślę, że to kwestia 20 dni - oszacował prokurator Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Fot. Brd24.pl, miejsce wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie.
GW
Inne tematy w dziale Społeczeństwo