Złodzieje weszli na zatopioną stację Orlenu. Okna były zniszczone, nie było szyb, ukradli kilka butelek wódki. Policja zadziałała bardzo skutecznie, złapała ich. Musiała jednak ich wypuścić. Wartość skradzionego alkoholu nie przekroczyła bowiem 800 złotych. W takiej sytuacji kradzież jest tylko wykroczeniem. I to jest podstawowy błąd. W trakcie klęski żywiołowej kradzież nawet 100 złotych powinna być tak samo karana, jak kradzież powyżej 800 złotych. Nie może być sytuacji, w której łapie się złodzieja, daje mandat i do widzenia. To nie wytrzymuje krytyki – mówi Salonowi 24 Jerzy Dziewulski, były poseł i dowódca jednostki antyterrorystycznej, doradca prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego ds. bezpieczeństwa w latach 1996 – 1997.
Obok ludzi, którzy walczą o byt, osób, które pomagają innym, biorą udział w akcjach ratunkowych, robią wszystko, by pomagać poszkodowanym przez powódź, są też szabrownicy, którzy okradają tych, którzy ucierpieli. Jako dowódca jednostki antyterrorystycznej na Okęciu był Pan świadkiem obrzydliwych zachowań ludzi, którzy okradali martwe ofiary katastrofy Iła 62 w Warszawie. Jak się chronić przed działaniem ludzi, którzy posuwają się do takich metod?
Jerzy Dziewulski: Rzeczywiście 14 marca 1980 roku, po tragedii na Okęciu (w katastrofie lotniczej samolotu Ił-62 zginęło 87 osób, w tym piosenkarka Anna Jantar i młodzieżowa reprezentacja USA w boksie – red.) byłem świadkiem działań szabrowników. I rzeczywiście wyjąłem wtedy broń i oddałem strzał w powietrze. Pęd ludzi do takiego bezprawnego zdobycia czyjejś własności, wzbogacenia się przekracza jakiekolwiek granice. Ja nie mówię, że to jest zezwierzęcenie, bo zwierzęta tego typu pomysłów nie mają. Gdy tylko pojawiły się komunikaty o powodzi, napisałem na Twitterze, że będą szabrownicy. Nieodwracalnie, bo to jest niestety taka swoista tradycja ludzi bez serca, ludzi prymitywnych, którzy uważają, że czyjaś tragedia to jest okazja do zdobycia cennych przedmiotów, które można później ewentualnie sprzedać. Może zdobyć jakieś pieniądze. A może ktoś gdzieś znajdzie portfel z zawartością. Więc trzeba przeszukiwać pomieszczenia. Takie jest myślenie tych ludzi. I ja od razu mówiłem jedną podstawową rzecz, że policja nie jest od przeciwdziałania powodzi.
Jednak w czasie akcji ratowniczej uczestniczy i musi być na zalanych terenach?
Tyle że policja w ogóle nie powinna się zajmować workami z piaskiem, od tego są inne powołane służby. Policja powinna się bezwzględnie zajmować ochroną tych miejsc, które mogą być narażone na szabrownictwo. Rzeczywiście a tereny powodziowe skierowano z różnych komend wojewódzkich naprawdę dużą grupę policjantów, a proszę pamiętać, że policja jest w bardzo złej sytuacji kadrowej. Jest ogromny niedostatek i mimo to kilka tysięcy policjantów w te rejony, które walczą z powodzią. Musimy jednak pamiętać, że nawet gdyby skierowała pięć tysięcy czy dziesięć tysięcy tych policjantów, to teren jest tak rozległy, że w niektóre miejsca i tak szabrownik dojdzie lub dopłynie bez problemów, z prostej przyczyny. Bo on sobie wyznacza cel i dopasowuje środki do warunków. Natomiast policjant, który nie ma łodzi, może jedynie przy pomocy drona obserwować to, co się dzieje i dopiero wskazywać jakiejś grupie interwencyjnej, policyjnej, żeby weszła w określony rejon. Szabrownicy w gruncie rzeczy są niewidoczni między innymi dlatego, że przy takiej rozległości terenu na kilka kilometrów kwadratowych przypada jeden policjant.
Nikt nie oczekuje od policjantów by byli wszędzie, ale by w miarę możliwości działali skutecznie. Pytanie, czy działaniom szabrowników można jakoś zapobiec?
Trzeba zmienić przepisy prawne. Niestety, te, które dziś są, a które były przy poprzednich powodziach, nie pomagają w skutecznym zwalczaniu tego zjawiska. Podam przykład. Złodzieje weszli na zatopioną stację Orlenu. Okna były zniszczone, nie było szyb, ukradli kilka butelek wódki. Policja zadziałała bardzo skutecznie, złapała ich. Musiała jednak ich wypuścić. Wartość skradzionego alkoholu nie przekroczyła bowiem 800 złotych. W takiej sytuacji kradzież jest tylko wykroczeniem. I to jest podstawowy błąd, mamy przecież szczególną sytuację powodziową. Rząd ogłosił stan nadzwyczajny i powinniśmy przepisy prawa dostosować do stanu klęski żywiołowej.
Jak takie dostosowanie miałoby wyglądać w praktyce?
W praktyce oznacza to, że te przepisy dotyczące kradzieży, które dotyczą górnej granicy zysku złodzieja, czyli 800 złotych, w rejonach powodzi, klęsk żywiołowych, zdecydowanie powinny być zawieszone. W trakcie klęski żywiołowej kradzież nawet 100 złotych powinna być tak samo karana, jak kradzież powyżej 800 złotych. Sankcje powinny być bardzo dotkliwe, bo złodzieje działają w sytuacji wręcz przerażającej, gdy wokół rozgrywają się ludzkie tragedie. Mało tego, może dojść do samosądów, bo podczas powodzi w 1997 roku dochodziło. Pamiętam sytuację, w której ludzie złapali człowieka i połamali mu ręce. A więc w mojej ocenie to prawo powinno być dostosowane do określonych warunków, czyli bezwzględnie powinna nastąpić zmiana tego przepisu. Nie powinno być żadnej granicy, każdy rodzaj kradzieży, choćby najdrobniejszej w rejonie obowiązującego stanu nadzwyczajnego powinien być karany bardzo surowo. A kary w mojej ocenie powinny być w tym przypadku akurat pewnego rodzaju ostrzeżeniem. Że normalnie być może za kradzież 500 złotych w sklepie dostaniesz mandat. Za kradzież wartego 500 złotych towaru z zalanego mieszkania bądź sklepu staniesz przed sądem i pójdziesz siedzieć. Nie może być sytuacji, w której łapie się złodzieja, daje mandat i do widzenia. To nie wytrzymuje krytyki. Szabrownik, który po kradzieży został wypuszczony, pójdzie do innego miasta i znowu ukradnie. Przecież to jest jego zawód. Więc bezwzględnie i jak najszybciej przepisy te należy zmienić.
na zdjęciu: Lądek-Zdrój (woj. dolnośląskie) po powodzi. zdjęcie ilustracyjne. fot. PAP/Maciej Kulczyński
Inne tematy w dziale Społeczeństwo