Relacje polsko-niemieckie będą się coraz bardziej komplikowały, ale nie z powodu ostatniego wyniku wyborczego, tego konkretnego wyniku wyborczego, ale z powodu coraz większych rozbieżności interesów obu państw. Stanie się tak niezależnie od tego, kto sprawuje władzę w Polsce i w Niemczech. Nie ma jednak dziś zagrożenia, że nagle powstanie nowy dyktator, a armia niemiecka pójdzie na Polskę. Choćby dlatego, że armia niemiecka po latach osłabiania i niedoinwestowania, jest chyba już słabsza od polskiej. W zasadzie jej wartość bojowa jest żadna – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawnik, dyplomata, były konsul RP w Chicago i Waszyngtonie.
W wyborach regionalnych w Niemczech sukces odniosła skrajnie prawicowa AFD, na tamtejszej scenie politycznej mocno miesza też skrajnie lewicowa partia Sary Wagenknecht. W sieci pojawiły się nawet komentarze w stylu „mój syn będzie musiał znów walczyć z Niemcami”. Czy faktycznie możemy się martwić tym wynikiem i spodziewać możemy się może nie wojny, ale poważnych komplikacji w relacjach z naszym zachodnim sąsiadem?
Grzegorz Długi: Relacje polsko-niemieckie będą się coraz bardziej komplikowały, ale nie z powodu ostatniego wyniku wyborczego, tego konkretnego wyniku wyborczego, ale z powodu coraz większych rozbieżności interesów obu państw. Stanie się tak niezależnie od tego, kto sprawuje władzę w Polsce i w Niemczech. Pomimo różnych zaklęć, pięknych słów, te różnice są jednak oczywiste, rosnące i będą wpływać na wzajemne relacje.
Jakie to różnice?
W ostatnich latach Polska w pewnych dziedzinach stała się konkurencyjna, jej gospodarka mocno się rozwija, a gospodarka ta w wielu aspektach korzysta z usług niemieckich. Budowa infrastruktury i potencjału polonizacji tych usług oraz nasz rozwój w jakiś sposób odbiera rynek Niemcom, co oczywiście jest im nie w smak. Z kolei Niemcy dojrzewają do roli przywództwa w Europie. Chcą, żeby europejskie państwa takie jak Polska, współpracowały z nimi na zasadach „wspólnego frontu” i „pod światłym przywództwem” Niemiec. To z kolei nie zawsze w smak Polakom. Więc tu już nie chodzi tylko o kwestie ideologiczne, o które mogło chodzić kilka lat temu, ale o twarde interesy. Europa coraz bardziej oddala się od Stanów Zjednoczonych i w tym momencie regionalne mocarstwo, jakim są Niemcy, niewątpliwie wypełnia tą próżnię, którą Amerykanie mają zostawić. Pewnie dlatego w naszym interesie jest, by Amerykanie byli tu jak najdłużej.
Faktem jest jednak, że AFD, formacja przez niektórych określana nawet jako faszystowska, osiągnęła sukces. Co jest jego przyczyną?
Pozytywny wynik akurat AFD to przede wszystkim skutek ideologicznego zacietrzewienia władz i głównych sił polityczno-medialnych Niemiec. Zdecydowanie lewicowe (w dzisiejszym rozumieniu lewicowości) nastawienie zarówno lewicowej SPD, jak i oficjalnie centroprawicowego CDU w tym wsparcia dla niekontrolowanej migracji, gender itd. To powoduje naturalną reakcję części elektoratu niemieckiego. Stąd poparcie tego elektoratu, który nie akceptuje polityki gender, LGBT, transpłciowości, karania za zaimki itp. dla zastopowania różnego rodzaju najbardziej radykalnych pomysłów. Skoro w Niemczech nie ma umiarkowanej prawicy, ludzie wybierają AFD jako jedyną siłę, która może powstrzymać niekontrolowaną migrację i ideologiczny skręt w lewo niemieckich ugrupowań.
No tak, tylko AFD zaczynała jako partia proamerykańska, konserwatywno-liberalna. Szybko przekształciła się w radykalną prawicę, o jednocześnie mocno prorosyjskim nastawieniu. Czy możemy mówić, że dziś to formacja neofaszystowska?
Jako Polacy czujemy się oczywiście nieswojo, gdy słyszymy niektóre deklaracje AFD. Dziś jednak nazywanie tej partii faszystowską byłoby przesadą, choć wszystko może się w przyszłości zmienić. Dalsze izolowanie tego ugrupowania, przy braku innej oferty konserwatywnej może sprawić, że poparcie dla radykalnej prawicy będzie rosnąć. I sama AFD się zradykalizuje bądź powstaną inne, znacznie bardziej skrajne ugrupowania. Natomiast nie ma dziś zagrożenia, że nagle powstanie nowy dyktator, a armia niemiecka pójdzie na Polskę. Z dwóch powodów. Po pierwsze, armia niemiecka po latach osłabiania i niedoinwestowania, jest chyba już słabsza od polskiej. W zasadzie jej wartość bojowa jest żadna. Po drugie Niemcy, gdyby chciały nas podporządkować politycznie, nie musiałyby przeprowadzać operacji militarnej. Nie muszą posyłać czołgów do Polski, są inne, lepsze i tańsze metody osiągania tego celu. Reasumując, nie ma zagrożenia takiego, jak 85, czy 90 lat temu - nie będziemy do siebie strzelać.
AFD i partia Sary Wagenknecht są mocno prorosyjskie. Czy jednak nie jest tak, że po prostu mocno mówią to, co w swej polityce przez wiele lat realizowało CDU, a cały czas realizuje SPD?
Prorosyjskość skrajnej lewicy Sary Wagenknecht i Die Linke wynika z sentymentu do NRD i antyamerykanizmu. Z kolei antyukraińskie i prorosyjskie deklaracje AFD wynikają z mylnego przekonania części europejskiej prawicy, że skoro na Zachodzie następuje ostry ideologiczny skręt w lewo, to antyzachodni Putin jest jakąś alternatywą. Nie jest, bo w ogóle nie ma czegoś takiego, jak rosyjski konserwatyzm jest tylko wielkoruski nacjonalizm. Kreml wygłaszając pewne hasła z pozoru konserwatywne, traktuje to instrumentalnie, by wskrzesić „Wielką Rosję”. Więc oczywiście to nie jest polityka konserwatywna, lecz polityka zmierzająca do imperializmu, autokratyzmu lub nawet totalitaryzmu. Koncentracji władzy w rękach jednej osoby lub bardzo wąskiej grupy osób. Ten pozorny konserwatyzm doskonale się jednak sprzedaje na Zachodzie, część prawicy się na niego nabiera, bo jak tu nie przyklasnąć, gdy Putin mówi, że ważna jest rodzina i chrześcijańskie korzenie. My wiemy, że to zabieg PR, ale część Zachodu się daje złapać.
Wspomniał Pan, że AFD zyskuje, bo nie ma sensownej prawicowej formacji na niemieckiej scenie politycznej. Faktycznie chadecja pod rządami Angeli Merkel nie tylko poszła w lewo, ale i prowadziła prorosyjską politykę. Po przejęciu sterów partii przez Friedricha Merza CDU stało się asertywne wobec Rosji, proamerykańskie, zapowiada powrót do konserwatywnych źródeł. Czy ten zwrot CDU nie sprawi, że AFD będzie mieć jednak konkurencję?
Wydaje mi się, że CDU nie ma szans na sukces w tym względzie. Zwrot, który według mnie jest za delikatny i zbyt późny. Przenosząc na polskie realia to tak, jakby dziś ktoś liczył na konserwatywny zwrot w Platformie Obywatelskiej, że partia ta wróci do swoich korzeni z początku obecnego wieku. To jest już niemożliwe, bo jednak większość działaczy, szczególnie tych średniego i młodszego pokolenia wychowana jest w innej partyjnej rzeczywistości. Z tego samego powodu moim zdaniem CDU nie będzie w stanie dokonać na tyle wyraźnego, a przede wszystkim wiarygodnego zwrotu, który mógłby zapewnić odzyskanie poparcia konserwatywnej części społeczeństwa niemieckiego. Dziś nie ma w Niemczech liczącej się partii, która by to niezadowolenie społeczne z tej ultralewicowej polityki mogła skupić na sobie i odebrać poparcie AFD. Zwrot CDU jest zbyt delikatny i spóźniony. Dziwię się trochę, że liberałowie z FDP nie potrafili wykorzystać sytuacji, aby przedstawić jakiś ideologiczny program odmienny od dwóch głównych partii i w ten sposób się wyróżnić. Być może jednak powstanie jakaś nowa siła, która będzie się mieściła w ramach tego mainstreamu, będzie też jednak przeciwna radykalnie lewicowym pomysłom i będzie w stanie zagospodarować konserwatywny elektorat i osłabić AFD.
Inne tematy w dziale Polityka