Kosiniak-Kamysz drugi raz tego błędu nie popełni. "Nie da się wykorzystać Tuskowi"

Redakcja Redakcja PSL Obserwuj temat Obserwuj notkę 44
Władysław Kosiniak-Kamysz był już kiedyś ministrem u Donalda Tuska i ma świadomość, że wtedy premier go wykorzystał. I dziś nie zrobi błędu jak wtedy, gdy bez cienia dyskusji zgodził się na podniesienie wieku emerytalnego, wziął to na siebie, później się musiał z tego gęsto tłumaczyć i do dziś to się za nim ciągnie. Lider PSL drugi raz nie da się wkręcić w coś, co byłoby wbrew interesom jego elektoratu. Stąd ta cała awantura o składkę zdrowotną, a za chwilę będzie o różne inne kwestie podatkowe. Lider PSL zdaje sobie sprawę, że musi walczyć o ten swój kurczący się, jednak ciągle kilkuprocentowy elektorat. A inni niech sobie tam krzyczą w mediach, niech sobie tam piszą w lewicowych pismach różne manifesty o tym, że Kosiniak- Kamysz jest hipokrytą, a PSL chciwy. To nie ma znaczenia – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.

Polskie Stronnictwo Ludowe coraz ostrzej i jawnie stawia się koalicjantom. Czy świadczyć to może o tym, że ta partia chce budować coś alternatywnego, czy też jest to rozpaczliwy krzyk, bo ostatnie sondaże dla sojuszników KO nie są najlepsze?

Prof. Antoni Dudek:
Chęć przetrwania nie wyklucza chęci zbudowania czegoś nowego, bo to jest ze sobą powiązane. Po prostu PSL próbuje się jakoś pokazać w koalicji jako samodzielna siła po to, żeby przetrwać. Natomiast nie sądzę, żeby w tej chwili był opracowany jakiś plan wyjścia z koalicji czy tym bardziej sojusz z PiS-em, na co niektórzy w otoczeniu prezesa Jarosława Kaczyńskiego jakiś czas temu liczyli. PSL moim zdaniem będzie, zwłaszcza po wyborach prezydenckich, coraz bardziej manifestował swoją niezależność. Im bliżej wyborów tym mocniej. I mówię tu oczywiście o wyborach parlamentarnych, bo w prezydenckich zasadniczo PSL nigdy nie odgrywał żadnej roli. I Władysław Kosiniak-Kamysz chyba już zrozumiał, że lansowanie własnego kandydata na głowę państwa może jedynie zaszkodzić partii.

Sądzę, że PSL z radością się schowa za Szymona Hołownię i poprze jego kandydaturę. No a później, jeśli marszałek Sejmu uzyska słaby wynik, no to oczywiście ludowcy powiedzą, że w sumie to nie był ich kandydat. A jak odniesie jakiś sukces, no to oczywiście powiedzą, że to dzięki ich wsparciu. A mówiąc poważnie, istotne jest, jaki będzie układ sił wewnątrz koalicji po wyborach prezydenckich. Bo to dopiero te wybory tak naprawdę określą układ sił w koalicji rządowej na ten kluczowy okres kolejnych dwóch lat przed wyborami parlamentarnymi. Ja prognozuję, że PSL będzie się starał przetrwać w koalicji tak długo, jak to będzie możliwe, manifestując jednak swoją niezależność. Niewątpliwie będzie najbardziej kłopotliwym uczestnikiem tej koalicji, próbując przeciwstawiać się Tuskowi przy wszystkich tak zwanych zwrotach w lewo. Prezentuje się też jednak jako przedstawiciel przedsiębiorców, bardziej prorynkowy podmiot tej koalicji. 



Taka strategia będzie skuteczna?

Tego nie wiem, bo nikt nie wie, jak Władysław Kosiniak-Kamysz poradzi sobie jako minister obrony, co się będzie działo na wschodzie i jak w związku z tym będzie wyglądała sytuacja naszych sił zbrojnych. Tu jest bardzo wiele niewiadomych, natomiast z całą pewnością Polskiego Stronnictwa Ludowego jeszcze bym do grobu nie składał. Bo partia ta już tyle razy była składana do grobu, także i przeze mnie 10 czy 20 lat temu, i jakoś zawsze udawało jej się przetrwać. Także ja stałem się bardzo ostrożny w tej kwestii i uważam, że taka mała partia w centrum, oparta taką małomiasteczkową inteligencję urzędników, drobnych przedsiębiorców ma ciągle szansę na zaistnienie i odegranie poważnej roli. A ponieważ PSL ma najstarszy, ponad stuletni brand, stworzenie czegoś nowego zamiast PSL-u i żeby go do reszty wypchnąć będzie bardzo trudne. 



Obecna koalicja, którą nazwał Pan kordonową, ma jedno spoiwo – niechęć do PiS. I wiele różnic, co odbierać można za słabość, ale paradoksalnie było też atutem, gdyż w kampanii przedstawiano to w ten sposób, każdy, kto nie chce głosować za PiS-em, czy ma poglądy prawicowe, liberalne, czy lewicowe ma na kogo głosować. Dziś część polityków a przede wszystkim prorządowe media uderzają w PSL. Czy taka polityka wypychania ludowców z rządu nie jest trochę samobójcza?

Nie chodzi raczej o wypchnięcie PSL z koalicji, ale o zmuszenie do głosowania tak, jak chce tego liberalny i lewicowy mainstream. Donald Tusk zdaje sobie sprawę, że dziś nie ma w Sejmie większości dla przegłosowania liberalizacji aborcji. I wie, że aborcja nie jest warta utraty władzy, ani nawet rządu mniejszościowego. Paradoksalnie to centrum jest wbrew pozorom silniejsze, niż by to wynikało z układu sił w Sejmie. Gdybyśmy za centrum uznali właśnie PSL, to on jest słabiutki.

Natomiast w rzeczywistości tych centrowych wyborców, którzy nie chcą wojen światopoglądowych, którym się podobał ten kompromis aborcyjny z 1993 roku, jest więcej niż kilka procent. I Tusk zdaje sobie sprawę, że jeśli całkowicie by się zdecydował na wojnę z PSL-em o to, no to po prostu doprowadziłby do rozpadu koalicyjnej, co miałby rząd mniejszościowy, który i tak nie byłby w stanie aborcji zliberalizować. Stąd te ataki na ludowców mają charakter medialny, rozpadu koalicji nie będzie. Będą natomiast naciski na ludowców, przekonywanie do zmiany decyzji. Druga faza nacisków na PSL nastąpi, i to będzie taki krytyczny moment, jeśli Trzaskowski wygra wybory prezydenckie. Bo jako prezydent będzie próbował razem z Koalicją Obywatelską i Lewicą ponownie nakłonić ludowców do zmiany stanowiska w kwestii aborcji i paru innych światopoglądowych kwestii. 



Tylko właśnie – próba wypchnięcia PSL z koalicji byłaby samobójcza, ale czy samobójcza jeszcze bardziej nie będzie próba zmuszenia ludowców do głosowania za aborcją – przecież w ten sposób ci umiarkowani konserwatyści, którzy głosowali na Trzecią Drogę, w najlepszym dla antypisu scenariuszu zostaną w domu, w najgorszym pójdą zagłosować na prawicę?

No tak, tylko trzeba rozumieć, że część polityków nie rozumuje w tych kategoriach. Patrzy w ten sposób, że trzeba natychmiast zliberalizować aborcję, trzeba wprowadzić związki partnerskie czy małżeństwa homoseksualne, a jak PSL-owi się nie podoba to trudno. Marta Lempart wrzeszczała pod Sejmem, żeby wypierd... Część polityków w Polsce rozumuje racjonalnie, ale część nie, patrzy tylko emocjonalnie. I ludzie ci są w mediach bardzo obecni.

Postacie, które niewiele rozumieją prawdziwej polityki, za to występują w mediach w roli takich niezbyt rozgarniętych dostarczycieli treści dla komentowania, a za ich plecami toczy się realna rozgrywka - tych mam na myśli. Z tym, że tej rozgrywki Kosiniak-Kamysz wyniósł lekcję. On jednak był już kiedyś ministrem u Tuska i ma świadomość, że wtedy premier go wykorzystał. I kolejny raz lider PSL nie popełni tego błędu, gdy bez cienia dyskusji zgodził się za podnoszenie wieku emerytalnego, wziął to na siebie, później się musiał z tego gęsto tłumaczyć i do dziś to się za nim ciągnie.

Kosiniak-Kamysz drugi raz nie da się wkręcić w coś, co byłoby wbrew interesom jego elektoratu. Stąd ta cała awantura o składkę zdrowotną, a za chwilę będzie o różne inne kwestie podatkowe, bo PSL sobie zdaje sprawę, że musi walczyć o ten swój kurczący się, jednak ciągle kilkuprocentowy elektorat. A inni niech sobie tam krzyczą w mediach, niech sobie tam piszą w lewicowych pismach różne manifesty o tym, że Kosiniak jest hipokrytą, a PSL chciwy. To nie ma znaczenia, bo realna arytmetyka sejmowa jest taka, że ilu kto ma posłów, tyle ma głosów. 

Fot. Władysław Kosiniak-Kamysz na Forum Ekonomicznym w Karpaczu/PAP




Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj44 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (44)

Inne tematy w dziale Polityka