Obchody 44. rocznicy Porozumień Sierpniowych Fot. PAP/Andrzej Jackowski
Obchody 44. rocznicy Porozumień Sierpniowych Fot. PAP/Andrzej Jackowski

Dzień, który przeraził komunę. Fenomen 31 sierpnia (WYWIAD)

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 128
W przypadku sierpnia 1980 roku bardzo adekwatne jest porównanie do roku 1920. Oczywiście to, co się działo w roku 1920, było bardzo krótkim momentem, ale w naszej historii te momenty zgody narodowej są na ogół bardzo krótkie. Natomiast ten sierpień, który przeszedł w karnawał, to był rzeczywiście okres, w którym komuniści byli przerażeni, bo mieli przeciwko sobie cały naród – mówi Salonowi 24 Przemysław Miśkiewicz, opozycjonista w okresie PRL, w latach 2006-2013 kierownik projektu badawczego Encyklopedia Solidarności.

Działał pan w latach 80. a antykomunistycznej opozycji, ale w sierpniu 1980 roku chyba jeszcze nie. Jak wspomina Pan tamten czas?

Przemysław Miśkiewicz:
Mało, że nie działałem. Ja w ogóle do końca nie rozumiałem wtedy, o co chodzi. Pan Bóg tak jednak ustawił moje życie, że znajdowałem się tam, gdzie się działo coś najważniejszego. I w 1980 roku byłem w Gdańsku na wakacjach. To był wyjątkowy czas, po maturze, przed studiami. W trakcie strajku jeździłem oczywiście pod stocznię, bo zobaczyłem, co się dzieje, ale nie do końca rozumiałem, o co w tym chodzi. Wiedziałem rzecz jasna, że komuna jest zła. Miałem świadomość, że postulaty są słuszne, ale zupełnie nie mogłem zrozumieć, jak oni mogą walczyć o to, żeby im zapłacili za strajk. To było dla mnie jakieś dziwne. Jako młody bardzo człowiek zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, że przecież ci ludzie strajkują i muszą z czegoś żyć, nie starcza im do pierwszego. Ogólnie wrażenie pod stocznią było jednak kapitalne, to było coś, jakby człowiek się przenosił w inny świat. Ja co prawda nie trafiłem pod tą bramę główną przy późniejszym pomniku, tylko byłem na bocznej bramie, tam, gdzie jest stacja Gdańsk Stocznia. Tam było tych ludzi dużo mniej, kilkaset osób, ale rzeczywiście nawet przy tych kilkudziesięciu, kilkuset osobach, wrażenie było wyjątkowe. Niektórzy porównują to do pielgrzymek papieskich, jednak tu było to wymierzone bezpośrednio przeciwko systemowi. Pamiętam taką scenę, jak przejeżdżała nyska milicyjna i nagle ludzie w takiej niepewności zaczęli się cofać, niektórzy nawet wręcz uciekać. I nyska sobie pojechała, dowodzi to jednak, że jeszcze to wszystko było kruche i nie wiadomo było, co się stanie. W połowie strajku wyjechałem, pojechałem z rodzicami nad jeziora na Kaszubach i tam już w Radiu Wolna Europa słuchaliśmy wszystkiego, co się dzieje. Do rodzinnej Częstochowy przyjechałem dzień przed podpisaniem porozumień. Po podpisaniu porozumień wszystko było już dla mnie jasne. W październiku, kiedy zacząłem studia w Katowicach, zaczęła się też działalność antykomunistyczna.

Skąd wziął się fenomen Solidarności?

Sam wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. Z dnia na dzień ludzie, którzy szli do pracy jako zwykli robotnicy, wracali jako przywódcy, jako trybuny ludowi. I nie mówię tutaj o Lechu Wałęsie, którego przeszłość oczywiście znamy i mamy wyrobione zdanie na jego temat. Będąc na Kaszubach, słuchałem Radia Gdańsk, zapamiętałem nazwisko Andrzeja Gwiazdy, który wypowiadał się bardzo rzeczowo, a jako inżynier z wyższym wykształceniem był wystawiany do tych rozmów. Natomiast rzeczywiście 1 września, czyli dzień po podpisaniu porozumień, cała Polska już widziała, że jest jakiś Lech Wałęsa. Takich pomniejszych Lechów Wałęsów, było jednak pełno. Andrzej Rozpłochowski w Katowicach, czy na Śląsku w ogóle, Tadzio Jedynak w Jastrzębiu, czy Władysław Frasyniuk we Wrocławiu. Można mnożyć nazwiska, które później stały się znane. Jak widać powiedzenie Napoleona o tym, że każdy żołnierz nosi buławę marszałkowską w plecaku, jest jak najbardziej prawdziwe.

Przeszłość Wałęsy Lecha Wałęsy z lat 70. jest znana i raczej udowodniona, poza byłym prezydentem chyba nikt z nią nie polemizuje. Różnie można oceniać jego prezydenturę. Co do roli w sierpniu 1980 opinie są skrajnie różne. Według jednych Wałęsa od początku miał skanalizować strajk i wręcz być przywiezionym motorówką. Inni twierdzą, że urwał się i faktycznie kierował wielomilionowym ruchem?

Wątpię w to, że Wałęsa był przywieziony w motorówce. Co prawda te jego wszystkie opowieści o miejscu, gdzie on przeskoczył przez ten płot, w trzech różnych miejscach, trochę zaburzają ten obraz. Mówi, że po drugiej stronie czekali na niego koledzy, a Krzysztof Wyszkowski twierdzi, że tam był TW o pseudonimie „kolega”. Jednak moim zdaniem wtedy rola Lecha Wałęsy była pozytywna i dopiero chwilę później, już za Solidarności, kiedy był kryzys bydgoski, to naciski władzy były już dosyć mocne i ta rola Wałęsy zaczęła się wtedy odmieniać. Jednak w sierpniu 1980 roku, jeżeli nawet te naciski były, to Wałęsa chyba się urwał. Robił to, co uważał za stosowne i to, czego od niego ludzie oczekiwali. Takie jest moje zdanie, aczkolwiek oczywiście ono nie jest poparte żadnymi dokumentami, jakimiś głębokimi studiami na ten temat.

Czym „Karnawał Solidarności” faktycznie, jak mówił Zbigniew Romaszewski, to był jedyny okres, w którym faktycznie Polacy poczuli międzyludzką Solidarność, jak śpiewał Maciej Pietrzyk „Ludzie poczuli, że są wreszcie u siebie”?

Można też wspomnieć cytat z „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza, „o roku ów, kto cię widział w naszym kraju”. To, co się działo, zdecydowanie było czymś nieprawdopodobnym. Moje wspomnienie chłopaka, który właśnie skończył 18 lat, wchodził w dorosłość, poszedł na studia, oczywiście może być wyidealizowane. Jednak choć nie byłem w tym czasie człowiekiem super zaangażowanym, to przyszło dopiero później w stanie wojennym, miałem poczucie, że dostaliśmy coś wspaniałego. Życie z szarego stało się kolorowe i rzeczywiście ja ten kolor pamiętam, kolor biało-czerwonej flagi, która nad każdym zakładem pracy najpierw zawisła w czasie strajku, a później towarzyszyła wszystkim ważnym wydarzeniom. I nie było obok flagi czerwonej, chociaż na początku wielu robotników uznawało Międzynarodówkę za swoją pieśń. Ona zresztą była śpiewana podczas podpisania porozumienia w Jastrzębiu. Jednak trudno było potem tę Międzynarodówkę śpiewać, kiedy każdemu istotniejszemu wydarzeniu towarzyszyły msze. I Polska zaczęła być zupełnie inna. Słowo Solidarność było tytułem gazetki wydawanej podczas strajku w stoczni. Potem Karol Modzelewski zaproponował to słowo jako nazwę dla całego związku. Ojciec święty Jan Paweł II w 1987 roku powiedział, że Solidarność to jeden za drugim, nigdy jeden przeciwko drugiemu. I ta solidarność między ludźmi była. Oczywiście była wymierzona przeciwko komunistom, ale komuniści byli szkodnikami. Kimś, kto Polsce szkodził. I cały okres Solidarności był czasem biało-czerwonym, chyba po raz pierwszy od 1946,1947 roku, kiedy władza zaczęła już całkowicie tłumić wszystkie niezależne ruchy.

Czy można karnawał Solidarności porównać do roku 1920, gdzie też cały naród niezależnie od różnic stanął do walki z bolszewikami, endecy, piłsudczycy, socjaliści, konserwatyści i chadecy, poza garstką komunistycznych renegatów cały naród stanął do walki?

Zdecydowanie się z tym zgadzam i nie ma co do tego żadnej wątpliwości. Porównanie do roku 1920 jest bardzo adekwatne. Oczywiście to, co się działo w roku 1920, było bardzo krótkim momentem, ale w naszej historii te momenty zgody narodowej są na ogół bardzo krótkie. Natomiast ten sierpień, który przeszedł w karnawał, to był rzeczywiście okres, w którym komuniści byli przerażeni, bo mieli przeciwko sobie cały naród. To, że później ten stan wojenny udało im się dosyć prosto, mimo wszystko prosto wprowadzić, wynikało z tego, że, oni to pacyfikowali cały czas. Męczyli ludzi, nie było żadnych towarów w sklepach. Polacy jak Żydzi, którzy wychodzili z Egiptu z Mojżeszem, narzekali, że teraz głodujemy, w niewoli jednak mieliśmy co jeść. No i tutaj było trochę to samo. Natomiast, to nie była wina Solidarności. To była rozgrywka prowadzona przez komunistów. Jednak karnawał Solidarności, był to okres, takiej wielkiej, narodowej euforii. Byłem świadkiem spontanicznej manifestacji po zatrzymaniu Tadzia Buranowskiego w październiku 1981 roku. On sprzedawał, gazetki i książki z Żuka pod teatrem w Katowicach. I wtedy była natychmiastowa reakcja ludzi przypadkowych, nikt niczego nie organizował, nagle zebrał się kilkutysięczny tłum, który zażądał jego uwolnienia. I udało się to na władzy wymusić. Dzisiaj byłoby to zupełnie nierealne.

No właśnie. Ludzie, których byli sobie bliscy, razem siedzieli, czasami spali na jednym styropianie, dziś są do siebie nastawieni wrogo. Już na dwudziestolecie Sierpnia 80 Jacek Kaczmarski śpiewał o Muszkieterowie 20 lat później. Dziś te podziały są jeszcze ostrzejsze. Po śmierci Jana Lityńskiego pisał Pan wstrząsający tekst krytykujący tych, którzy go obrażali. Mimo że Pan się z Lityńskim nie zgadzał, to jednak darzył go Pan szacunkiem. Skąd taka wrogość wśród ludzi dawnej Solidarności?

To temat rzeka, który przekłada się na całe społeczeństwo. Przede wszystkim my się nie umiemy szanować i to jest najgorsze. Jeśli piszę jakiś tekst na Facebooku – mówię o sobie, bo najłatwiej mi się do tego odnieść, to nie widzę normalnej krytyki, na zasadzie „Przemek tu nie masz racji, tam coś popierdzieliłeś, a w innym miejscu przyznam Ci rację”. Zamiast tego jest atak i potępienie wszystkiego w czambuł. Moim zdaniem ta eskalacja się jeszcze nie skończyła, ona pójdzie dużo dalej. Sąsiedzi, którzy jeszcze pięć lat temu wpadali do siebie, na pogawędkę, już wtedy byli wkurzeni, że jedni myślą tak, a drudzy inaczej. Teraz ograniczają się do chłodnego „dzień dobry”, na klatce schodowej, a niebawem zaczną pisać sobie na drzwiach „Ty Peowcu” lub „Ty PiS-iorze”. Idzie to w bardzo złym kierunku.

Co jest tego powodem?

Zająć tym musi się jakiś socjolog, który przeprowadziłby dogłębną analizę. Myślę jednak, że niestety ten ostry konflikt nie służy żadnej spośród dwóch partii, które na zmianę w tej chwili Polską rządzą. Niezależnie od mojej sympatii dla PiS-u, nie uważam, żeby partia ta była bez winy. Jak się szykuje kampanię, każdy patrzy na to, by jak najmocniej uderzyć. A ludzie, widząc, że atakuje się ich przywódcę, lidera, siłą rzeczy się mobilizują w obronie. Ta nienawiść eskaluje. I to, co dziś robi Platforma, spowoduje, wywoła kontrakcję w momencie przejęcia władzy przez drugą stronę. Obojętnie czy będzie to PiS, czy coś pokrewnego. Jedno jest pewne. Nie można mówić, że te dwie partie, KO i PiS są partiami postsolidarnościowymi. Mają solidarnościowe korzenie, jednak ich działania z etosem Solidarności nie mają nic wspólnego.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj128 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (128)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo