Za zniszczeniem Nord Stream ma stać Ukrainiec Wołodymyr Ż. Jak pisze "Der Spiegel", Niemcy mają pretensję do polskich służb i władz, że nie zatrzymały mężczyzny, gdy ten przebywał w Polsce. Padły nawet oskarżenia o pomoc podejrzanemu.
Atak na Nord Stream
26 września 2022 r. trzy z czterech nitek dwóch gazociągów Nord Stream 1 i 2 zostały zniszczone na głębokości około 80 metrów na dnie Morza Bałtyckiego. Duża część rosyjskiego gazu ziemnego dla Niemiec była przez lata dostarczana bezpośrednio przez Nord Stream 1. Wiele krajów wschodnioeuropejskich i zachodnich wielokrotnie stanowczo krytykowało projekt i ostrzegało przed geopolitycznymi konsekwencjami ominięcia Europy Wschodniej w tranzycie surowca.
Służby ustaliły, że za incydentem stał Ukrainiec Wołodymyr Ż. Mężczyzna w momencie, gdy był już podejrzany swobodnie poruszał się po Europie. 22 maja ze swoją żoną i trojgiem dzieci udał się samochodem przez Szczecin do Rostocka, a następnie do Kopenhagi. Miał nawet zostać skontrolowany przy przekraczaniu granicy Niemiec. Z kolei 26 maja podróżował z powrotem do Polski, zatrzymując się w zachodniej części Berlina - u kuzynki żony poszukiwanego.
Jeszcze mocniej podgrzała amerykańska gazeta "Wall Street Journal". Podała, że za atak na rurociągi Nord Stream 1 i 2 odpowiadają władze Ukrainy. Zaprzeczył temu doradca prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, Mychajło Podolak. Jego zdaniem za atakami z września 2022 stoi Rosja.
Natomiast b. szef niemieckiego wywiadu zagranicznego (BND) August Hanning powiedział redakcji dziennika "Die Welt", że atak na gazociągi Nord Stream musiał się odbyć przy wsparciu Polski i za aprobatą na najwyższym szczeblu - prezydentów Ukrainy Zełenskiego i Polski Andrzeja Dudy.
Oskarżenia ze strony Niemiec
Niemcy mieli nadzieję, że podejrzany może zostać zatrzymany w Polsce pod rządami Donalda Tuska, którego "uważają za poważnego Europejczyka" - pisze "Der Spiegel". Tak jednak się nie stało. Nawet mimo wcześniejszym zapewnieniom polskiej prokuratury. Jak twierdzi gazeta, było wręcz przeciwnie: "na marginesie polsko-niemieckich konsultacji rządowych na początku lipca Niemcy dowiadują się, że Polacy nie chcą współdziałać".
Mężczyźnie 6 lipca udało się opuścić Polskę. "Samochód, którym przekroczył granicę, najwyraźniej nie należał do niego. Według źródeł w służbach bezpieczeństwa był to pojazd z dyplomatycznymi tablicami rejestracyjnymi - używanym przez ambasadę Ukrainy w Warszawie" – donosi "Spiegel".
Tygodnik podaje również, że "Berlin jest przekonany, iż Warszawa ostrzegła poszukiwanego". "W kuluarach niemieckich władz krążą plotki, że polscy urzędnicy mówili: "Dlaczego mamy go aresztować? On jest dla nas bohaterem!" - pisze.
MP
Na zdjęciu miejsce wybuchu gazociągu Nord Stream, fot. PAP/EPA
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Gospodarka