Wisła Kraków awansowała po rzutach karnych do czwartej rundy eliminacji o Ligę Konferencji Europy. Przy Reymonta "Biała Gwiazda" odrobiła dwie bramki straty (3:1) z pierwszego meczu ze Spartakiem Trnava i była bardzo bliska awansu bez dreszczowca w rzutach karnych. Konkurs "jedenastek" trwał długo, ale w końcu Wiślacy mogli cieszyć się z sukcesu. Do rozstrzygającej rundy o LKE awansowała też Legia Warszawa, odpadł za to Śląsk Wrocław mimo wygranej 3:2 z St. Gallen.
Od początku rewanżowego spotkania III rundy eliminacji do Ligi Konferencji Europy Wisła Kraków rzuciła się na rywala ze Słowacji, nie mając nic do stracenia. Kibice na Reymonta obawiali się "wesołej twórczości" w obronie - tydzień temu każdy z trzech goli dla Spartaka Trnava rodził się z fatalnych błędów defensywy podopiecznych Kazimierza Moskala. W pierwszych 45 minutach gospodarze praktycznie ich nie popełnili, a faworyt rzadko miał okazję do strzelenia bramki. Pod koniec pierwszej połowy faulowany w polu karnym był Węgier Tamas Kiss. Do rzutu karnego podszedł Angel Rodado i pewnie umieścił piłkę w siatce. Do szatni Wisła schodziła z wynikiem 1:0, a do odrobienia strat potrzebowała drugiego trafienia.
Wisła grała koncertowo
Krakowianie nacierali ile mieli sił w nogach w drugiej odsłonie gry. Znakomicie prezentowali się Rodado, Marc Carbo, Oliwier Sukiennicki i Piotr Starzyński. Ten ostatni wykorzystał błąd obrońcy Spartaka i sprytnym strzałem pokonał Żigę Freliha. Stadion i piłkarze Wisły byli w euforii, straty zostały odrobione w ciągu godziny. Kolejne stuprocentowe sytuacje zmarnowali Rodado i Zwoliński. Gospodarze powinni byli zakończyć fatalne zawody dla Słowaków przed dogrywką.
A w niej Wisła znów uderzyła i zaskoczyła trzecią drużynę słowackiej ligi w ostatnim sezonie - dośrodkowanie Rodado wykorzystał świetnie Alan Uryga i wpakował głową futbolówkę do bramki. Wisła prowadziła 3:0 i demolowała Spartaka Trnava, będąc bliska strzelenia kolejnych goli. Tego właśnie zabrakło, by uniknąć karnych - jedna z niewielu akcji gości przyczyniła się do trafienia na 1:3 autorstwa Michała Durisa w 107 minucie. Wisła mimo wielu prób nie potrafiła strzelić czwartej bramki.
W rzutach karnych nie brakowało dramaturgii. Jako pierwszy pomylił się Duris ze słowackiej ekipy, ale potem "Biała Gwiazda" dwukrotnie zmarnowała swoje szanse i była bardzo bliska przegranej. Ostatecznie Kamil Broda po pomyłce Słowaków obronił rzut karny wykonywany przez Sebastiana Kosę i Wisła wygrała w konkursie 12:11. Rywalem klubu z 1 ligi polskiej w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji Europy będzie Cercle Brugge.
Na wielkie emocje nie mogli narzekać kibice Śląska Wrocław. Po dramatycznym meczu ich ulubieńcy odpadli jednak z eliminacji do LKE, a spotkanie zostanie zapamiętane z powodu aż 3 czerwonych kartek dla polskiej drużyny.
VAR i czerwone karki
Mecz mógł się zacząć idealnie dla Śląska, bo po dziesięciu minutach gry w zamieszaniu w polu karnym do siatki trafił Sebastian Musiolik. Arbiter wskazał na środek boiska, ale wstrzymał się z rozpoczęciem gry. Po kilu minutach i analizie VAR Chorwat gola anulował, bo dopatrzył się przewinienia jednego z zawodników Śląska. Gospodarze łapali się za głowy i mocno protestowali, ale decyzja była ostateczna.
Szwajcarzy zapowiadali, że do Wrocławia nie przyjechali bronić dwubramkowej zaliczki, ale wygrać ponownie i pokazywali to na boisku, bo grali odważnie, ofensywnie i stwarzali sytuacje bramkowe. Szukali gola i w końcu go znaleźli. Po szybkiej akcji piłka w polu karnym Śląska trafiła do Bastiena Toma, a ten z ośmiu metrów się nie pomylił.
W tym momencie wydawało się, że emocje na Tarczyński Arenie się zakończyły. Zespół trenera Jacka Magiery, aby doprowadzić do dogrywki, musiał strzelić trzy gole. To się wydawało niemożliwe.
Stracony gol nieco podciął skrzydła Śląskowi i optyczną przewagę posiadali goście. Szwajcarzy prowadzili, ale mimo wszystko już w pierwszej połowie starali się grać na czas i kraść cenne sekundy. Wydawało się, że w do przerwy już nic się nie wydarzy, ale wówczas nadeszło siedem minut, które rozgrzało do czerwoności trybuny.
Zaczęło się od trafienia Petra Schwarza, który wślizgiem dopadł do dośrodkowania Mateusza Żukowskiego. 120 sekund później na strzał zza pola karnego zdecydował się Piotr Samiec-Talar i trafił idealnie. Goście zaczęli grać bardzo nerwowo i ostro. W bocznym sektorze boiska powalony został Nahuel Leiva, piłkę ustawił Schwarz, dośrodkował idealnie na głowę Aleksa Petkowa i Śląsk odrobił straty.
Jeżeli przerwa nieco ostudziła emocje, to zaraz po wznowieniu gry ponownie zrobiło się gorąco. Najpierw spotkanie zostało przerwane, bo bramkarz Ati Zigi miał pretensje związane z zachowaniem fanów Śląska.
Kiedy po kilku minutach gra została wznowiona, wrocławianie wyprowadzili atak i Schwarz miał świetną okazję, ale nieoczekiwanie arbiter przerwał akcję i przyznał Śląskowi rzut wolny. Podopieczni trenera Magiery ponownie łapali się za głowy, protestowali, ale nie był to ostatni taki przypadek w tym spotkaniu.
Śląsk nie wierzył w decyzje sędziego
Na kwadrans przed zakończeniem spotkania w polu karnym gości padł Petkov. Arbiter analizował sytuację na monitorze, a następnie ukarał wrocławskiego obrońcę żółtą kartką za próbę wymuszenia rzutu karnego. Ponieważ było to drugie upomnienie, Bułgar musiał opuścić boisko. Zawodnicy Śląska ponownie z niedowierzaniem kręcili głowami.
Grający w liczebnej przewadze goście przejęli inicjatywę, ale niewiele z tego wynikało. Arbiter doliczył aż 12 minut i kiedy wydawało się, że będzie potrzebna dogrywka, dopatrzył się zagrania ręką Leivy i po analizie VAR wskazał na jedenasty metr.
Między zawodnikami doszło do przepychanek i w konsekwencji żółtą kartką został ukarany Leiva, a ponieważ był to drugie upomnienie, musiał opuścić boisko.
Rafał Leszczyński obronił strzał w 11 metrów Christina Witziga, ale arbiter nakazał powtórkę. Za drugim razem do piłki podszedł Willem Geubbels i trafił do siatki. Śląsk grał w dziewiątkę, ale jeszcze rzucił się do ataku. W polu karnym gości upadł wprowadzony kilka chwil wcześniej Arnau Ortiz, ale chorwacki sędzia uznał, że Hiszpan próbował wymusić „jedenastkę” i ukarał go czerwoną kartką. Śląsk w tym momencie grał w ósemkę. I nie dał rady awansować, choć wygrał 3:2 ze Szwajcarami. W pierwszym starciu było 2:0 dla St. Gallen.
Fot. Marc Carbo z Wisły Kraków (w środku)/PAP
GW
Inne tematy w dziale Sport