Wrocław znowu pośmiewiskiem. Tak się to robi z konkursami do spółek (NASZ NEWS)

Redakcja Redakcja Głos Regionów Obserwuj temat Obserwuj notkę 38
Konkursy na członków zarządów spółek miejskich wyglądają tak, że jeszcze przed ich ogłoszeniem wiadomo kto je wygra: politycy partii rządzących lub ich znajomi. Oto ustalenia Marcina Torza.

Cofnijmy się w czasie do kwietnia. Wtedy to Jacek Sutryk, obawiający się przegranej w wyborach, obiecał, że na członków zarządów spółek miejskich będą organizowane konkursy. Tak, aby prezesi i ich zastępcy nie byli powoływani po znajomości czy po politycznym kluczu. W takim mieście jak Wrocław brzmiało to jak zapowiedź rewolucji.

Przypomnijmy, że to przecież w stolicy Dolnego Śląska prezesem ZOO została żona prezesa Aquaparku, który to wcześniej kupił dom od Jacka Sutryka. A prezesem Spartana (spółka prowadząca m.in. saunę czy sale gimnastyczną) był Dariusz Kowalczyk, zaufany Grzegorza Schetyny. 


Polityczna familia na swoim

Po zwycięskich dla Sutryka wyborach miało się to zmienić. No i zmieniło – ale tak, że nie wiadomo, czy śmiać się z tych zmian, czy płakać nad nimi. Ale po kolei. Zanim zmiany zostały wprowadzone, Sutryk szybko powołał na stanowisko wiceprezesa MPWiK (woda i ścieki) swojego byłego rzecznika Przemysława Gałeckiego. Ogłoszenie nominacji zbiegło się w czasie z ujawnieniem przez lokalną „Gazetę Wyborczą” bulwersującej sprawy: Gałecki miał obiecywać Telewizji Echo24 publiczne pieniądze, ale pod warunkiem, że z pracy zostanie wyrzucony niżej podpisany.

Sprawą zainteresowała się prokuratura – śledztwo trwa. Po tym wątpliwym etycznie zdarzeniu, kolejne powołania miały być już realizowane po wygraniu konkursów.

Ze słowem „konkurs” nie ma się zresztą co rozpędzać. Kandydatów miały oceniać nie niezależne komisje, a rady nadzorcze – naszpikowane politykami, osobami powiązanymi z ratuszem. Zanim jednak je ogłoszono, politycy, dziennikarze i osoby związane z urzędem miejskim śmiały się, że przecież wiadomo, kto je wygra. Wymieniano nazwiska pewniaków.

Niżej podpisany sam – na długo przed rozpoczęciem procedury konkursowej – zapowiedział, że konkurs na prezesa Spartana wygra Marek Łapiński z Platformy Obywatelskiej, a w konkursie na wiceprezesa Hali Stulecia najlepsza okaże się Magdalena Piasecka z Nowoczesnej. 


Lewica też coś dostała w spółkach

I co się okazało? Że te osoby wygrały. Dodatkowo, wiceprezesem Spartana został Paweł Szumniak – tak się składa, że wieloletni członek Lewicy. Kilka dni później kolejny konkurs wygrał Artur Siewierski, który ma w CV pracę dla różnych bardzo poważnych instytucji. Na pierwszy rzut oka wygrana nie ma więc żadnych rys. Ale okazuje się, że mężczyzna ten wpłacił pokaźną sumę pieniędzy (10000 zł) na… Lewicę.

Zaraz będą kolejne konkursy i można przyjmować zakłady, kto je wygra. Jeśli chodzi o spółkę Ekosystem można postawić na Pawła Karpińskiego, związanego np. z Platformą Obywatelską i b. klubem radnych Jacka Sutryka.

Nie trzeba dodawać, że praca w zarządzie miejskiej spółki przynosi ogromne pieniądze. Niektórzy prezesi zarabiają bowiem grubo ponad 30 tysięcy złotych miesięcznie! Szkoda, że wygląda to tak, jakby lukratywne stanowiska przypadały tym, którym przypaść miały. Niestety, „konkursy” po wrocławsku to karykatura poważnego procesu wyłonienia członków zarządów. 


Mieszkańcom Wrocławia należy się pełna informacja

Proceder wzbudza zresztą coraz więcej wątpliwości. - Odnoszę wrażenie, że prezydent Sutryk i jego współpracownicy z PO i Lewicy, po ogłoszeniu wyników przeprowadzonych konkursów uznali sprawę złożonych obietnic wyborczych za zrealizowaną i zamkniętą – mówi mecenas Tomasz Darłak, radca prawny, który patrzy lokalnej władzy na ręce.

- Mieszkańcy Wrocławia muszą jednak poznać szczegóły i kulisy przeprowadzonych konkursów, aby zweryfikować, czy z nich nie zadrwiono - kim byli kontrkandydaci zwycięzców, jak uzasadniono dokonane wybory, a przede wszystkim treść profesjonalnych analiz wskazujących przyczyny, dla których konieczne było zwiększenie liczby członków zarządów we wrocławskich spółkach – dodaje Darłak.

Jego zdaniem, koniecznym wydaje się też wyjaśnienie, jak to możliwe, że nazwisko zwycięzcy konkursu było znane jeszcze przed jego formalnym ogłoszeniem. - Myślę, więc że to dopiero początek a nie koniec historii z weryfikacją przeprowadzonych konkursów – kończy mecenas Darłak. 

Wizja spółki i plany? Nie są konieczne

Arkadiusz Chwaścik, biznesmen i działacz osiedlowy, który brał udział w większości miejskich konkursów ma swoje zdanie na ich temat. - Ostatnie wydarzenia związane z konkursami budzą poważne wątpliwości co do przejrzystości i uczciwości tego procesu. Wydaje się, że sytuacja przypomina znane już schematy obserwowane przy konkursach na dotacje dla fundacji, gdzie często przed złożeniem ofert wiadomo, która fundacja wygra – mówi i zdradza też, jak wyglądała procedura konkursowa w jego przypadku.

- Szczególnie zaskakująca była sytuacja w przypadku konkursu na stanowisko prezesa Spartana. Na pytanie, czy powinienem przygotować wizję rozwoju spółki i plany dotyczące jej przyszłości, przewodnicząca rady nadzorczej stwierdziła, że nie jest to konieczne. To budzi poważne zastrzeżenia, ponieważ strategia rozwoju powinna być kluczowym elementem oceny kandydatów – punktuje działacz.

Jak widać, wątpliwości i zastrzeżeń jest mnóstwo. Szkoda tylko, że firmują je politycy KO i Lewicy, którzy na co dzień podkreślają, jak ważna jest dla nich uczciwość i transparentność. 


Fot. Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk/Facebook

Marcin Torz

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj38 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (38)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo