fot. PAP/Adam Warżawa
fot. PAP/Adam Warżawa

Prezes PKOl nie ma sobie nic do zarzucenia po igrzyskach. "Problemem są pieniądze"

Redakcja Redakcja Igrzyska Olimpijskie Paryż 2024 Obserwuj temat Obserwuj notkę 19
Radosław Piesiewicz prezes PKOl cieszy się z medali Polaków zdobytych na igrzyskach, choć w jego ocenie wynik 15-16 medali był "absolutnie realny". Piesiewicz uważa, że receptą na problemy finansowe związków sportowych powinno być np. umarzanie im długów, dlatego pytany o sytuację w Polskim Związku Kolarskim winę zrzuca na ministra sportu Sławomira Nitrasa.

Fatalna sytuacja w Polskim Związku Kolarskim

Przypomnijmy, do południa w niedzielę polscy sportowcy wywalczyli w stolicy Francji dziewięć medali. Jedyny złoty zdobyła Aleksandra Mirosław we wspinaczce sportowej na czas, srebrne zdobyli drużyna siatkarzy, kajakarka górska Klaudia Zwolińska i pięściarka Julia Szeremeta, a brązowe czwórka podwójna wioślarzy, drużyny szpadzistek, tenisistka Iga Świątek, Aleksandra Kałucka we wspinaczce i Natalia Kaczmarek w biegu na 400 m. Zaskoczeniem totalnym było srebro, które zdobyła kolarka Daria Pikulik w niedzielnym wyścigu omnium. Polka nie była faworytką, ale pojechała okrążenie fenomenalnie i suma punktów pozwoliła jej stanąć na podium.

Daria Pikulik wraz z siostrą Wiktorią kilka dni zajęły siódme miejsce w wyścigu madison w kolarstwie torowym na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Obie kolarki były wtedy bardzo rozgoryczone i powiedziały, jak wyglądały ich przygotowania.

– Ambicie były trochę wyższe. Zrobiłyśmy wszystko, co było możliwe. Zrobiłyśmy wszystko, co mogłyśmy. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia w przygotowaniach, mimo tego, jak wygląda nasza sytuacja. W lutym musiałam sama sobie zapłacić za zgrupowanie. Do kwietnia nie mieliśmy nawet rowerów i informacji dotyczących finansowania. Nie mieliśmy nic. Kombinezony dostaliśmy dzień przed startem. To nie jest tylko nasza wina – mówiła Daria Pikulik.


Szef PKOl: Minister Nitras nie znalazł na to czasu

Szef PKOl Radosław Piesiewicz, proszony o komentarz przez "Fakt" przyznał, że związek kolarski zmaga się z długami, jakie generuje tor i że on próbował coś z tym zrobić, ale minister sportu Sławomir Nitras nie znalazł dla niego czasu. Jego zdaniem poprzedni minister sportu, Kamil Bortniczuk, "nie bał się podejmować trudnych decyzji, jak chociażby w przypadku Polskiego Związku Hokeja na Lodzie", czyli de facto umorzył część pieniędzy do spłaty.

– Z tego co wiem, pieniądze przychodzą z Ministerstwa Sportu. Sygnalizowałem ten problem, ale minister Nitras nie znalazł dla mnie czasu. W poprzednich latach finansowanie przechodziło przez Polski Komitet Olimpijski, jednak nie mogliśmy dokładać z własnych środków do kolarstwa. Chciałem znaleźć rozwiązanie i spotkać się, aby Polski Związek Kolarski mógł być normalnie finansowany. Minister nie znalazł na to czasu i zastanawiał się cztery czy pięć miesięcy, czy w ogóle transferować pieniądze. Tu jest największy problem. Ze swojej strony zrobiłem wszystko, co mogłem, aby te pieniądze się znalazły. Myślę, że sami zawodnicy to potwierdzą – podsumowuje prezes PKOl.


Piesiewicz tłumaczy się z wydatkowania pieniędzy

Z kolei w rozmowie z PAP Piesiewicz podkreślił, że od 15 miesięcy jest prezesem PKOL i w jego ocenie dobrym i trafionym pomysłem było stworzenie w Paryżu Domu Polskiego podczas igrzysk. - Udało nam się pomóc związkom, które zdobywały medale. To jest budujące. Uważam, że trzeba iść w tę stronę, aby te pieniądze, które my pozyskujemy były na wkład własny. W budżecie państwa jest coraz więcej pieniędzy, to trzeba sobie realnie powiedzieć. Aby związki mogły po te pieniądze sięgnąć, muszą mieć wkład własny. Ten wkład własny dawał im PKOl i myślę, że to jest dobre rozwiązanie, żeby wspomagać - powiedział. Za przykład podał boks. W jego ocenie w tym związku pieniądze zostały bardzo dobrze wydatkowane, bo na sportowców, trenerów, sztaby.

Prezes PKOl został zapytany przez PAP o piątkowe słowa premiera Donalda Tuska. Szef rządu powiedział wówczas, że będzie chciał "aby PKOl i związki sportowe rozliczyły się przed opinią publiczną z pieniędzy publicznych".

- Staram się rozumieć pana premiera, który został o to zapytany. PKOl nie ma środków budżetowych, więc jeżeli rozmawiamy o pieniądzach ze spółek Skarbu Państwa, to są to spółki i my rozliczamy się co dwa miesiące z tych pieniędzy. Wypracowujemy ekwiwalent reklamowy i to jest normalny sponsoring. To nie są pieniądze z budżetu państwa, ale ze spółek, które przekazują nam środki za wykonywanie odpowiedniej pracy marketingowej i przekazywanie tych środków do konkretnych związków sportowych. My wykonujemy to rzetelnie - stwierdził prezes Piesiewicz.

Dodał, że jeżeli chodzi o środki budżetowe dla związków sportowych to "bardzo naturalne jest to, że się rozliczamy co roku".

ja

Na zdjęciu prezes PKOl Radosław Piesiewicz, fot. PAP/Adam Warżawa

Czytaj także:

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj19 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Sport