Radosław Piesiewicz prezes PKOl cieszy się z medali Polaków zdobytych na igrzyskach, choć w jego ocenie wynik 15-16 medali był "absolutnie realny". Piesiewicz uważa, że receptą na problemy finansowe związków sportowych powinno być np. umarzanie im długów, dlatego pytany o sytuację w Polskim Związku Kolarskim winę zrzuca na ministra sportu Sławomira Nitrasa.
Fatalna sytuacja w Polskim Związku Kolarskim
Przypomnijmy, do południa w niedzielę polscy sportowcy wywalczyli w stolicy Francji dziewięć medali. Jedyny złoty zdobyła Aleksandra Mirosław we wspinaczce sportowej na czas, srebrne zdobyli drużyna siatkarzy, kajakarka górska Klaudia Zwolińska i pięściarka Julia Szeremeta, a brązowe czwórka podwójna wioślarzy, drużyny szpadzistek, tenisistka Iga Świątek, Aleksandra Kałucka we wspinaczce i Natalia Kaczmarek w biegu na 400 m. Zaskoczeniem totalnym było srebro, które zdobyła kolarka Daria Pikulik w niedzielnym wyścigu omnium. Polka nie była faworytką, ale pojechała okrążenie fenomenalnie i suma punktów pozwoliła jej stanąć na podium.
Daria Pikulik wraz z siostrą Wiktorią kilka dni zajęły siódme miejsce w wyścigu madison w kolarstwie torowym na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Obie kolarki były wtedy bardzo rozgoryczone i powiedziały, jak wyglądały ich przygotowania.
– Ambicie były trochę wyższe. Zrobiłyśmy wszystko, co było możliwe. Zrobiłyśmy wszystko, co mogłyśmy. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia w przygotowaniach, mimo tego, jak wygląda nasza sytuacja. W lutym musiałam sama sobie zapłacić za zgrupowanie. Do kwietnia nie mieliśmy nawet rowerów i informacji dotyczących finansowania. Nie mieliśmy nic. Kombinezony dostaliśmy dzień przed startem. To nie jest tylko nasza wina – mówiła Daria Pikulik.
Szef PKOl: Minister Nitras nie znalazł na to czasu
Szef PKOl Radosław Piesiewicz, proszony o komentarz przez "Fakt" przyznał, że związek kolarski zmaga się z długami, jakie generuje tor i że on próbował coś z tym zrobić, ale minister sportu Sławomir Nitras nie znalazł dla niego czasu. Jego zdaniem poprzedni minister sportu, Kamil Bortniczuk, "nie bał się podejmować trudnych decyzji, jak chociażby w przypadku Polskiego Związku Hokeja na Lodzie", czyli de facto umorzył część pieniędzy do spłaty.
– Z tego co wiem, pieniądze przychodzą z Ministerstwa Sportu. Sygnalizowałem ten problem, ale minister Nitras nie znalazł dla mnie czasu. W poprzednich latach finansowanie przechodziło przez Polski Komitet Olimpijski, jednak nie mogliśmy dokładać z własnych środków do kolarstwa. Chciałem znaleźć rozwiązanie i spotkać się, aby Polski Związek Kolarski mógł być normalnie finansowany. Minister nie znalazł na to czasu i zastanawiał się cztery czy pięć miesięcy, czy w ogóle transferować pieniądze. Tu jest największy problem. Ze swojej strony zrobiłem wszystko, co mogłem, aby te pieniądze się znalazły. Myślę, że sami zawodnicy to potwierdzą – podsumowuje prezes PKOl.
Piesiewicz tłumaczy się z wydatkowania pieniędzy
Z kolei w rozmowie z PAP Piesiewicz podkreślił, że od 15 miesięcy jest prezesem PKOL i w jego ocenie dobrym i trafionym pomysłem było stworzenie w Paryżu Domu Polskiego podczas igrzysk. - Udało nam się pomóc związkom, które zdobywały medale. To jest budujące. Uważam, że trzeba iść w tę stronę, aby te pieniądze, które my pozyskujemy były na wkład własny. W budżecie państwa jest coraz więcej pieniędzy, to trzeba sobie realnie powiedzieć. Aby związki mogły po te pieniądze sięgnąć, muszą mieć wkład własny. Ten wkład własny dawał im PKOl i myślę, że to jest dobre rozwiązanie, żeby wspomagać - powiedział. Za przykład podał boks. W jego ocenie w tym związku pieniądze zostały bardzo dobrze wydatkowane, bo na sportowców, trenerów, sztaby.
Prezes PKOl został zapytany przez PAP o piątkowe słowa premiera Donalda Tuska. Szef rządu powiedział wówczas, że będzie chciał "aby PKOl i związki sportowe rozliczyły się przed opinią publiczną z pieniędzy publicznych".
- Staram się rozumieć pana premiera, który został o to zapytany. PKOl nie ma środków budżetowych, więc jeżeli rozmawiamy o pieniądzach ze spółek Skarbu Państwa, to są to spółki i my rozliczamy się co dwa miesiące z tych pieniędzy. Wypracowujemy ekwiwalent reklamowy i to jest normalny sponsoring. To nie są pieniądze z budżetu państwa, ale ze spółek, które przekazują nam środki za wykonywanie odpowiedniej pracy marketingowej i przekazywanie tych środków do konkretnych związków sportowych. My wykonujemy to rzetelnie - stwierdził prezes Piesiewicz.
Dodał, że jeżeli chodzi o środki budżetowe dla związków sportowych to "bardzo naturalne jest to, że się rozliczamy co roku".
ja
Na zdjęciu prezes PKOl Radosław Piesiewicz, fot. PAP/Adam Warżawa
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Sport