Unijne regulacje będą drogo kosztować. Za posiadanie tej sałaty nawet milion zł kary

Redakcja Redakcja UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 40
Sałata wodna, czyli pistia rozetkowa, znalazła się na zaktualizowanej w sierpniu liście inwazyjnych gatunków obcych, które stanowią zagrożenie dla rodzimej przyrody. Według nowych unijnych przepisów za jej rozpowszechnianie grozi kara do miliona zł.

Na początku sierpnia Unia Europejska uaktualniła listę tzw. inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla rodzimej przyrody. Taki wykaz inwazyjnych gatunków obcych to spis organizmów, które mogą przyczyniać się do degradacji środowiska, szkód w gospodarce lub negatywnie wpływać na zdrowie człowieka. Mogą to być zarówno rośliny, jak i zwierzęta. Powodem umieszczania organizmów na liście zakazanych, jest możliwość wyrządzania przez nie szkód w gospodarce czy środowisku lub też niewłaściwe oddziaływanie na organizm człowieka. Ich niekontrolowane rozprzestrzenianie się może prowadzić do znacznego ograniczenia, a nawet wymarcia rodzimych gatunków na danym obszarze. 


Czego nie można posiadać w domu - przykłady roślin

W najnowszym wydaniu, które ukazało się na początku sierpnia tego roku znalazły się m.in ryba przydenka żebrowata, żaba platana szponiasta oraz roślina wodna pistia rozetkowa. Początkowo nazwa większości z nas ta nazwa mówi niewiele, ale jak się okazuje roślina może znajdować się w setkach tysięcy polskich domów, a roślin tych może być kilka milionów.

Bo pistia rozetkowa, to nic innego, jak sałata wodna, jest szczególnie popularna w Polsce. Najczęściej spotykana jest w akwariach i przydomowych oczkach wodnych. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska apeluje do posiadaczy tych roślin o powstrzymanie ich rozmnażania oraz uniemożliwienie niekontrolowanego rozprzestrzeniania się gatunku. Jeżeli roślina zostanie zniszczona, posiadacz powinien zgłosić to w ciągu 7 dni do regionalnego dyrektora ochrony środowiska.

Nowe przepisy weszły w życie 2 sierpnia, ale wprowadzono okres przejściowy. Podmioty, takie jak szkółki roślin i sklepy zoologiczne, które posiadają zapasy wymienionych gatunków, będą mogły je przetrzymywać przez rok w celu sprzedaży lub przekazania do celów niekomercyjnych innym podmiotom posiadającym stosowne zezwolenie. W ciągu dwóch lat mogą je sprzedać lub przekazać innym podmiotom prowadzącym badania naukowe, lub ochronę ex situ, bądź wykorzystującym je do celów medycznych, pod warunkiem posiadania stosownego zezwolenia.

Zagrożenie jest poważne, a kary za łamanie przepisów są surowe. Osoba nieprzestrzegająca tych zasad może zostać obciążona administracyjną karą pieniężną do 1 mln zł.  


Akwaryści mają problem 

W Polsce jest około 800 tysięcy akwarystów. A sama akwarystyka narodziła się 1500 lat temu, kiedy to Chińczycy docenili wygląd karasia srebrzystego odmiany złocistej. Został odłowiony i wpuszczony do ogrodowych stawów. Potem dołączyły kolejne gatunki, a 600 lat zawartość stawów przenieść do specjalnych zbiorników w domu. Od tego momentu można mówić o akwarystyce rozumianej jako pielęgnowanie ryb w sztucznych zbiornikach znajdujących się w domach. Moda na hodowanie rybek rozprzestrzeniła się do sąsiednich krajów, a zainteresowanie bogatych mieszkańców było tak duże, że w 1500 roku w Japonii powstał prototyp dzisiejszego sklepu akwarystycznego. Były to porcelanowe wazy służące do hodowania rybek w domu. Moda szybko trafiły Europy.

Pierwsze akwaria pojawiły się na Starym Kontynencie w XVII wieku i cieszyły się sporym zainteresowaniem ze strony społeczeństwa, choć na ich kupienie pozwolić mogli sobie tylko najzamożniejsi. Europejczycy szybko nauczyli się rozmnażać rybki, co sprawiło, że stały się one znacznie tańsze i łatwiej dostępne.  


Fot. Sałata wodna/Wikipedia

Tomasz Wypych

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj40 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Polityka