Prezes PiS, Jarosław Kaczyński, Fot. PAP/Piotr Nowak
Prezes PiS, Jarosław Kaczyński, Fot. PAP/Piotr Nowak

Władza wieszczy rychły upadek PiS. Ekspert: Odebranie subwencji to nie tragedia, ale...

Redakcja Redakcja PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 127
Niewątpliwie dla obecnej władzy byłoby najlepiej, gdyby PiS udało się wyeliminować. Jednak odebranie subwencji za rok to nie jest jeszcze tragedia, nie doprowadzi do upadku PiS. Może mieć jednak ogromne znaczenie, jeśli chodzi o podważanie zaufania czy wiarygodności największej partii opozycyjnej – mówi Salonowi 24 prof. Henryk Domański, socjolog, Polska Akademia Nauk.

Prawo i Sprawiedliwość może stracić subwencję, decyzja w tej sprawie na razie została odroczona. Czy jednak utrata tych środków oznaczałaby faktycznie wyeliminowanie PiS-u, czy też są to jedynie życzenia partii tworzących rząd?

Prof. Henryk Domański:
Niewątpliwie dla obecnej władzy byłoby najlepiej, gdyby PiS udało się wyeliminować. I myślę, że rządzący wykorzystają różne narzędzia do tego, żeby podważyć wiarygodność największej partii opozycyjnej. I to jest chyba główny cel podejmowania różnych działań, w tym próby nagłośnienie i wykorzystania ewentualnego odebrania dotacji z budżetu państwa. To byłby pierwszy element, który może podsycić wiarę, że dojdzie do jakiejś destrukcji PiS-u.

Jednak, choć odebranie dotacji byłoby potężnym ciosem, należy pamiętać, że tutaj chodzi o dotację za jeden rok. Odebranie subwencji za jeden rok to nie jest jeszcze tragedia, tym bardziej że takie odebranie dotacji miało miejsce w przypadku innych partii, chociaż nie w takim wymiarze. Oczywiście cofnięcie dotacji nie doprowadzi do upadku PiS, ale może mieć ogromne znaczenie, jeśli chodzi o podważanie zaufania czy wiarygodności największej partii opozycyjnej. Przekonanie części wyborców, że nie warto głosować na taką partię. Zasianie tego typu przekonania i oczekiwań, że to jest zapowiedź upadku PiS-u. Natomiast nie będzie to czynnik decydujący. Będzie mieć wymiar jedynie symboliczny, ale wymiary symboliczne też są ważne.

Jeżeli się odbiera dotację, to idzie w świat przekaz, że widocznie popełniony został co najmniej jakiś błąd. A jeżeli nie błąd, to PiS próbował oszukać, czy wyprowadzić w pole Państwową Komisję Wyborczą, naruszyć prawo. Więc myślę, że główną korzyścią dla partii tworzących rząd z odebrania dotacji Prawu i Sprawiedliwości będzie upowszechnienie w opinii publicznej informacji o utracie subwencji, a w konsekwencji osłabienie PiS-u.



To osłabienie PiS-u utrudnia fakt, że po stronie konserwatywnej nie ma dla PiS alternatywy. Konfederacja jest jednak bardziej radykalna, z kolei Trzecia Droga, która miała być taką konserwatywną flanką obecnego rządu, stała się dla lewicowo-liberalnych komentatorów trochę chłopcem do bicia. Czy to nie jest poważny błąd ze strony środowisk tworzących rząd?

Oczywiście, że jest to błąd. W interesie Platformy Obywatelskiej jest trzymanie się Trzeciej Drogi I nie ma innego wyjścia niż przekonywanie sojuszu PSL i Polski 2050 do pozostania w rządzie. Tymczasem liderzy PO, a nawet od czasu do czasu sam Donald Tusk, podejmują szereg działań, jakby Trzecia Droga była mniej ważnym koalicjantem, któremu powinno zależeć, żeby być w rządzie, a Platformie nie. Jest dokładnie na odwrót, więc z tego punktu widzenia głównej partii tworzącej rząd jest to trochę trudne do wytłumaczenia.

Właściwie jedynym racjonalnym tłumaczeniem takiej strategii jest to, żeby nie pokazywać swojej słabości. To znaczy, gdyby Donald Tusk prowadził rozmowy z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i Szymonem Hołownią i przekonywał ich, że powinni trwać w tej koalicji, to w ten sposób okazałby swoją słabość. I tu można zrozumieć, że premier nie chce tego robić. Sprawa jest jednak złożona, z drugiej strony bez Trzeciej Drogi nie ma rządu i Donald Tusk nie jest premierem. Nie można tego za bardzo podkreślać, bo chodzi o to, żeby to Donald Tusk i Platforma dominowały w rządzie. W związku z tym mamy do czynienia z próbą pogodzenia tych kilku takich sprzecznych działań i interesów. Z jednej strony mamy zależność koalicji od sojuszu PSL i Polski 2050, z drugiej konieczność dominacji PO w koalicji rządzącej.



Ostatnio w „Newsweeku” pojawił się scenariusz, że po wyborach prezydenckich Donald Tusk może zdecydować się na wcześniejsze wybory parlamentarne…

Pytanie, komu by na tych wcześniejszych wyborach mogło zależeć. Na pewno nie byłyby w interesie PiS-u. Jednak każdy, kto wychodzi z taką inicjatywą, musi mieć mocne argumenty. Innymi słowy, pewność, że te wybory parlamentarne wygra. A na to się na dziś nie zanosi ani w przypadku Platformy, ani w przypadku PiS-u. Oczywiście wybory prezydenckie mogą coś zmienić. Jednak wcześniejsze wybory w przypadku PO miałyby sens tylko w jednym przypadku. Gdyby kandydat Platformy osiągnął spektakularne zwycięstwo w wyborach prezydenckich. I wcześniejsze wybory dawałyby możliwość samodzielnych rządów PO. Za wcześnie jednak na takie spekulacje.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj127 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (127)

Inne tematy w dziale Polityka