We Francji nie było trupów, krwi, ludzie są wściekli i to jedyny efekt. Widok wkurzonego człowieka, złość z powodu opóźnienia pociągu można przez jakiś czas zapamiętać, ale nie zostaje na całe życie. Obraz uciętej głowy, rozszarpanego ciała ludzkiego, zostaje na zawsze. Ci, którzy, z terrorystami sympatyzują, dzisiaj będą mówić „popatrzcie, to jest walka, musicie zrozumieć, oni walczą z nami, my walczymy z nimi, ale nikt tutaj nie ginie. Macie tylko opóźnienia, bałagan”. Takimi metodami terroryści zyskują niestety poklask w określonych środowiskach – mówi w rozmowie z Salon24 Jerzy Dziewulski, były policjant i dowódca jednostki antyterrorystycznej na lotnisku Okęcie w Warszawie, poseł na Sejm w latach 1991 – 2005.
Po ataku we Francji, który u progu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu wstrzymał pociągi, zablokował lotnisko, pojawiły się głosy wielu prawicowych polityków, że winni są migranci, polityka państwa wobec nich. Zgadza się Pan z tymi opiniami?
Jerzy Dziewulski: Byłbym ostrożny w stawianiu takiej tezy, bo tak naprawdę to jest nierozpoznana sytuacja. Od tego trzeba zacząć. Na pewno jestem przeciwny niekontrolowanemu wpuszczaniu migrantów, uchodźców, bez żadnego sprawdzenia. Już parę lat temu wielokrotnie brałem udział w dyskusjach, w których oburzano się na mnie, bo moja opinia była jednoznaczna. Inni mówili, żeby wpuszczać wszystkich, potem niech sprawdza ich Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jednak w przypadku osób, przekraczających granicę nielegalnie, ich sprawdzenie jest prawie niemożliwe. Sprawdzenie praktycznie rzecz biorąc przekracza granice nielegalnie. Są to często ludzie głęboko zakamuflowani, często kłamią, nie podają właściwych danych personalnych, żeby uniknąć ewentualnej konfrontacji z problemami. Bardzo często są to też biedni ludzie, którzy mają dobre paszporty, prawdziwe nazwiska i dobre zawody. Jednak sprawdzenie ich wszystkich jest bardzo trudne. Natomiast to, co się stało we Francji, dowodzi tylko jednej tezie, że terroryści zawsze są krok przed służbami. I to jest problem, który od lat, jest rozgryzany przez specjalistów od spraw terroryzmu. Czyli generalna teza, którą stosuje Izrael, a oni w walce z terroryzmem są wiodącym państwem na świecie i co do tego nie ma cienia wątpliwości – trzeba wyprzedzać, wyprzedzać, jeszcze raz wyprzedzać. Gdybym nie był u nich, nie był przez nich trenowany i się u nich nie szkolił, to mógłbym sobie opowiadać bajki. Tyle że ja to widziałem na własne oczy. I to w Izraelu nauczono mnie tego, czym jest terroryzm i jak z nim walczyć. I zasadą, której się cały świat musi trzymać, jest wyprzedzanie terrorystów. Co to oznacza? To oznacza, że w systemie zdobywania informacji o terroryzmach należy tak pracować, aby móc wyprzedzić ich działanie, bo tylko to jest skuteczne. W tym wypadku to się nie udało. Służby po prostu nie miały pojęcia o tym, że to się może zdarzyć.
Zasadnicze pytanie, kto stał za tym sabotażem?
Zakładam, że nie zrobili tego Francuzi, czyli obywatele francuscy od setek lat. Myślę, że odpowiedzialne za to są organizacje terrorystyczne, zobaczymy, które się przyznają. Niezależnie od tego faktem jest, że służby nie zdobyły informacji o tym, co planują terroryści. To jest istota problemu. Niestety to jest właśnie ten krok do tyłu za terrorystami. Zawsze oni coś zrobią, my reagujemy, ale w sytuacji, w której zwykle są już trupy, albo potworne zniszczenia. Dopiero później dopasowujemy swoją wiedzę i planujemy działania według tego zdarzenia, które miało już miejsce. Potrafimy się zabezpieczyć, ale terroryści potrafią tysiąc razy zmienić swoją taktykę, dostosowując do sytuacji rzeczywistej. Proszę zwrócić uwagę, że w samym Paryżu i we Francji pracują setki tysięcy funkcjonariuszy służb. Czy warto więc iść z bombą w teczce, torbie, czy w plecaku i się podłożyć? Bez sensu. Oni nie są głupi ani nieprzytomni. Oni wiedzą, co można zrobić z kolei, żeby oszukać służby i to jest proste. Tam, gdzie jest nadmiar służb, tam, gdzie je widać na każdym kroku, tam, gdzie penetrują, legitymują, zatrzymują, żaden normalny, dobrze wyszkolony terrorysta nie przedrze się ani z bronią, ani z materiałem wybuchowym. Mając przy sobie klucz francuski, kawałek młotka i parę innych narzędzi, rozwala kraj jak chce. Bez żadnych cudów. Prosta sprawa. Zawsze było tak, że Igrzyska, Mistrzostwa Świata, to niestety dzień terrorysty. I nagle, w dniu otwarcia Igrzysk Olimpijskich, zdarzyło się coś, co przy tak silnym zaangażowaniu służb w Paryżu, jest wręcz nieprawdopodobne. Bandyci są tak bezczelni, że idą na całego, ale idą niestety mądrze.
Mówi Pan, że Olimpiada, Mistrzostwa Świata czy Europy w piłce nożnej, to święto terroryzmu. Tyle że od tragedii z 1972 roku, porwania i zamordowania izraelskich sportowców, imprezy sportowe były w miarę bezpieczne. Oczywiście można wspomnieć zabójstwo piłkarza Andersa Escobara, reprezentanta Kolumbii w 1994 roku. Miało ono jednak miejsce poza areną turnieju. Na Kolumbię, która miała być czarnym koniem turnieju duże pieniądze stawiała mafia. Zawodnik, przez którego samobójczą bramkę reprezentacja odpadła już w fazie grupowej, dostał serię z karabinu maszynowego. Działo się to jednak już po powrocie do kraju. Same mistrzostwa, igrzyska przez lata nie były celem ataku. Służby nie dawały się terrorystom wyprzedzić, co zawiodło tym razem?
Niestety, to nie służby nie dawały się wyprzedzić, to terroryści nie robili zamachów. Po prostu Monachium, które było klęską organizacji terrorystycznych, stosunek do nich był na całym świecie jednoznaczny. Przez lata potrafili więc organizować spotkania, podczas których główni przywódcy organizacji terrorystycznych podejmowali decyzje dotyczące zamachów na poszczególne osoby, raczej unikali zamachów ślepych, w celu zabicia jak najwięcej ludzi. Olimpiady uniknęły zamachów, bo terroryści nie byli wtedy mocni. Zdawali sobie sprawę z tego, że świat ustawił się przeciwko nim. Proszę zwrócić uwagę, że działania terrorystyczne to gra ze światem. Dziś, gdyby Palestyńczycy wypuścili zakładników, nie byłoby wojny. Z prostej przyczyny, ucięliby ręce Izraelowi. Gdyby teraz powiedzieli, dobra, wypuszczamy, mielibyśmy natychmiastowe zawieszenie broni. Tylko problem polega na tym, że oni nie chcą ich wypuścić, bo oni chcą dalej przekazywać katarskie środki finansowe na pożytecznych idiotów, którzy publicznie się pokazują i wspierają, Palestyńczyków tylko dlatego, że rzeczywiście nieszczęśliwie się składa, że w trakcie tej wojny giną niestety po stronie palestyńskiej niewinni ludzie, giną też dzieci. Nigdy nie mieliśmy tylu flag palestyńskich podczas demonstracji w różnych miejscach na Świecie. A teraz wystarczy włączyć media i codziennie, a to w Stanach, a to w Australii, w Nowej Zelandii, a to w Europie, Wielkiej Brytanii odbywają się demonstracje. I wszyscy są ubierani w palestyńskie flagi. To jest właśnie taktyka. Oni zmądrzeli. Dzisiaj, nie idą na ura, bo ludzie się odwracają przeciwko nim. Zyskują Wtedy, kiedy zaatakują, ale mogą lansować przekaz, że sami są pokrzywdzeni. Więc tamten czas, z lat 70. to dla terrorystów czas zły. Oni zdawali sobie sprawę z tego, że w Monachium przegrali z kretesem. To prawda, Izraelczycy też dostali po uszach, ale nie zmienia to postaci rzeczy, że terroryści przegrali ze społeczeństwami, nie chciały mieć z nimi nic wspólnego. Arafat przez lata był bandytą, terrorystą. Dopiero później zaczął uspokajać atmosferę, zbliżać się do Zachodu. Dostał, jak wiemy, Pokojową Nagrodę Nobla.
Czyli na działaniach podczas tegorocznych igrzysk terroryści mogą zyskać?
Tak to niestety przebiega. Proszę zwrócić uwagę, nie było trupów, krwi, ludzie są wściekli i to jedyny efekt. Widok wkurzonego człowieka, złość z powodu opóźnienia pociągu można przez jakiś czas zapamiętać, ale nie zostaje na całe życie. Obraz uciętej głowy, rozszarpanego ciała ludzkiego, zostaje na zawsze. Ci, którzy, z terrorystami sympatyzują, dzisiaj będą mówić „popatrzcie, to jest walka, musicie zrozumieć, oni walczą z nami, my walczymy z nimi, ale nikt tutaj nie ginie. Macie tylko opóźnienia, bałagan”. Takimi metodami terroryści zyskują niestety poklask w określonych środowiskach.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo