Donald Trump jest oskarżany o prorosyjskość, i jest faworytem w prezydenckim wyścigu w USA Fot. EPA/DAVID JENSEN Dostawca: PAP/EPA.
Donald Trump jest oskarżany o prorosyjskość, i jest faworytem w prezydenckim wyścigu w USA Fot. EPA/DAVID JENSEN Dostawca: PAP/EPA.

„Niezależnie, kto wygra w USA, Amerykanie nie zostawią tej części Europy” [NASZ WYWIAD]

Redakcja Redakcja USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 26
Trudno dziś wyrokować, jak zmiana kandydata Partii Demokratycznej wpłynie na wynik wyborów w USA. Na pewno problemem Demokratów jest to, że będą musieli włożyć w kampanię większe środki finansowe. Decyzja o zmianie kandydata oznacza, że dotychczasowe dotacje, jakie dali ludzie wspierający Demokratów, nie mogą być użyte w kampanii nowego kandydata. Środków i wsparcia Demokraci muszą szukać na nowo. W kwestiach istotnych dla nas, na razie nie spodziewam się pozostawienia naszej części świata przez Amerykanów, niezależnie od wyniku prezydenckiej elekcji w USA – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawnik, dyplomata, były konsul RP w Chicago i Waszyngtonie.

Niedawno, w ostatniej rozmowie z Salonem 24 komentował Pan doniesienia o wycofaniu się prezydenta USA Joe Bidena z walki o reelekcję.

Grzegorz Długi:
Tak, i wtedy wydawało się to możliwe, ale mało prawdopodobne. W kilka dni świat się zmienił całkowicie.

Co oznacza decyzja Joe Bidena o wycofaniu się z wyścigu o Biały Dom?

Pytanie, czy to była faktycznie samodzielna decyzja Joe Bidena. Przypominam, że dosłownie kilka dni przed wycofaniem się z wyborów, prezydent USA zamieścił wpis, w którym podkreślał w sposób bardzo zdecydowany, że nie ustąpi, w ogóle nawet nie rozważa takiej decyzji, jest i będzie kandydatem. Co się zmieniło w ciągu tych kilku dni? Kto „przekonał” Joe Bidena do zmiany stanowiska. Wiemy, że establishment partii demokratycznej od pewnego czasu zaczął prowadzić naciski, aby zmienić kandydata. Widać było też taką kampanię w New York Timesie i CNN, czyli medialnych bastionach Demokratów. No i jak widać, było to skuteczne. Mamy bardzo nietypową, wręcz niespotykaną dotychczas sytuację. Potwierdza się, że kandydatem będzie pani wiceprezydent, czyli Kamala Harris. Oczywiście pozostaje pytanie, tak trochę pytanie natury prawnej, ale pewnie również i innej, czy jej działanie polegające na telefonach do delegatów i uzyskiwaniu ich poparcia, jest zgodne z prawem, a przynajmniej ze zwyczajami, jakimi rządzi się system wyborczy w Ameryce. Zaczęła się już dyskusja, czy to wszystko ma „ręce i nogi” z punktu widzenia formalnego, ale również z punktu widzenia pewnej kultury politycznej.



Pytanie, czy ma to sens z punktu widzenia politycznego. Pamiętamy, że w Polsce, kiedy z wyborów w 2020 roku wycofała się dołująca w sondażach Małgorzata Kidawa-Błońska, zastąpił ją prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Poparcie dla kandydata Platformy wzrosło wielokrotnie. Poparcie dla Kidawy-Błońskiej było na granicy progu wyborczego, a Trzaskowski wszedł do drugiej tury, otrzymał w niej ponad 10 milionów głosów i o mało nie wygrał wyborów. Czy możliwe jest, że pani Kamala Harris zanotuje wyjątkowy wzrost i wygraną, czy też przeciwnie, będzie słabszym kandydatem niż Joe Biden?

Na razie byłbym ostrożny, w stawianiu twardych tez. Na pewno problemem Demokratów jest to, że będą oni musieli włożyć w kampanię większe środki finansowe. Decyzja o zmianie kandydata oznacza, że dotychczasowe dotacje, jakie dali ludzie wspierający Demokratów, nie mogą być użyte w kampanii nowego kandydata. Środków i wsparcia Demokraci muszą szukać na nowo.

Kluczowy z naszego punktu widzenia jest stosunek kandydata do Rosji. W przypadku Bidena sprawa była czytelna. Trumpowi zarzucano prorosyjskość, Pan w rozmowie z nami uspokajał, że może się okazać, że ta prezydentura nie będzie wcale na rękę Putinowi i władzom na Kremlu. I ostatnio nawet media Trumpowi nieżyczliwe odnotowały bardzo niekorzystne dla Moskwy deklaracje Trumpa. Pytanie więc, jakiej polityki zagranicznej spodziewać się możemy po wygranej kandydata Republikanów. I drugie, czy jeśli wygra Kamala Harris nastąpi kontynuacja polityki Bidena, czy jakiś zwrot?

Po pierwsze, w przypadku Trumpa, tak zwany argument „ad putinum”, był zawsze stosowany i on zawsze miał tylko propagandowe znaczenie. Mówiłem wielokrotnie, że to Trump zablokował Nord Stream 2 i obciążył sankcjami wszystkie firmy, które uczestniczyłyby w tym projekcie. To Joe Biden projekt ten odblokował. To Donald Trump wprowadził wojska amerykańskie do Polski, ostro krytykował politykę Niemiec, która była uległa względem Rosji i uzależniała Europę od Putina. Oczywiście argument „ad putinum” jest bardzo modny we współczesnych mediach, wobec tego, fakty nie mają tutaj znaczenia. Z drugiej strony, po 24 lutego 2022 roku prezydent Biden faktycznie ostro wsparł Ukrainę. Oczywiście zwolennicy Trumpa mówią, że to jest ze względu na że tak powiem, prywatne interesy rodziny Bidenów. Zapowiadają, że jak Trump wygra, to „walnie pięścią w stół”, czyli każe stronom usiąść do stołu i załatwić problem, a jak nie, to tak wzmocni Ukrainę, że Rosjanie „popamiętają”. Też nie zapominajmy o działaniu całego aparatu władzy amerykańskiej, cały ten „deep state”, który być może niektóre kontrowersyjne działania głowy państwa będzie hamował. Więc zobaczymy, jak to będzie. W każdym razie nie spodziewam się, aby Ukraina została pozostawiona sama sobie. Spodziewam się natomiast, że ze strony Trumpa i jego środowiska politycznego będzie wola bardzo szybkiego zakończenia tej sprawy w tę, czy w inną stronę. Republikanie na pewno nie będą mieli ochoty na to, żeby przedłużać wojnę na Ukrainie i zaangażowanie amerykańskie. Na dłuższą metę byłoby to ryzykowne politycznie. Pamiętać bowiem należy, że elektorat Trumpa w większości uważa, że to nie jest ich sprawa, a bronienie Ukrainy to jest problem nie USA, ale samego NATO. Natomiast dążenie do zakończenia wojny wcale nie musi oznaczać prorosyjskości. Przeciwnie, jego istotą może być właśnie wymuszenie ustępstw na Putinie. Na razie pozostawienia naszej części świata się nie spodziewam, niezależnie od wyniku prezydenckiej elekcji w USA. Oby tylko przedstawiciele naszych władz nie kontynuowali niektórych nieodpowiedzialnych wypowiedzi.

Redakcja

Fot. Wiec Donald Trumpa. Źródło:  EPA/DAVID JENSEN Dostawca: PAP/EPA.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj26 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Polityka