Wojna w rządzie będzie się nasilać i moim zdaniem nawet jeśli premier Donald Tusk ma świadomość zagrożenia, nie jest w stanie tego wyciszyć. Na przeszkodzie staną mu bowiem pewne mechanizmy. Choćby sympatyzujące z rządem media, czy też media społecznościowe, które narzucają nową narrację, w której PSL już stał się chłopcem do bicia w ramach układu rządowego. A na to z szampanem już czekają PiS i Konfederacja – mówi Salonowi 24 dr Andrzej Anusz, politolog, Instytut Piłsudskiego.
Trzecia Droga, zachowując się „po pisowsku” w sprawie aborcji, powiela błąd PiS-u sprzed lat i mocno na tym traci, czy może przeciwnie – właśnie zaznaczając odrębność, może wrócić do walki o bycie taką siłą umiarkowanie konserwatywną?
Dr Andrzej Anusz: Bliższy jestem drugiemu stwierdzeniu. Z ważnym zastrzeżeniem – wyraźnie bym odróżnił Polskę 2050 Szymona Hołowni od Polskiego Stronnictwa Ludowego. Zwróćmy uwagę, że podczas głosowania w sprawie depenalizacji aborcji, wszyscy posłowie Polski 2050 zagłosowali za tą depenalizacją. W związku w szeregach Trzeciej Drogi nastąpił bardzo wyraźny podział. To PSL trzyma twarde, konserwatywne stanowisko. I uważam, że to dopiero początek pewnej ofensywy. Zaczął się zupełnie nowy etap funkcjonowania ludowców w ramach koalicji rządzącej. Prezes partii, Władysław Kosiniak-Kamysz przypomniał, że to PSL wskazał Tuska na premiera pierwszy raz. A więc sygnał jest jasny: „skoro z naszym poparciem został premierem, to jak to poparcie cofniemy, premierem być przestanie”. To po pierwsze. Po drugie politycy PSL, zaproponowali ustawę o wychowaniu patriotycznym, co jest ewidentnie uderzeniem w minister edukacji Barbarę Nowacką. W związku z tym ewidentnie widać, że PSL tym głosowaniem w sprawie depenalizacji, głosując razem z PiS-em i z Konfederacją, naprawdę otworzył zupełnie nowy etap w swoim funkcjonowaniu w ramach układu rządzącego. I faktycznie moim zdaniem, może być duża grupa wyborców, która do tej pory nawet sympatyzowała czy z PiS-em, czy z Konfederacją, która za jakiś czas może w badaniach opinii publicznej wesprzeć ludowców. I to bez wątpienia zupełnie nowa sytuacja.
Zaraz po wyborach wydawało się, że różnorodność, gra skrzydłami, może być atutem koalicji, w której jest skrzydło liberalne, lewicowe, bardziej konserwatywne. Niektórzy eksperci wieszczyli nawet scenariusz drugiej tury wyborów prezydenckich bez kandydata PiS-u i przyszłego podziału przełamującego duopol PO-PiS. Teraz jednak środowiska radykalnie lewicowe każdego, kto na przykład jest przeciw aborcji, określają mianem PiS-owca. Odsądzając od czci i wiary. Czy nie prowadzi to do zagrożenia rozłamu w rządzie?
Uważam, że z punktu widzenia rządu istnieje takie niebezpieczeństwo. Narracja, już w tej chwili bardzo krytyczna wobec PSL-u, się nie zatrzymuje. Ona narasta. Zwróćmy uwagę na ostatnie wystąpienia szefowej Strajku Kobiet. Mieliśmy akcje wręcz wulgarne jak przyklejanie kartki z gwiazdkami na drzwiach do klubu parlamentarnego PSL-u, oblewanie czerwoną farbą biura ludowców w Poznaniu. Każda taka akcja to przekraczanie granic. Po początkowym szoku, gdy wydawało się, że ludowcy kapitulują, teraz widać wyraźnie, że PSL będzie się bronił i kontratakował. Mieliśmy mocne stanowisko Władysława Kosiniaka-Kamysza, że oni w sprawie ustawy o związkach partnerskich zgłaszają zdanie odrębne. Czyli, mówiąc wprost, nie poprą zgłaszanych przez koalicjantów rozwiązań. I będzie to kolejny element narastającej wojny ideologicznej w ramach koalicji.
Tylko że właśnie ten spór utrzymany w ryzach może być szansą na wzmocnienie pozycji rządu i osłabienie PiS-u na rzecz ludowców. A upokarzanie ludowców, wypchnięcie ich z koalicji może ich wepchnąć w ramiona PiS-u, co dla rządzących byłoby katastrofą?
Wojna w rządzie będzie się nasilać i moim zdaniem premier Donald Tusk, nawet jeśli ma świadomość zagrożenia, nie jest w stanie tego wyciszyć. Na przeszkodzie staną mu bowiem pewne mechanizmy. Choćby sympatyzujące z rządem media, czy media społecznościowe, które narzucają nową narrację, w której PSL już stał się chłopcem do bicia w ramach układu rządowego. A na to z szampanem już czekają PiS i Konfederacja. Poseł Przemysław Wipler opowiada o tym, że Konfederacja byłaby gotowa z PiS-em i z PSL-em utworzyć wspólny rząd. Do tego dołożyć możemy powtarzane jak mantrę przez polityków PiS słowa, że funkcja premiera w rządzie z PiS-em jest cały czas otwarta dla Władysława Kosiniaka-Kamysza. Co więcej, nieprzypadkowa wydaje się informacja o tym, że prezes Jarosław Kaczyński rozmawiał z ojcem lidera PSL, z którym zna się jeszcze z lat 1989-90, gdy Andrzej Kosiniak-Kamysz był ministrem zdrowia w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Biorąc to pod uwagę, działanie mediów liberalnych i środowisk typu Silni Razem, które w tej chwili atakują PSL, siłą rzeczy może coraz bardziej wpychać ludowców w ramiona opozycji, w orbitę budowania jakichś wspólnych projektów z PiS-em.
Sugeruje Pan, że za parę tygodni ludowcy mogą zostawić obecny rząd i zbudować alternatywną koalicję razem z obecną opozycją?
Aż tak, to nie. Te projekty to nie będę na razie jakieś trwałe formy współpracy, przy okazji których padną deklaracje o daleko idącej współpracy, czy zapowiedzi, że wkrótce powstanie wspólny rząd z PiS-em. Natomiast w najbliższym czasie w Sejmie pojawi się coraz więcej wspólnych głosowań np. PiS, Konfederacji i ludowców. A to siłą rzeczy politycznie będzie te formacje do siebie zbliżać. Taka jest logika. W związku z tym naprawdę mamy sytuację ciekawą, a nawet bardzo ciekawą. Bo okazuje się, że sprawa aborcji znów ma ogromny wpływ na polską politykę. Tak jak jednak w 2020 roku zaszkodziła bardzo PiS-owi, tak teraz będzie szkodzić stronie przeciwnej, Koalicji Obywatelskiej i docelowo całej koalicji rządzącej.
Inne tematy w dziale Polityka