Zainteresowania rozwiązaniem sprawy Wołynia po stronie ukraińskiej nie ma. Brak podjęcia tego tematu to zupełnie niepotrzebne tworzenie nieprawdopodobnego pola działania dla propagandy rosyjskiej – mówi Salonowi 24 w 81. rocznicę rzezi wołyńskiej Przemysław Miśkiewicz, opozycjonista w okresie PRL, w latach 2006-2013 kierownik projektu badawczego Encyklopedia Solidarności, lider stowarzyszenia Pokolenie, które zajmuje się między innymi pomocą Ukraińcom.
Przyjechał do Polski prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski. Z jednej strony podjęto ważne decyzje. Z drugiej strony mamy rocznicę zbrodni wołyńskiej. Nie padło ani jedno słowo na ten temat...
Przemysław Miśkiewicz: W ubiegłym roku była okrągła rocznica zbrodni wołyńskiej. I prezydent Ukrainy też był w Polsce, na Zamku Królewskim, i wszyscy oczekiwali, że coś powie. Nie powiedział nic. No więc umówmy się, że jeśli do tej pory nie powiedział, to już nic nie powie. Oczywiście pytanie, czemu nie chce powiedzieć. Może boi się, że jeśli coś wspomni o zbrodni wołyńskiej, najbardziej patriotyczne jednostki, które zbudowane zostały na kulcie Bandery, się zbuntują. Może obawia się, że dojdzie do próby obalenia go, to znaczy zorganizowania wyborów, które już być powinny, a nie ma ich ze względu na trwający stan wojenny.
Uważam, że wiara w to, iż Wołodymyr Zełenski w jakikolwiek sposób wspomni o zbrodni wołyńskiej, jest oczekiwaniem na to, że wydarzy się coś całkowicie nierealnego. Oczywiście kluczowe jest pytanie, co nasze władze – obojętne, czy pisowskie, czy platformerskie – powinny w tej sytuacji robić. Mogą się oczywiście obrazić, ale to obrażenie się raczej byłoby słabe. Nie ma tu cudownego środka, dobrej odpowiedzi. Tu sam muszę uderzyć się w piersi, bo liczyłem, że Ukraińcy wykażą się większym zrozumieniem naszego punktu widzenia i prawdy historycznej. Obecnie uważam, że tak się niestety nie stanie.
Ponad dwa lata temu Rosja rozpoczęła inwazję na pełną skalę wobec Ukrainy. Polacy spontanicznie Ukraińcom pomagali. Dziś nadal wielu z nas uważa, że Rosja jest zagrożeniem, że jak Ukraina padnie, możemy być następni. Z drugiej strony, nie ma żadnego choćby gestu ukraińskiego w sprawie zbrodni wołyńskiej. Zgody na ekshumacje, pochówki. Wizyta ukraińskiego prezydenta tylko to potwierdza. W polskiej debacie – pomijając opinie skrajne – są dwa główne poglądy w tej sprawie. Jedni przekonują, że brak prawdy o Wołyniu szkodzi wzajemnym relacjom i tak naprawdę służy Putinowi. Inni argumentują, że jest wojna i nie jest to czas, żeby się tej prawdy domagać. Pan od lat angażuje się w pomoc dla Ukrainy, ale też domagał się Pan prawdy o zbrodni wołyńskiej...
Sprawa jest skomplikowana. Przypomnę, że jak dwa lata temu pomagaliśmy Ukrainie, było to bardzo spontaniczne i miało charakter masowy. W tej chwili w pomoc angażują się jednostki, ewentualnie niewielkie grupy. Oczywiście jest pomoc państwowa, której istnieniu nie można zaprzeczyć. Co do Wołynia jest argument, że nie możemy się domagać gestów od strony ukraińskiej w momencie, kiedy giną tam ludzie. To by może było uzasadnione, gdyby nie fakt, że ten argument słyszymy od wielu lat. Słyszeliśmy go 10 lat temu, gdy trwały protesty na Majdanie. Słyszeliśmy, gdy wojna toczyła się jedynie w Donbasie, słyszymy teraz.
I niestety prawda jest brutalna i smutna. Strona ukraińska ewidentnie nie jest zainteresowana tym, żeby tę kwestię w jakikolwiek sposób wyjaśnić. Co ja w jakiś sposób jestem w stanie zrozumieć w momencie, kiedy jest wojna na pełną skalę. Uważam jednak, że wcześniej, gdy owszem wojna była, ale jedyne w Donbasie, nie na pełną skalę, to był doskonały czas na budowanie tych relacji. Mało tego, Ukraińcy w tej chwili nie mają już takiego dobrego podejścia do Polaków jak dwa lata temu, czy nawet rok temu. Bardziej ufają Francuzom, Niemcom, są nastawieni na to, żeby z nimi współpracować. Niestety, ale uważam, że była to szansa, która została przegrana przez Polskę. Gdyby ten temat podjęto w bardziej cywilizowany sposób, na pewno bylibyśmy dziś na innym etapie.
Kto z polskiej strony odpowiada za zaprzepaszczenie szansy na normalną politykę w sprawie Wołynia?
Nie mnie oceniać, czy rząd pisowski działał, jak trzeba, czy popełnił tu błędy. Wydaje mi się, że niestety po wybuchu wojny na pełną skalę może przesadnie wszyscy poszliśmy za głosem serca, dając wszystko, co było możliwe. A może należało wtedy, korzystając z doskonałych wzajemnych relacji właśnie podjąć temat zbrodni wołyńskiej. Powiem szczerze, że sam byłem za tym, żeby dawać jak najwięcej, w stowarzyszeniu Pokolenie mówiliśmy, i ja to podtrzymuję, że to jest nasza wojna. Ja jednak nie jestem politykiem, w takich sytuacjach kieruję się sercem. Rząd powinien patrzeć bardziej pragmatycznie.
Wracając do pytania. Moim zdaniem w ogóle nie ma chęci ze strony ukraińskiej, żeby tę sprawę wyjaśnić. Bandera to na Ukrainie bohater. Na szczęście nie jest już dla nich tak ważny, bo jednak mają swoich nowych bohaterów, z czasu ostatniej wojny. Natomiast zainteresowania rozwiązaniem sprawy Wołynia po stronie ukraińskiej nie ma. I powtórzę się, bo kiedyś mówiłem już o tym na Państwa łamach – brak podjęcia tego tematu to zupełnie niepotrzebne tworzenie nieprawdopodobnego pola działania dla propagandy rosyjskiej.
Czy nie sądzi Pan, że banderyzm realnym zagrożeniem stanie się właśnie wtedy, gdy Ukraina przegra wojnę, bo w takiej sytuacji bez wątpienia rosyjska propaganda będzie odpowiednio działać, Putin powoła jakąś ukraińską wersję Kadyrowa i kadłubowa, zależna od Moskwy Ukraina, będzie całkiem antypolska?
Trudno przewidzieć, jak to będzie wyglądać i w jakiej perspektywie czasowej. Natomiast uważam, że Putin nie po to zaczął wojnę na Ukrainie, żeby ją skończyć na Ukrainie. Czy wejdzie do Polski, to osobny temat, nie jest to przesądzone, tu decydować może wiele czynników. Natomiast nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że na pewno będzie starał się Polskę zdestabilizować. I niewątpliwie, jeżeli Ukraina przegra, czy też zostanie podzielona i na linii Dniepru będzie granica między Rosją a Ukrainą, to ukraiński nacjonalizm będzie zdecydowanie większy. Z kilku powodów. Po pierwsze on zawsze był większy na linii od Kijowa, do granicy z Polską. Jeśli zostaną Ukraińcom tylko ziemie zachodnie, w dodatku przeniosą się na nie te osoby ze Wschodu, które zostały skrzywdzone przez Rosję, no to ten nacjonalizm niewątpliwie eksploduje. On będzie na pewno antyrosyjski, ale bardzo prawdopodobne, że stanie się też antypolski.
Oczywiście to są gdybania, bo nie wiemy, jak rozwinie się sytuacja na froncie. To wypadkowa bardzo wielu czynników. Wiele zależy od tego, co stanie się, jeśli wybory w Stanach Zjednoczonych wygra Donald Trump. Jaka będzie sytuacja, jeśli jednak zwycięży Joe Biden. Jak będzie wyglądać polityka Francji, która się nieprawdopodobnie przed wyborami zradykalizowała. Zobaczymy, czy będzie tak samo radykalna po wyborach. To są dziesiątki, jeśli nie setki pytań. Natomiast odpowiadając konkretnie na pytanie – tak, oczywiście nacjonalizm ukraiński może być groźny w momencie przegranej Ukrainy i zwycięstwa Rosji.
Widzimy jednak wzrost, jeśli nie wzajemnej niechęci, to obojętności między narodami?
Bez wątpienia półtora roku, czy dwa lata temu, nastawienie między narodami było bardzo pozytywne. Teraz jest, delikatnie mówiąc, obojętność. Choć oczywiście, jeżeli ktoś widzi dzieci, kobiety itd., to raczej prawie każdy się ulituje, ale nie ma porównania do tego, co było w 2022 roku. Poza tym sytuacja, w której widzimy, że przebywają w Polsce młodzi chłopcy, którzy powinni być w armii, a są tutaj, bawią się, pracują, funkcjonują normalnie, a powinni być na froncie, jest trochę irytująca. Mało tego, mamy w Polsce dom polsko-ukraiński, robimy wspólnie mnóstwo rzeczy. Ja często publikuję coś na tematy ukraińskie i wydawałoby się, że to Ukraińcy powinni mieć ochotę wchodzić w jakieś dyskusje. Niestety ze strony Ukraińców nie widać żadnego zainteresowania.
Niektórzy przytaczają przykład może luźniejszy, ale też dość istotny. Dobiega końca rozgrywane w Niemczech Euro'2024. Grała tam reprezentacja Ukrainy. Mnóstwo młodych mężczyzn kibicowało swojej drużynie narodowej z flagami, pomalowani w barwy narodowe itd. Fajnie, tylko od razu nasuwa się pytanie, czy ci młodzi ludzie nie powinni w tym czasie być gdzie indziej?
No zdecydowanie, tylko można tu sobie zadać wiele pytań. Ja w żadnym wypadku nie jestem zwolennikiem obecnego rządu czy Radosława Sikorskiego. Czytałem jednak z nim wywiad o tym powstającym w Polsce legionie ukraińskim. Jest już ponoć do niego kilka tysięcy zgłoszeń. I tu sobie można zadać pytanie, dlaczego ci młodzi ludzie zgłaszają się tutaj, a nie u siebie? Po prostu tu będą wyekwipowani. I ja jestem w stanie tych ludzi zrozumieć, że jak przy tym okropnym złodziejstwie, które tam jest, idzie młody chłopak, patriota do wojska i dostaje karabin z czasu drugiej wojny światowej, w najlepszym wypadku z lat 50., a resztę ekwipunku musi sobie załatwić sam, to ja się nie dziwię, że ucieka przed wojną, bo po prostu ucieka przed pewną śmiercią. Ukraina jest niestety państwem skorumpowanym i to się w żaden sposób, jak widać, za prezydentury Zełenskiego nie poprawiło.
Inne tematy w dziale Polityka