Praktycznie jedyną sytuacją, w której mogłoby dojść do wymiany kandydata, byłaby rezygnacja samego Joe Bidena. Możliwości, by prezydent chciał ubiegać się o reelekcję, a Demokraci wycofali dla niego poparcie, praktycznie nie ma. Jeżeli prezydent nie zrezygnuje, to delegaci na konwencję Partii Demokratycznej są prawnie zobowiązani do oddania na niego głosu, przynajmniej w pierwszym głosowaniu. A samo to wystarczy. Więc wszystko w rękach Joe Bidena – mówi Salonowi 24 prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista Uniwersytet Warszawski.
Pierwsze informacje o rzekomym wycofaniu przez Demokratów kandydatury Joe Bidena wydawały się całkowicie nieprawdopodobne, jednak są kolejne doniesienia mówiące o tym, że prezydent sam mógłby zrezygnować z walki o reelekcję. Media mają o czym informować, czy jednak istnieje procedura umożliwiająca wycofanie kandydata i czy w przeszłości było to praktykowane?
Prof. Zbigniew Lewicki: Nigdy to się nie zdarzyło. A praktycznie jedyną sytuacją, w której mogłoby dojść do wymiany kandydata, byłaby rezygnacja samego Joe Bidena. Możliwości, by prezydent chciał ubiegać się o reelekcję, a Demokraci wycofali dla niego poparcie, praktycznie nie ma. Jeżeli prezydent nie zrezygnuje, to delegaci na konwencję Partii Demokratycznej są prawnie zobowiązani do oddania na niego głosu, przynajmniej w pierwszym głosowaniu. A samo to wystarczy. Więc wszystko w rękach Joe Bidena.
W historii nie było wycofania się kandydata, jednak bywały sytuacje, w których urzędujący prezydent miał pod górkę, choćby Jimmy Carter, który w sondażach notował fatalne wyniki. Partia poparcia nie wycofała i urzędujący prezydent wybory przegrał?
W przeszłości kandydaci miewali pod górkę, ale wtedy, gdy mieli we własnych szeregach konkurentów, z którymi walczyli o nominację. Zupełnie inna jest sytuacja, w której z danej partii o nominację ubiega się dwóch czy trzech kandydatów. Gdy główny kandydat jest nawet zdecydowanym faworytem, ale ma mocnego konkurenta. Joe Biden takiego konkurenta nie ma. Oczywiście może sam zrezygnować. Jeśli jednak tego nie zrobi, Demokraci znajdą się w sytuacji bez wyjścia – będą musieli na Joe Bidena zagłosować.
W Stanach Zjednoczonych jest bardzo silna polaryzacja, ostry konflikt społeczny. Jednocześnie kandydaci głównych nurtów – Joe Biden i Donald Trump budzą skrajne emocje. Czy może dojść do sytuacji, w której zyska na tym „ten trzeci”, na przykład Robert F. Kennedy jr, startujący jako kandydat niezależny?
Nie, kandydat spoza Republikanów i Demokratów nie ma szans. A Kennedy to "cudak", antyszczepionkowiec, wierzący we wszystkie możliwe teorie spiskowe. Mówienie o jego kandydaturze jest jakimś krzykiem rozpaczy. Podobnie krzykiem rozpaczy są teorie o rzekomym starci Michelle Obamy. Była pierwsza dama również nie ma szans, na zastąpienie Bidena. Z kolei Kennedy sam wypisał się z Partii Demokratycznej, nie ma więc żadnych podstaw, by sądzić, że teraz mógłby uzyskać poparcie swojej dawnej partii. Z kolei jako kandydat niezależny nie ma szans. Wszystko jednak zależy od decyzji Joe Bidena – jeśli nie zrezygnuje, w ogóle nie będzie tematu jego zastąpienia, Demokraci będą zmuszeni go poprzeć.
Inne tematy w dziale Polityka