Partia Pracy zdecydowanie wygrała czwartkowe wybory do brytyjskiej Izby Gmin, co oznacza, że jej lider Keir Starmer otrzyma w piątek od króla Karola III misję stworzenia rządu. Laburzyści przez 14 lat byli w opozycji do Partii Konserwatywnej. Według sondaży exit poll zdobyli 410 mandatów w 650-osobowej Izbie Gmin.
Ciężka porażka Partii Konserwatywnej
To bardzo wyraźne zwycięstwo, ale nie tak okazałe, jak przewidywały przedwyborcze prognozy. Jeśli chodzi o mandaty, to ponad dwa razy więcej niż w poprzednich wyborach w 2019 roku, ale mniej niż w dwóch pierwszych laburzystowskich wygranych pod przywództwem Tony’ego Blaira – w 1997 roku i 2001 roku, gdy zdobyli odpowiednio 418 i 412 mandatów.
Wybory zakończyły się ciężką porażką rządzącej od 14 lat Partii Konserwatywnej, ale nie jest ona aż tak dotkliwa, jak przewidywały ostatnie przedwyborcze prognozy. Według exit poll uzyskała 131 mandatów, czyli prawie trzy razy mniej niż w 2019 roku (365). Jest to wyrównanie ich najgorszego wyniku w historii – w 1906 roku również zdobyli 131 mandatów, choć wówczas Izba Gmin liczyła 670 posłów. Jest to wyraźnie gorszy wynik od najgorszego pozostającego w żywej pamięci - porażki poniesionej w 1997 roku, gdy zdobyli 165 mandatów na 659 możliwych.
Ale prognozy z ostatnich kilku dni sugerowały, że konserwatyści zapewne będą mieć mniej niż 100 mandatów, a niektóre nawet, że mogą zostać wyprzedzeni przez Liberalnych Demokratów, co oznaczałoby, że utracą na ich rzecz status oficjalnej opozycji, wraz z całym szeregiem wynikających z tego tytułu przywilejów.
Fatalna zagrywka polityczna
Nie zmienia to faktu, że decyzja premiera Rishiego Sunaka o rozpisaniu wyborów już w lipcu, zamiast - jak się powszechnie spodziewano - w październiku lub listopadzie, okazała się całkowicie błędna. Sunak ogłosił datę wyborów tuż po tym, gdy podana została seria dobrych wyników gospodarczych, licząc na to, że uda mu się z odbijającej się gospodarki uczynić temat przewodni kampanii, co jednak się nie powiodło – po części także z powodu jego osobistych błędów. 22 maja, gdy Sunak rozpisał wybory, prognozy sugerowały, że konserwatyści mogą liczyć na 155 mandatów.
W piątek przed południem Sunak uda się do Pałacu Buckingham, aby formalnie złożyć na ręce Karola III rezygnację ze stanowiska premiera. Należy się spodziewać, że niedługo – być może także w piątek – ogłosi ustąpienie z funkcji lidera Partii Konserwatywnej. Wygląda jednak, że on sam zdołał uzyskać mandat poselski, choć niektóre prognozy wieszczyły, że stanie się on pierwszym urzędującym premierem, który w kolejnych wyborach nie dostanie się do parlamentu.
Była premier nie uzyskała mandatu
Ogromną sensacją jest brak mandatu dla Liz Truss, najkrócej urzędującej premierki w historii Wielkiej Brytanii. Nie uzyskała odpowiednie liczby głosów, mimo że, jej okręg South West Norfolk, był uważany za jeden z najbezpieczniejszych dla Partii Konserwatywnej.
Truss reprezentowała ten okręg od 2010 roku, a w poprzednich wyborach w 2019 roku uzyskała tam aż 69 proc. poparcia i ponad 26 tys. głosów przewagi nad kandydatką Partii Pracy. Teraz Truss zdobyła 11 217 głosów, podczas gdy kandydat Partii Pracy Terry Jermy – 11 847, i to on zdobył mandat.
"Brytyjski Korwin-Mikke" w końcu się dostał
Dostał się z kolei Nigel Farage, lider prawicowo-populistycznej partii Reform UK, a wcześniej przez lata główny orędownik wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Farage kandydował w okręgu Clacton we wschodniej Anglii i uzyskał ponad 21 tys. głosów, podczas gdy pod względem poparcia kandydat Partii Konserwatywnej niespełna 13 tys. Jest on jak na razie drugim kandydatem Reform UK, który wygrał w swoim okręgu. Wcześniej mandat poselski obronił jedyny dotychczasowy poseł tej partii Lee Anderson.
Farage po raz ósmy startował w wyborach do Izby Gmin, ale dopiero po raz pierwszy udało mu się zdobyć mandat. W czasie, gdy Wielka Brytania była w UE, Farage kilka razy zdobywał mandat eurodeputowanego, co wynikało z faktu, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego w Wielkiej Brytanii obowiązywała ordynacja proporcjonalna, znacznie korzystniejsza dla mniejszych partii niż ordynacja większościowa, która obowiązuje w wyborach do Izby Gmin.
Inne partie także się cieszą
Bardzo dobry wynik zanotowali Liberalni Demokraci. Uzyskane przez nich według exit poll 61 mandatów, to tylko o jeden mniej niż ich najlepszy wynik w historii, ale aż o 50 więcej niż w poprzednich wyborach.
Zadowolona może być prawicowo-populistyczna partia Reform UK, której liderem od początku czerwca ponownie jest główny przez lata orędownik wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Zdobyła 13 mandatów, co jest w górnych granicach tego, co przewidywały przedwyborcze prognozy, a trzeba pamiętać, że Reform UK najmocniej traci na ordynacji większościowej. Poparcie dla tej partii rozkłada się dość równomiernie, ale niewiele jest okręgów, w których jej kandydaci realnie mieli szanse na pierwsze miejsce. Do tej pory Reform UK miała tylko jednego posła, Lee Andersona, który na dodatek nie został wybrany jako kandydat tej partii, lecz jako członek Partii Konserwatywnej, ale w marcu tego roku zmienił przynależność partyjną.
MP
Lider Partii Pracy Keir Starmer. Fot. EPA/NEIL HALL
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka