W trakcie Euro nie czułem żadnego rozczarowania, bo moje oczekiwania nie były wielkie. Warto pamiętać, że na mistrzostwa Europy awansowaliśmy rzutem na taśmę, w ostatniej chwili, trochę kuchennymi drzwiami. Drużyna przez ostatni rok, a może nawet dwa lata grała bardzo przeciętnie, a czasami nawet tragicznie. Spadliśmy z wysokiego konia, nie ma co rozpaczać – mówi Salonowi 24 Michał Listkiewicz, były sędzia międzynarodowy, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej w latach 1999 –2008.
Powoli opadają emocje po starcie Polaków na Mistrzostwach Europy. Jeden punkt, w trzech meczach, ostatnie miejsce w grupie. Dobrze, bo były przebłyski z Holandią i cenny remis z wicemistrzami świata, czy jednak fatalnie, bo z Austrią biało-czerwoni nie istnieli, zaliczają kolejny w tym stuleciu turniej bez wyjścia do fazy pucharowej?
Michał Listkiewicz: Przyznam, że nie czułem żadnego rozczarowania, bo i moje oczekiwania nie były wielkie. Warto pamiętać, że na Mistrzostwa Europy awansowaliśmy rzutem na taśmę, w ostatniej chwili, trochę kuchennymi drzwiami. Drużyna przez ostatni rok, a może nawet dwa lata, grała bardzo przeciętnie, a czasami nawet tragicznie, jak w drugiej połowie spotkania z Mołdawią w Kiszyniowie. Co prawda selekcjoner Michał Probierz wprowadził wiele entuzjazmu, tchnął w ten zespół nowe życie, miał jednak bardzo mało czasu. Trzeba pozwolić mu dalej realizować ten projekt, a lepsze wyniki powinny przyjść.
Czy drużyna nie mogła wypaść jednak lepiej, przynajmniej pod względem wyników?
W moim odczuciu wypadliśmy na miarę naszych możliwości. Postawiliśmy się utytułowanym zespołom Holandii i Francji. Oczywiście bardzo szkoda tego meczu z Holandią, bo on był spokojnie co najmniej do zremisowania. Natomiast z Austrią nie mieliśmy nic do powiedzenia. Jednak dopiero po zakończeniu fazy grupowej widzimy, co to za drużyna. Przegraliśmy ze zdecydowanie najmocniejszym zespołem w naszej grupie, który już jest czarnym koniem turnieju, zobaczymy jak będzie dalej. Spadliśmy z wysokiego konia, i nie ma co rozpaczać.
Po turnieju widzimy w internecie ostrą krytykę Roberta Lewandowskiego, kapitana reprezentacji. Jednocześnie kibice na stadionie, czy spotykając napastnika na ulicy, wyrażają wobec niego wręcz uwielbienie...
Czasem w sieci można mówić nawet o hejcie wobec kapitana. To jest jednak tak, że w internecie wszyscy są mądrzy, ale potem jak się spotka człowieka na ulicy, to ten, który opluwał w sieci, sam prosi o autograf, uśmiecha się, chce zrobić wspólne zdjęcie. W nocy z poniedziałku na wtorek wielu kibiców przywitało drużynę na Okęciu, co też jest bardzo znamienne. Oczywiście dobrze, że na koniec naszego turnieju tak fajnie wypadł mecz z Francją. Oczywiście trójkolorowi byli piłkarsko lepsi, ale na pewno nie można mówić, że remis był przypadkowy.
Za Pana kadencji prezesa PZPN zarówno Jerzy Engel, jak i Paweł Janas musieli po przegranych turniejach pożegnać się z reprezentacją. Tego domagała się opinia publiczna. Dziś po raz pierwszy nie ma, pomijając jakieś pojedyncze głosy, żądań zmiany na stanowisku selekcjonera?
No i nareszcie, bo uważam, że bardzo złe było to, co się działo w ostatnim czasie. Mieliśmy pięciu trenerów przez pięć lat, a w tych szanujących się reprezentacjach zmiana trenerów jest raz na pięć lat, jak nie rzadziej. A jeśli rozmawiamy o moich czasach, to były inne w ogóle realia, był nacisk polityczny, media, PZPN był w gorszej sytuacji, bardzo osłabiony aferą korupcyjną. Teraz związek jest w dużo lepszej sytuacji. Jest bogaty, niezależny finansowo, sponsorzy niezależnie od wyniku walą drzwiami i oknami, więc ewentualnej presji na zmianę selekcjonera za bardzo nie będzie ulegać.
Chyba też tej presji za bardzo nie ma?
Nie ma, bo po fatalnym okresie pokazaliśmy, że chcemy grać, choć oczywiście wciąż mamy za mało jakościowych piłkarzy. Już nie mówię o Francji, która może wystawić dwie równorzędne jedenastki, ale nawet w porównaniu do Austrii czy Holandii. Nie mówię, że nasi zawodnicy są słabi, ale na razie są przeciętnym zespołem, który osiąga przeciętne wyniki. Natomiast to, co zrobił Michał Probierz, nie bojąc się powołać Kacpra Urbańskiego czy Tarasa Romańczuka, dać w bardzo dużym wymiarze czasu zagrać Nikoli Zalewskiemu, świadczy, że ma wizję i koncepcję gry. Myślę, że w eliminacjach Mistrzostw Świata, czy nawet jeszcze w tym roku, w Lidze Narodów, będziemy mieli dużo lepszy zespół niż mamy teraz. Czas pracuje na korzyść selekcjonera.
Czy Ligę Narodów należy potraktować jak mecze towarzyskie, czy też wyniki w niej mają jakieś znaczenie?
Na pewno Liga Narodów ma znaczenie. Dobry wynik w niej daje szansę na to, by w razie potknięcia w kwalifikacjach znaleźć się w barażach – jak to stało się w kwalifikacjach na obecne Euro. Wygrane w Lidze Narodów dają też punkty do rankingu, co ma znaczenie przy układaniu koszyków w eliminacjach, dają też pieniądze. Poza tym kibice nie znoszą porażek, bez znaczenia w jakich rozgrywkach. A więc wyniki mają znaczenie także dla atmosfery wokół kadry. Ligę Narodów traktowałbym więc jako przygotowanie do eliminacji Mistrzostw Świata, zbudowanie tej drużyny, ale już bym nie eksperymentował za dużo. Tym bardziej że mamy bardzo wymagających rywali: Portugalię, Chorwację i Szkocję. Więc grać Polacy powinni już tą drużyną, która zagra w eliminacjach Mistrzostw Świata. Awans na nie jest kluczowy. Mundial odbędzie się w trzech krajach: Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Meksyku. Szczególnie w USA i Kanadzie jest ogromna Polonia, która czeka tam na biało-czerwonych i na zwycięstwa. Miejmy nadzieję, że uda się awans wywalczyć, a na turnieju pokazać z dobrej strony.
Wróćmy do trwających Mistrzostw Europy. Polscy piłkarze odpadli, wciąż jednak jest reprezentacja polskich sędziów. Pojawiły się plotki, że Szymon Marciniak już nie pojawi się na turnieju. Jak ocenia Pan te doniesienia i pracę polskiego arbitra na Euro?
W pierwszym meczu, który sędziował, Szymon wypadł doskonale, powiedziałbym nawet, że rewelacyjnie. Jest w doskonałej formie. Nie wiem, skąd się biorą te plotki czy dywagacje, że miałby już nie prowadzić żadnego meczu. Przecież to jest tak, jakby selekcjoner Francuzów świadomie pozbył się Mbappé, a nasz selekcjoner Roberta Lewandowskiego. Jeśli chodzi o sędziów UEFA, Szymon Marciniak bezwzględnie znajduje się w pierwszej piątce. A fakt, że dotąd sędziował tylko jeden mecz może być wręcz dobrym prognostykiem. Bo oznacza to, że szykowany jest na mecze późniejsze, istotniejsze, decydujące o najwyższych miejscach turnieju.
Czy jest szansa na poprowadzenie kolejnego finału, po Mistrzostwach Świata w Katarze i ubiegłorocznej Lidze Mistrzów?
Czy finał - nie wiem, bo UEFA też pewnie nie chce takiego zaszufladkowania, że ma tylko jednego sędziego, który sędziuje finał Mistrzów Świata, Ligi Mistrzów i jeszcze do tego Mistrzostw Europy. Półfinał już jak najbardziej. Chociaż od strony merytorycznej to moim zdaniem Szymon jest sędzią na finał. Tu jednak decydują też kwestie pozasportowe sprawy.
Na zdjęciu Michał Probierz wśród piłkarzy, fot. PAP/Marcin Bielecki
Inne tematy w dziale Sport