fot. mat. własne/Canva
fot. mat. własne/Canva

Wnuk zabił matkę. Babcia błaga prokuratora, by go wypuścił z więzienia

Redakcja Redakcja Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 108
Ta zbrodnia wstrząsnęła Krakowem. Syn zabił matkę prokuratorkę. Sąd pierwszej instancji skazał go na dożywocie. Sąd Apelacyjny zmienił wyrok na 25 lat więzienia. Z tak niską karą nie pogodziła się Prokuratura Krajowa, która wniosła do Sądu Najwyższego kasację. – Panie prokuratorze, błagam Pana na kolanach o cofnięcie tej kasacji – pisze w liście do Dariusza Korneluka matka zamordowanej prokurator i jednocześnie babcia zabójcy.

Wiceszefowa Prokuratury Okręgowej w Krakowie zginęła od ciosów nożem

Anna Jedynak była zastępcą krakowskiego prokuratora okręgowego. Rankiem 9 stycznia 2016 roku do jej mieszkania wbiegł syn Przemysł J. Sceny, które rozegrały się później do dziś nie zostały dokładnie wyjaśnione. Mimo że sprawa została osądzona już przez dwa sądy. Według wersji prokuratury i policji, Przemysław J. zadał matce 89 ciosów nożem. Później wybiegł z mieszkania. Zagroził jeszcze ochroniarzowi i ranił przypadkowego przechodnia.

Początkowo śledztwo w sprawie zabójstwa prowadzili koledzy Anny Jedynak z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. To oni skierowali Przemysława J. na badania psychiatryczne do Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. Syn prokuratorki od najmłodszych lat leczył się bowiem psychiatrycznie. W krakowskim Zakładzie Medycyny Sądowej, mimo że nie zarządzono obserwacji psychiatrycznej, biegli stwierdzili, że Przemysław J. w chwili popełnienia czynu był poczytalny. Później sprawę przejęli śledczy z Prokuratury Okręgowej w Katowicach i to oni wysłali do sądu akt oskarżenia.


Sąd złagodził karę synowi, babcia prosi o ułaskawienie

W pierwszej instancji Przemysław J. został skazany na karę dożywocia. Sąd swój wyrok w dużej mierze oparł na opinii krakowskich biegłych. Obrona, która od samego początku procesu kwestionowała to, co napisali biegli z Zakładu Medycyny Sądowej wniosła apelację.

Sąd drugiej instancji podzielił to stanowisko i nakazał przygotowanie nowej opinii. Przemysław J. trafił na obserwację, a nowi biegli wydali opinię, że w chwili popełniania czynu był całkowicie niepoczytalny. Mimo to w styczniu 2023 roku Sąd Apelacyjny w Krakowie skazał Przemysława J. na 25 lat więzienia. Od wyroku kasację do Sądu Najwyższego wniosła obrona, a w styczniu tego roku Prokuratura Krajowa. Ci drudzy uważają, że Przemysław J. powinien dostać wyrok dożywocia.

Irena Krawczyk, matka Anny Jedynak i babcia Przemysława J., napisała list do Prokuratora Krajowego Dariusza Korneluka. „Ostatnie godziny mojego życia spędzam na cmentarzu opłakując córkę i pod bramą więzienia czekając na spotkanie z wnukiem. Nigdy przez wszystkie lata nie pominęłam widzenia jakie mi przysługuje. Proszę, błagam, o jakąkolwiek nadzieję, że mój wnuk wyjdzie na wolność" – pisze w liście do Dariusza Korneluka matka zamordowanej Anny Jedynak.


Rozmowa z Ireną Krawczyk, matką zamordowanej i babcią zabójcy

Napisała Pani dość emocjonalny list do Prokuratora Generalnego. Pisze w nim Pani, że jako matka jest Pani na grobie, ale jako babcia odwiedza Pani wnuka w więzieniu. Pisze Pani, że nie odpuszcza Pani ani jednego widzenia. Co Pani czuje, kiedy spotyka się z wnukiem, który zabił swoją matkę, a Pani córkę?

Irena Krawczyk: - Nie czuję do niego absolutnie żadnej nienawiści. Nigdy nie pomyślałam o nim źle. Pomagałam w jego wychowaniu i ja go bardzo dobrze znam. Wiedziałam, że w ten straszny dzień musiało się stać coś bardzo potwornego, że on zrobił taką okropną rzecz, że nigdy nie zrobiłby tego świadomie. Myślałam, że sąd mi to wyjaśni, co się wtedy właściwie stało. Przemek zawsze stosował się do wszystkich reguł i zasad. A dopuścił się takiej strasznej rzeczy.

Jak Pani pamięta ten dzień, kiedy Pani wnuk zabił matkę, a Pani córkę?

- Miałam u siebie w Pińczowie psa córki. Wróciłam z nim do domu i zerknęłam przez okno. Pod blok podjechała karetka pogotowia i policja. Pomyślałam, że coś się stało. Usłyszałam pukanie do drzwi. Otwieram. W drzwiach stali policjanci i zapytali, czy mogą wejść.  W mediach były już informacje o tej tragedii. Wszyscy wiedzieli, że moja córka została zamordowana. Wszyscy poza mną.

Psycholog policyjny najpierw zapytał mnie, jakie lekki biorę, a później powiedzieli mi, co się wydarzyło. Zapytałam zdziwiona, jak to się stało, że córka wpuściła do domu mordercę. Wtedy policjanci powiedzieli, że to mój wnuczek zabił własną matkę. Spojrzałam na nich i powiedziałam, że jest to niemożliwe. Później policjanci kazali mi wsiąść do radiowozu i pojechaliśmy w kierunku Krakowa. W połowie drogi zostaliśmy zawróceni, bo w moim mieszkaniu czekały na mnie panie prokuratorki, koleżanki córki z pracy. To się działo wszystko tak szybko, że dziś nie jestem w stanie dokładnie odtworzyć tamtego dnia.

Kiedy Pani zobaczyła pierwszy raz wnuka po tym, jak został zatrzymany przez policję?

- Po dwóch latach. Jak było śledztwo, nie mogłam się z nim spotkać. Dopiero jak poszedł akt oskarżenia do sądu, to zaczęłam go odwiedzać w więzieniu.

Dlaczego Pani nie chciała się z nim spotkać w trakcie śledztwa?

- Bardzo chciałam, ale nie wolno było. Tylko ojciec dostał zgodę na widzenia. Mógł się widzieć z Przemkiem raz w miesiącu, w obecności policjanta. Dopiero po przesłuchaniu w sądzie dostałam zgodę.

Jak Pani pierwszy raz zobaczyła wnuka, co mu Pani powiedziała? Jak wyglądało to pierwsze spotkanie?

- Bardzo przeżywałam to widzenie. Przywitaliśmy się. Przytuliłam go wtedy bardzo mocno. Rozpłakałam się. Trzymaliśmy się za ręce, tak jakby ten straszny dzień nigdy się nie wydarzył. Przez osiem ostatnich lat z Przemkiem tylko raz rozmawiałam o sprawie. Zapytał mnie wtedy o pogrzeb i chciał, bym mu opowiedziała o mamie, więc mu mówiłam, jak wyglądał pogrzeb. Powiedziałam mu też, że ciało mamy zostało skremowane. Przemek powiedział wtedy, że mama mu się bardzo często śni. Płakał. Wie Pan, sala widzeń to nie jest rozmowa na takie osobiste tematy. Obok w sali widzeń siedzą inne osoby.

Przemek kiedykolwiek powiedział, dlaczego zabił?

-Nie, nigdy.

A Pani pytała wnuka, dlaczego zabił matkę?

- Nie, nigdy, ale on sam nie rozumie i nie wie, co się stało.

Dlaczego?

- Z opisem tego, co się wydarzyło, mogłabym się zapoznać czytając akta. Nigdy tego nie zrobiłam. To do niczego nie jest mi potrzebne. Nie chcę tej wiedzy dla własnego spokoju, żeby po prostu nie zwariować. Ja po prostu wiem, że Przemek nie zrobił tego świadomie, ale to nie jest takie proste, żeby przejść tak obok tej sprawy. Miałam jedyną córkę, z którą byłam niesamowicie zżyta. I raptem koniec. To była moja przyjaciółka. Nikt nigdy nie widział mnie samej. Zawsze była przy mnie. Zawsze obydwie.
Pamiętam ten dzień, jak urodził się Przemek. Mąż Ani przyjechał po mnie i mówi, że Ania jest w szpitalu. Pojechaliśmy do Krakowa. Przez szybę zobaczyliśmy Przemka.

Jakie to było dziecko?

- Proszę Pana, mogłabym o tym rozmawiać bardzo długo… Trzy lata miał i umiał już pisać, czytać i liczyć. Do dziś mam wszystkie jego dziecięce rysunki. Cudowny chłopak. Jak był mały, pracowałam w bibliotece i moja mama przyprowadzała go do mnie do pracy. Koleżanki nie mogły się nadziwić mojego wnuczka. Błyskotliwy. Potrafił opowiadać niemal na każdy temat.

Sprawiał problemy wychowawcze?

- Żadnych.

A jak Pani myśli, co się stało, że syn zabił matkę?

- Nie jestem w stanie na to odpowiedzieć. To tylko lekarze i medycyna mogą znać odpowiedź, co stało się w mózgu Przemka. On przychodził do matki co czwartek na obiady. Oni byli bardzo zżyci, tak jak jedynak z matką – to często silna relacja i tu też tak było. W mieszkaniu córki znalazł taką kartkę. Ania napisała mu: „Wyjdź z pieskiem Luśką. W lodówce masz pierogi. Kocham Cię” i obok narysowane słoneczko. Tak wyglądały ich relacje.

Czyli nie było konfliktu między nimi?

- W ostatnim roku mogły być jakieś wzajemne rozmowy, ale nie można tego było nazwać konfliktem. Przemek ostatni raz był u mnie we wrześniu (morderstwo miało miejsce w styczniu – red.). Został wtedy na noc. Wspomniał, że ma z mamą jakieś dyskusje. Nie dokończył jednak tego wątku. Ja nie dopytywałam, więc nie wiem, o co mogło chodzić, ale nie było to nic, co odbiegało od normalnych problemów młodego człowieka z mamą.

A córka nigdy nie powiedziała?

- Ania nie opowiadała o swoim życiu rodzinnym…

…byłyście Panie przecież przyjaciółkami.

- Nie rozmawiałam z córką o tym, co dzieje się u niej w domu. Nigdy.

Na rozprawy wnuka Pani chodziła?

- Na wszystkie w Sądzie Apelacyjnym. Nie byłam tylko na sprawie, kiedy sąd ogłaszał wyrok. To było ponad moje siły.

Ale z wyrokiem się Pani zapoznała. Czytając go czuła Pani ulgę czy złość?

- Złość. Ogromny ból i niezrozumienie. Nigdy nie spodziewałam się, że Przemek dostanie 25 lat. Nie wyobrażałam sobie tego, że człowiek, który leczy się psychiatrycznie od siódmego roku życia i zgodnie z orzeczeniem biegłych psychiatrów popełnił zbrodnię w stanie niepoczytalności, może dostać taki wyrok. Dla mnie jest to niewyobrażalne. Do dziś nie mogę tego zrozumieć, czym kierował się sąd. Dla mnie niepoczytalność to brak świadomości, to skoro tak stwierdzili biegli, to dlaczego sąd wydał tak surowy wyrok.  I ja, jako babcia Przemka i matka Ani, wiem, że Przemek nie wiedział, co robi, nie chciał tego.

O czym Pani rozmawia z wnukiem podczas widzeń?

- O wszystkim, o kolegach z więzienia. O tym, jak mija mu czas. Mamy dla siebie bardzo mało czasu. To jest raptem godzina. W tym czasie muszę mu załatwić w kantynie paczkę. Ten czas tak szybko wtedy leci, jak jedna minuta. Często powtarza mi, że mnie kocha. I ja, za każdym razem, mówię mu to samo. To jest mój kochany wnuczek.

I żadnej złości z Pani strony nie ma? Rozmawia Pani z mordercą, który odebrał życie Pani jedynej córce.

- Nie, ja nie mam do Przemka żadnej złości.  To nie jest morderca, jak Pan wskazuje, bo wiem, że świadomie nigdy nikogo by nie skrzywdził. Proszę mi wierzyć.

Byłam na niego wściekła tylko jeden raz, podczas pogrzebu, kiedy powiedziałam to księdzu. Byłam na niego wściekła, bo zmarnował życie mojej córce i swoje przede wszystkim. Zastanawialiśmy się, kim on w życiu będzie, co osiągnie. A on teraz siedzi w więzieniu. Poza tą jedną chwilą nigdy nie czułam złości do Przemka. Nawet rodzina mi się dziwi. Ale taka jest prawda. Wieczorkiem wychodzę z domu i idę w kierunku zakładu karnego, bo Przemek został przeniesiony do Pińczowa, popatrzę w kierunku więzienia i wracam do domu.

Po co Pani tam chodzi?

- Bo wiem, że jestem wtedy blisko Przemka. Widzę świecące światła w celach. Jest mi wtedy jakoś lżej. Nie widzę Przemka, ale wiem, że on tam blisko jest. Tęsknię za nim. Chciałabym go przytulić.

Pisze Pani do Prokuratora Krajowego, że błaga go Pani na kolanach, jako babcia, ale i jako matka, by wycofał wnioski kasacyjne.

- Jestem bardzo wierząca. Może to nawet śmiesznie zabrzmi, ale ja codziennie odmawiam nowennę pompejańską, to są cztery różańce. Codziennie od ośmiu lat odmawiam je w intencji Przemka. Proszę w niej o miłosierdzie boże, o wolność. On nie zasługuje na więzienie. Przemek nie miał świadomości, co robi. Modlę się, żeby wyszedł z więzienia i wrócił do nas.

W liście do Prokuratora Krajowego pisze też Pani, że to są już ostatnie godziny Pani życia, w których chciałaby Pani zobaczyć wnuka na wolności. Myśli Pani, że taki dzień nadejdzie?

- Mam nadzieję, że tak. To trzyma mnie przy życiu. Gdybym zakładała, że nie zobaczę już Przemka na wolności, to takie życie nie miałoby najmniejszego sensu.

A gdyby Pani miała okazję zobaczyć Prokuratora Krajowego, to co by mu Pani powiedziała? 

- Byłam urzędnikiem państwowym. Wiem, że tego mojego listu pan prokurator pewnie nawet nie przeczytał. Ale gdybym go zobaczyła, to byłabym w stanie klęknąć przed nim. W rękę bym go pocałowała. W mojej głowie nie mieści się, że Przemek miałby spędzić resztę swojego życia w więzieniu. Każdy człowiek, który popełnia przestępstwo w stanie niepoczytalności, nie powinien siedzieć w więzieniu, bo nie wiedział, co robi i nie chciał tego. To nie jest miejsce dla takich osób. A prokurator domaga się w kasacji dożywocia. To ja, babcia Przemka i matka Ani, chcę, modlę się i błagam, aby Przemek wyszedł na wolność, a prokurator chce dożywocia. Jeśli Sąd Najwyższy zmieni ten wyrok po myśli prokuratora, to dla mnie będzie lepiej, żebym umarła. Mam nadzieję, że Prokurator Krajowy wycofa tę kasację. Liczę jeszcze, że dożyję dnia, kiedy Przemek stanie w drzwiach mojego mieszkania, usiądziemy w pokoju i będziemy rozmawiać. Tak, jak kiedyś…

Rozmawiał Mariusz Kowalewski

Na zdjęciu Irena Krawczyk, fot. Kancelaria Robert Jedynak/Canva

Czytaj także:

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj108 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (108)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo