Procedura związana z nadmiernym deficytem nie jest poważnym problemem z uwagi na mniejszy autorytet unijnych regulacji. Większe problemy czekają nas w związku z możliwym przekroczeniem konstytucyjnego progu deficytu. Tusk jest politykiem liberalnym, na pewno pójdzie w stronę cięć, ale czeka na właściwy moment – mówi Salonowi 24 prof. Ryszard Bugaj, ekonomista Polskiej Akademii Nauk, twórca i pierwszy przewodniczący Unii Pracy.
Unia Europejska wdrożyła wobec Polski procedurę nadmiernego deficytu. Czy to może być poważny problem?
Prof. Ryszard Bugaj: Moim zdaniem nie. I to z kilku powodów. Wielokrotnie już Komisja Europejska nakładała na różne kraje tę procedurę nadmiernego deficytu. Chyba nigdy nikt poważnie nie ucierpiał. Dodatkowo, w ostatnim czasie, po pewnym przewartościowaniu tych regulacji unijnych dotyczących finansów publicznych, autorytet tego narzędzia bardzo spadł. Równowaga budżetowa nie jest już najważniejszym bożkiem. I to jest bardzo ważny element w polityce fiskalnej Unii Europejskiej. Więc procedura została podjęta, ponieważ oni mają te przepisy, i muszą pewne decyzje podejmować. Nie jest to jednak wielka sprawa i nie będzie wielka sprawa. Osobną kwestią jest oczywiście odpowiedź na pytanie, na jaki deficyt my sobie możemy pozwolić.
Biorąc pod uwagę, moim zdaniem, przede wszystkim koszty obsługi. Bo trzeba zdać sobie sprawę, że wysoki deficyt zwiększa u pożyczkodawców chęć uzyskania wysokiej stopy procentowej. Bo oni oceniają ryzyko udzielania tych kredytów, których udzielają. Więc problem oczywiście jakiś tam jest. Ale myślę sobie, że nie bardzo poważny.
Tyle, że niektórzy ekonomiści przychylają się do tej tezy, że samo wdrożenie procedury nie jest wielkim problemem. Może za nim pójść jednak przekroczenie konstytucyjnego progu deficytu. A to by oznaczyło ograniczanie wydatków państwa. Środków na obronność ograniczyć nie można, więc siłą rzeczą pójdą wydatki socjalne?
Faktycznie, tu jest już duży problem. Moim zdaniem te zapisy konstytucyjne są w tej kwestii przesadzone. Ustawę zasadniczą pisaliśmy jednak w szczycie autorytetu zaleceń neoliberalnych. Myśmy tę konstytucję w cztery partie negocjowali i te zapisy były ukłonem w stronę liberałów z Unii Wolności, Leszka Balcerowicza. Myśmy w Unii Pracy uzyskali wiele zapisów socjalnych w tej konstytucji. Oni się musieli też ugiąć w sprawie samorządu. W konstytucji jest zapis dotyczący samorządu tylko na poziomie gminy, a reszta to są uregulowania ustawowe. Więc oni ustąpili, ale za to dostali bardzo daleko idące gwarancje dla banku centralnego, jego autonomii i niezależności. No i uzyskali te zapisy dotyczące finansów publicznych. Tadeusz Mazowiecki uzyskał także zrównoważone zapisy dotyczące Kościoła. Bo one nie naruszają moim zdaniem zasady oddzielenia Kościoła państwa, w preambule jest formuła, że to oddzielenie jest przyjazne...
Po wyborach wielu ekspertów przekonywało, że na sto procent rząd nie wycofa się z polityki socjalnej PiS. Że do wyborów prezydenckich Donald Tusk nie pójdzie na żadne liberalne cięcia, bo wiąże się to z ogromnym ryzykiem porażki w wyborach prezydenckich, a one są dziś kluczowe. Teraz wychodzi na to, że zaciskanie pasa będzie, a to będzie problemem dla koalicji rządzącej?
Problemy moim zdaniem mogą być, i to poważne. Tusk jest politykiem liberalnym, na pewno pójdzie w stronę cięć, ale czeka na właściwy moment. Zobaczymy, czy ten moment przyjdzie przed wyborami prezydenckimi, ale pewne zniecierpliwienie u samego premiera chyba już się pojawiło.
Cięcia socjalu można oceniać jako konieczne, ale może to powodować spadki poparcia koalicji rządzącej. Do tego czekają nas podwyżki, a sondaże wskazują na obniżenie i to znaczne zaufania do polityków partii tworzących rząd. Jeszcze miesiąc temu można było się zakładać, że ktoś z KO na pewno będzie prezydentem, że pokona kandydata PiS. I że tym przedstawicielem Koalicji Obywatelskiej w wyborach będzie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Teraz to wciąż prawdopodobne, ale postawienie na to pieniędzy wiązałoby się już z ryzykiem?
Ja bym postawił, ale nie więcej niż 10 złotych. A tak na poważnie, to niesłychanie wiele zależy od tego, czy Prawo i Sprawiedliwość znajdzie jakiegoś kandydata, który odnajdzie drogę do dusz elektoratu PiS. Wcale to nie jest pewne. Może to być kandydat niezbyt ciekawy, a po doświadczeniu z Dudą ludzie będą na to zwracać uwagę. I wtedy Rafał Trzaskowski wygra, bo moim zdaniem to jednak prezydent Warszawy będzie kandydował. Musiałoby się stać coś naprawdę niespodziewanego, żeby Koalicja Obywatelska wystawiła innego kandydata.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo