fot. Canva
fot. Canva

Unia uruchamia procedurę. Ekspert mówi, co to oznacza dla naszych portfeli [WYWIAD]

Redakcja Redakcja Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 98
Podjęcie przez komisarzy decyzji o wprowadzeniu procedury nadmiernego deficytu jest oczekiwane i jest automatyczne. Samo z siebie nie wpłynie na portfele obywateli, jednak deficyt maleć nie będzie, istnieje ryzyko przekroczenia relacji długu do PKB powyżej konstytucyjnego poziomu 60 proc. A to już wpłynie na nasze portfele – mówi Salonowi 24 prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, były wiceminister finansów.

Polska, obok Włoch, Francji, Malty, Węgier, Belgii oraz Słowacji, znalazła się w gronie państw, które mają być objęte procedurą nadmiernego deficytu budżetowego. W środę przed południem decyzję o tym, że są przesłanki do uruchomienia takiej procedury podjęło kolegium komisarzy Unii Europejskich. Co to oznacza?

Prof. Stanisław Gomułka:
To podjęcie przez komisarzy decyzji o wprowadzeniu procedury nadmiernego deficytu jest oczekiwane i jest automatyczne. Związane z tym, że deficyt budżetowy, w tym roku sam rząd, minister finansów przewiduje, że będzie w granicach gdzieś około 4 proc. PKB, czyli sporo więcej niż 3 proc., po przekroczeniu którego już jest możliwość uruchomienia tej procedury nadmiernego deficytu. Tym bardziej że oczekuje się, iż ten deficyt będzie nadal wysoki także w przyszłym roku.


No dobrze, tylko tu jest kluczowa kwestia, co taka decyzja oznacza dla naszej gospodarki i czy, oraz jak odczuje ją przeciętny obywatel?

Wydaje mi się, że to jest taka normalna procedura, która w pierwszym etapie nie będzie mieć wielkiego wpływu. Problem polega jednak na tym, że te wydatki nie tylko nie będą maleć, ale mogą rosnąć w relacji do PKB. Że deficyt budżetowy ponad 3 proc. będzie czymś, co będzie nam towarzyszyć w najbliższych latach. A to z kolei może wpłynąć na wzrost kosztów utrzymania długu publicznego. Do tej pory był on na stosunkowo niskim poziomie, wyraźnie poniżej 60 proc., nawet poniżej 50 proc. Jeżeli jednak deficyt będzie wysoki, to istnieje ryzyko przekroczenia relacji długu do PKB powyżej konstytucyjnego poziomu 60 proc. A przekroczenie tego konstytucyjnego poziomu formalnie powinno zobowiązać rząd do podjęcia bardziej drastycznych środków. I środki te miałyby bardzo poważne konsekwencje dla przeciętnego obywatela.

Jakie byłyby to konsekwencje?

Rząd wysłał czytelne sygnały, jak będą kształtować się konieczne wydatki w kolejnych latach. To, po pierwsze, wydatki na obronność, które przez następne lata mają wynosić minimum 4 proc. PKB. Kolejna kwestia to wydatki na zdrowie. Tu również są zapowiedzi znacznego wzrostu wydatków w relacji do PKB. Poza tym jeszcze mamy transfery socjalne, wydatki związane z emeryturami. Wreszcie wzrost płacy minimalnej do poziomu znacznie wyższego niż zalecany przez Komisję Europejską.

Trudno sobie wyobrazić, żeby w dzisiejszych czasach rząd planując jakieś cięcia, podjął decyzję o zmniejszeniu wydatków na obronność czy służbę zdrowia, która jest i tak niedofinansowana. Więc czy możemy się spodziewać na przykład jakiejś korekty w programie 800+, czy w programach trzynastych, czternastych emerytur?

Również nie oczekiwałbym zmiany planów dotyczących wydatków na obronność. Znaczy utrzymanie tych wydatków na poziomie około 4 proc. PKB, prawdopodobnie będzie mieć miejsce przez wiele lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia niektórych podatków, na przykład VAT-u. W tej chwili stawki vatowskie są bardzo zróżnicowane. Komisja Europejska już od dłuższego czasu odnotowuje fakt silnego i nieuzasadnionego zróżnicowania. Więc jeżeli doszłoby do podniesienia stawek VAT, to raczej tych najniższych. To jest jedna z możliwości.

Wydaje się też, że rząd wycofał się na razie z planu podniesienia kwoty wolnej od podatku. Nie będzie tego w tym roku. Pytanie, co będzie w latach następnych. Kwota miała być podniesiona do 60 tysięcy złotych. Więc być może będzie jakieś zwiększenie kwoty wolnej od podatku, ale nie tak znaczące, jak zapowiadano.

Ekonomiści od dawna krytykują też fakt, że mamy wysoki poziom wydatków pozabudżetowych. To blisko 400 miliardów złotych. Dla obywateli ma to może mniejsze znaczenie, ale dla sektora prywatnego, międzynarodowego, to podwójne liczenie wydatków źle świadczy o finansach publicznych. Jest czymś, co obciąża Polskę i rząd. W związku z tym jednym z tych kroków, które należałoby podjąć, powinno być właśnie wyeliminowanie całej klasy wydatków pozabudżetowych. Włączenie ich do sfery budżetowej. Urealnienie ich.

Finanse publiczne powinny być bardziej przewidywalne i transparentne. Kluczowa jest tu rola ministra finansów. Pojawia się też ten pomysł stworzenia nowej instytucji oceniającej wydatki publiczne. Ministerstwo Finansów ogłosiło pewne plany w tym obszarze. I ciekawy jestem, jaka będzie reakcja i ostateczna decyzja całego rządu.

Zdjęcie ilustracyjne, fot. Canva


Czytaj także:

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj98 Obserwuj notkę

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka