Fatalne dane ze sklepów. Drożyzna wciąż nie odpuszcza. Pomimo zaklęć polityków stało się to, co było do przewidzenia po przywróceniu podatku VAT na żywność.
Maj był kolejnym miesiącem rosnących cen w sklepach. W ubiegłym miesiącu wzrost wyniósł średnio o 2,9 proc., w kwietniu było to 2,4 proc., a w marcu – o 2,1 proc. Stało się przede wszystkim dlatego, że od 1 kwietnia przywrócono podatek VAT na żywność. Takie dane przynosi najnowszy „Indeks cen w sklepach detalicznych”, przygotowany przez UCE RESEARCH i Uniwersytet WSB.
Inflacja podskoczy do 7 proc.?
- Powrót VAT-u na żywność z pewnością rozłożono w czasie, choć oczywiście nie wszędzie. Mrożenie cen przez handel trwało średnio miesiąc, w niektórych przypadkach trochę krócej lub dłużej. W kolejnych miesiącach będzie widać dalszy wzrost konsumpcji, a tym samym presji inflacyjnej. Jednocześnie zwiększą się koszty prowadzenia działalności przez detalistów. To z kolei będzie oznaczało podwyższanie cen w sklepach. Inflacja podskoczy być może nawet w okolicę 7 proc. - stwierdza ekonomista Marek Zuber.
Jednak wysokość kosztów zakupów nadal wyznacza trwająca wojna cenowa pomiędzy największymi sieciami. Zdaniem wielu ekspertów w kolejnych miesiącach po odmrożeniu VAT-u ceny będą rosły co najmniej o 5 proc. Trudno tylko prognozować, w jakim natężeniu i kiedy ta sytuacja będzie miała miejsce.
- To normalny stan zrównoważonego rynku wewnętrznego. Przyczyną jest stabilizacja popytu przy wyższym poziomie dochodów konsumentów. Niepokojące są tylko rosnące ceny energii – zauważa dr Andrzej Maria Faliński, były dyrektor generalny POHiD-u.
Wolniejszy wzrost cen wynika także z dużego importu jakościowo gorszej, ale taniej żywności z Rosji, Białorusi i Ukrainy. Pozwoliło to na wyhamowanie podwyżek, wywołanych powrotem VAT-u i wzrostem kosztów prowadzenia działalności. Taka sytuacja nie może utrzymywać się w nieskończoność, bo sieci handlowe nie mogą cały czas tego kosztu wewnętrznie przerzucać na siebie. Eksperci uważają także, że ceny będą szybciej rosły, choć nie ma co się obawiać rekordowych dynamik, jakie obserwowano choćby przed rokiem. Na wzrost inflacji wpływ ma także wygaszanie tarczy ochronnej dla energii i wzrost kosztów wynagrodzeń pracowników. Działania te zaniżały skalę wzrostu cen, ale to się już zmienia i ten trend będzie przyspieszać.
- Trend wzrostowy w 2024 roku będzie utrzymywany. Wpływ na to będą miały przede wszystkim takie czynniki, jak duże oczekiwania inflacyjne, wzrost cen energii, gazu, ropy i wynagrodzeń. Do tego trzeba dodać również niepewność wynikającą z wojny w Ukrainie i Izraelu, a także nieprzewidywalność skali konfliktu gospodarczego między Chinami i USA – wylicza dr hab. Sławomir Jankiewicz.
Jeżeli nie pojawią się inne, nowe czynniki wpływające na niepewność na rynku, to tempo inflacji powinno ulec zmniejszeniu. Jednak nie ma wątpliwości co do tego, że konsumenci będą płacić w sklepach więcej niż teraz.
Obniżki cen w sklepach nie będzie
Wprawdzie sytuacja makroekonomiczna nie jest dramatyczna, ale jednocześnie nie ma warunków do obniżek. Ceny surowców rolnych wciąż pozostają niższe niż przed rokiem, ale spadki nie są już tak głębokie. Cały rynek jest gotowy na stopniowe podwyżki, zwłaszcza w ślad za rosnącymi wskaźnikami optymizmu konsumenckiego. W oczach konsumentów sytuacja w kraju polepsza się. Dane o wzroście gospodarczym w I kwartale wskazały na wyraźne przyśpieszenie konsumpcji prywatnej. To może zapowiadać szybką zmianę nastawienia w podejściu do zakupów. Mniej oszczędzania i polowania na promocje oznaczać będą większą chęć kupowania bez względu na ceny, co da przestrzeń handlowcom do ich podnoszenia. Silny popyt konsumentów da sprzedawcom możliwość poprawienia swoich marż. Oczywiście nie można tego robić w oderwaniu od realiów konkurencyjnego rynku handlowego.
Fot. Pixabay
Tomasz Wypych
Inne tematy w dziale Gospodarka