Zupełnie nie dziwię się, że do Parlamentu Europejskiego nie dostała się Hanna Gronkiewicz-Waltz. Wszyscy pamiętamy aferę reprywatyzacyjną i jej styl zarządzania stolicą. Nie dziwi mnie też, że nie dostał się Jacek Kurski. Mówiąc wprost, była to w jakimś sensie także recenzja jego telewizji i jego zachowania. Obalony został mit, który on sam głosił, że zarządzana przez niego TVP była podstawą rządów Zjednoczonej Prawicy – mówi Salonowi 24 prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog, eurodeputowany PiS w latach 2014 – 2024.
Jak ocenia Pan powyborczy skład Parlamentu Europejskiego i wyniki wyborów w naszym kraju?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Żeby powiedzieć o składzie parlamentu, to oprócz znanego już rozkładu głosów trzeba poznać dokładny skład i konfigurację poszczególnych grup. Jeśli chodzi o układ sił, za najbardziej znaczący wydaje się wynik wyborów we Francji, sukces Zjednoczenia Narodowego i w ogóle wyraźny wzrost głosów oddanych na prawicę. Ci, którzy do tej pory zarządzali tym parlamentem, czy w ogóle Unią, mają nadzieję, że uratują status quo. Wynika to, chociażby z wywiadów Manfreda Webera, lidera Europejskiej Partii Ludowej.
Mówi on o tym, żeby dogadywać się od nowa z socjalistami. Pewien element niepokoju wprowadziła decyzja Emmanuela Macrona, prezydenta Francji, który rozwiązał parlament w swoim kraju. Jeśli chodzi o Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, to PiS będzie miał tych mandatów nieco mniej, Włosi więcej. Jednak dwadzieścia miejsc w Parlamencie Europejskim przed wyborami traktowane było jak dobry wynik. A grupa EKR nadal, jeżeli oczywiście nie nastąpi jakaś zmiana afiliacji, opierać się będzie na tych dwóch delegacjach: polskiej i włoskiej, z lekką teraz przewagą Włochów.
W Polsce do Parlamentu Europejskiego nie dostało się wielu znanych polityków. Zarówno z Prawa i Sprawiedliwości, np. Jacek Kurski, jak i z Koalicji Obywatelskiej. Z listy partii rządzącej nie dostała się choćby Hanna Gronkiewicz-Waltz. Czy oznacza to, że wyborcy zachowują swoje poglądy, ale głosują bardziej świadomie, i kandydaci „mainstreamowi” są przez nich w jakimś sensie odrzucani?
Na pewno nasz system wyborczy jest trochę wyjątkowy na tle innych. Po pierwsze mamy liczne okręgi wyborcze. Ja uważam, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego okręgiem powinien być cały kraj, bo wtedy też kampania miałaby inny charakter. Czasami wynika z tego nieporozumienie, dziennikarze pytają się kandydata na europosła, jak będzie reprezentował region. A wiadomo, że deputowani w Parlamencie Europejskim nie reprezentują regionu, tylko kraj I zajmują się stanowienia prawa europejskiego obejmującego wszystkie kraje. Oczywiście pośrednio w jakimś sensie europoseł pozostaje związany z regionem, w którym został wybrany, ale traktowanie go jako reprezentanta np. Podlasia, czy Małopolski, to nieporozumienie.
Co do wyborców zachowali się oni czasem rozsądnie, czasem niekoniecznie, ale ich wybór oceniam raczej pozytywnie. Fakt, że osoby, które jakoś negatywnie zapisały się w pamięci, nie są wybierane. Zupełnie nie dziwię się, że nie dostała się Hanna Gronkiewicz-Waltz. Wszyscy pamiętamy aferę reprywatyzacyjną i jej styl zarządzania stolicą. Nie dziwi mnie też, że nie dostał się Jacek Kurski.
Mówiąc wprost, była to w jakimś sensie także recenzja jego telewizji i jego zachowania. Obalony został mit, który on sam głosił, że zarządzana przez niego TVP była podstawą rządów Zjednoczonej Prawicy. Więc to, że wyborcy tak zdecydowali, jest akurat pozytywne. Z pewną obawą patrzę natomiast na niektóre wybrane osoby, które będą w Parlamencie Europejskim tworzyły pewien folklor, który będzie jednak szkodził Polsce.
Nie wiem, czy deputowani, tacy jak Grzegorz Braun, czy Joanna Scheuring-Wielgus, są potrzebni w Parlamencie Europejskim. Jak rozumiem, oczekiwać możemy od nich manifestowania swojej postawy – happeningów i performansów. Swoją drogą nie wiem, czy pan Grzegorz Braun w Parlamencie Europejskim będzie chciał zdzierać wszystkie flagi unijne. Jeśli tak, to bez wątpienia będzie miał bardzo dużo roboty (śmiech).
Znaczna część tych osób, które zdobyły mandaty, w ogóle nie wykazuje jakiejkolwiek wiedzy o tym, jakiej pracy chcą się podjąć. Choć może się szybko nauczą, przynajmniej odpowiednich zachowań. Wielokrotnie obserwowałem paru takich wybranych, którzy chcieli swe mało wykwintne maniery bezpośrednio przenieść z polskiej polityki do Parlamentu Europejskiego. Niespecjalnie cieszyło się to poklaskiem i uznaniem, więc się utemperowali; no, może nie do końca. Oczywiście zmiany pokoleniowe muszą następować.
Jednak po tych wyborach z dotychczasowego kierownictwa naszej delegacji w Parlamencie Europejskim ostały się może dwie osoby. Trochę za mało, żeby sobie poradzić w tej skomplikowanej rzeczywistości, z którą mamy tu do czynienia. No, chyba że się nie chce sobie radzić, ale ograniczyć się do kontestacji i optymalizacji własnych dochodów, wtedy jest wszystko w porządku. Jeśli jednak chce mieć się rzeczywisty wpływ na legislację I politykę unijną, to nie da się to zrobić w krótkim czasie, nawet jednak kadencja jest za krótka, aby zbudować jakieś relacje, rozpoznać sytuację, nauczyć się sprawnie działać.
A gdy do Parlamentu Europejskiego spływa z Komisji Europejskiej jakiś projekt aktu prawnego, to niezależnie, czy się z nim zgadzamy, czy nie, to trzeba się zająć jego obróbką legislacyjną, co wymaga pracy wiedzy. Jak się tego nie robi, no to w zasadzie zaniedbuje się podstawowe obowiązki europosła. Oczywiście obecnie, gdy PiS teraz jest partią opozycyjną w Polsce, zdecydowanie łatwiej przejść na pozycje kontestujące, odrzucając retorycznie wszystko. Gdy PiS rządziło, nie mogło sobie na to pozwolić.
W Polsce można spotkać się z głosami części wyborców konserwatywnych, którzy są trochę zdezorientowani. Do PiS-u mają wiele zastrzeżeń, Konfederacja dla niektórych jest zbyt skrajna i dwuznaczna w ocenie Rosji, a znów Trzecia Droga, która miała być konserwatywnym skrzydłem obecnego rządu, stała się dla niego przybudówką. Więc pytanie, co dalej – czy PiS jest w stanie się odrodzić, czy też będzie rosnąć siła Konfederacja, czy może jest pole do tworzenia czegoś zupełnie nowego?
Gdyby chodziło o grę w szachy, a nie o politykę, to przewidywanie byłoby dużo łatwiejsze. Ja też spotykam wielu ludzi, którzy mają poglądy konserwatywne, a najczęściej reprezentują taki elektorat, o który PiS mało dbał. Chodzi o ludzi wykształconych z dużych miast albo tak zwaną inteligencję, po części także o przedsiębiorców, którzy odpłynęli do Konfederacji. Oni wszyscy mają poglądy tradycyjne, bo przecież w ogóle jest tak, że jednak Polacy jako naród są raczej konserwatywni. Tusk w 2023 roku wygrał także dzięki temu, że trochę zmienił retorykę, a część wyborców poddała się iluzji i poszła w kierunku Trzeciej Drogi. To jest smutne, że wyborcy nabierają się na takie tanie, w gruncie rzeczy, chwyty marketingowe. Co do moich prognoz, to mam nadzieję, że PiS się zmieni. Wydaje mi się jednak, że opieranie się jedynie o bardzo proste hasła i bardzo toporną retorykę jest drogą donikąd. Stanowcza polityka to nie to samo co wykrzykiwanie haseł. A mądry, inteligentny przekaz nie musi wcale oznaczać polityki ugodowej i miękkiej.
Mam jednak nadzieję, że PiS po wyborach wróci do tej koncepcji, która prowadziła do uzyskania władzy w 2015 roku – budowy szerokiej, atrakcyjnej, odważnej wizji programowej. A to się także wiąże z próbą ponownego dotarcia do tych wyborców, o których rozmawialiśmy – inteligencji, przedsiębiorców, warstwy średniej. Słyszałem oczywiście, że pojawiają się jakieś spekulacje o powołaniu nowej formacji politycznej. Nie wiem jednak, czy to prawda. Poza tym budowanie nowego ugrupowania jest oczywiście bardzo trudne i najczęściej nowe partie są to jednak efemerydy. Jeśli jednak PiS pójdzie drogą werbalnej radykalizacji, manipulacji i braku autorefleksji, jeśli nie pozbędzie się osób, które w oczach społeczeństwa nie przynoszą mu chluby, to zapewne taka partia powstanie, by wypełnić lukę, jaka wtedy się otworzy.
Źródło zdjęcia: Prof. Krasnodębski: Obalony mit telewizji Kurskiego. Jego porażka nie dziwi. Fot. PAP/Leszek Szymański/Maciej Kulczyński
Inne tematy w dziale Polityka