Czterech, a nie trzech żołnierzy, zatrzymała za strzelanie w kierunku imigrantów Żandarmeria Wojskowa. Pierwsza sytuacja miała miejsce kilka dni przed wydarzeniem, którym Polska żyje od kilku dni. Do nowych informacji i wydarzeniach na polsko-białoruskiej granicy oraz o rewizjach autokarów z polskimi żołnierzami dotarł Mariusz Kowalewski, dziennikarz Salon24.
Salon24 rozmawiał z funkcjonariuszami Straży Granicznej, żołnierzami Żandarmerii Wojskowej i prokuratorami. Dzięki temu udało nam się odtworzyć to, co wydarzyło się na przełomie marca i kwietnia na polsko-białoruskiej granicy.
- Zrobiono z tego cyrk i polowanie na wrogów. Prawda jest niewygodna dla wszystkich. W tej historii nie ma ludzi bez winy – mówi nam osoba znająca kulisy zdarzeń, którymi media żyją od kilku dni.
Kiedy padły pierwsze strzały?
- A wie Pan, że to nie jest pierwsza sytuacja, kiedy Żandarmeria Wojskowa zatrzymuje żołnierza i kuje go w kajdanki za strzelanie w kierunku imigrantów? – zaczyna mój rozmówca. – Kilka dni przed obecnym zdarzeniem miało miejsce inne. Ale o tamtym media nic nie pisały.
Większość spraw, która dotyczy żołnierzy, trafia do Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, która swoją jurysdykcją obejmuje niemal cały obszar granicy polsko-białoruskiej. Prokuratura Wojskowa to dość dziwna i hermetyczna jednostka, a de facto pion wchłonięty przez struktury cywilne prokuratury.
Zacznijmy od samej góry. Prokuraturą wojskową w imieniu Prokuratora Generalnego kieruje jego zastępca – obecnie jest nim Tomasz Janeczek. Cywil bez doświadczenia w wojsku. W Prokuraturze Krajowej jest departament ds. wojskowych. Tam pracują prokuratorzy, którzy nadzorują to, co dzieje się niżej. Obecnie są cztery piony wojskowe na poziomie prokuratur okręgowych. Znajdują się w Warszawie, Poznaniu, Krakowie i Lublinie. Im podlega trzynaście prokurator rejonowych.
Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ, gdzie mieści się wydział Prokuratury Wojskowej, podlega Prokuraturze Okręgowej w Warszawie.
Kilka dni przed zdarzeniem, który ostatnio opisywały media, na granicy polsko-białoruskiej dochodzi do incydentu. – Żołnierz oddał strzały w kierunku imigrantów, którzy byli agresywni i szli w jego kierunku – opowiada nasz rozmówca.
Całe zdarzenie rejestrują kamery Straży Granicznej. Granica jest nimi dosłownie upchana od czasu, kiedy rząd Mateusza Morawieckiego zdecydował się na budowę muru. Dzięki temu pogranicznicy mają podgląd na to, co dzieje się na granicy.
- Podczas analizy monitoringu funkcjonariusze doszli do wniosku, że jest tam coś nie tak i zawiadomili Żandarmerię Wojskową – opowiada nasz rozmówca. – Ci uznali, że doszło do przekroczenia uprawnień i bezpodstawnego użycia broni.
Żołnierz, który strzelał do imigrantów, został skuty w kajdanki i wyprowadzony z kompanii. Przewieziono go do Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ. Śledczy nie zgodzili się z wnioskami Straży Granicznej i Żandarmerii. Po analizie materiału wideo, przesłuchaniu świadków zdecydowali się umorzyć sprawę wobec wojskowego.
Nim jednak do tego doszło, na granicy wydarzył się kolejny incydent. – Mieliśmy w prokuraturze jedną sprawę na biegu, a tu nagle dowiadujemy się, że na granicy dochodzi do użycia broni wobec kolejnej grupy imigrantów - opowiada nasz rozmówca.
Sprawą żołnierzy żyje cała Polska
25 marca 2024 roku. Grupa imigrantów próbuje sforsować granicę w okolicy miejscowości Dubicze Cerkiewne. Jak ujawnił portal Onet, doszło wtedy do oddania strzałów w kierunku imigrantów.
- Całe zdarzenie nagrało się na nasze kamery. Po analizie doszliśmy do wniosku, że trzeba o tym poinformować Żandarmerię Wojskową – mówi pierwszy z naszych rozmówców.
- Na nagraniu widać, jak trzech żołnierzy oddaje strzały w kierunku grupy imigrantów, która nie jest agresywna, która nawet nie ma zamiaru kogokolwiek atakować – opowiada nam osoba związana z Żandarmerią Wojskową.
Ostatecznie policja wojskowa decyduje o zatrzymaniu trzech żołnierzy, których widać na nagraniu dostarczonym przez Straż Graniczną. Do zatrzymań dochodzi 27 marca. Żandarmeria skuła żołnierzy w kajdanki. Cała trójka trafiła na dołek. Później zostali przewiezieni do Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ. Tam na czele pionu wojskowego stoi płk. Radosław Wiszenko, w prokuraturze od 19 lat. W międzyczasie był na 15. zmianie w Afganistanie. W Prokuraturze Krajowej ma opinię skrupulatnego i dokładnego.
28 i 29 marca z zatrzymanymi żołnierzami wykonywane są czynności procesowe, m.in. na miejscu zdarzenia. Ostatecznie po analizie nagrań i zeznań zarzuty zostają postawione dwóm wojskowym. - Ten tłum nie był agresywny. Dodatkowo żołnierze uzgadniali przed zatrzymaniem treść zeznań. Tam na dobrą sprawę mogły być wnioski o areszt za matactwo – opowiada nam osoba znająca akta sprawy.
Zatrzymań dokonano tuż przed Wielkanocą. Zaraz po doprowadzeniu żołnierzy do Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ do przełożonych z Prokuratury Okręgowej w Warszawie i do departamentu ds. wojskowego trafia meldunek opisujący całą sprawę. Nie jest to lakoniczny dokument. Opisane są w nim zarzuty oraz to, że doszło do zatrzymania żołnierzy. Zaraz po Wielkanocy sprawa z Prokuratury Rejonowej w Białymstoku została przeniesiona do pionu wojskowego Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Tutaj pionem wojskowym kieruje nominat obecnego Prokuratora Generalnego Adama Bodnara – prokurator Robert Pyra. To prokurator, który w czasach Andrzeja Seremeta wchodził w skład zespołu, który wyjaśniał sprawę katastrofy smoleńskiej. Śledczy decydują się na taki krok, bo boją się „medialnego charakteru śledztwa”.
Przez kolejne dwa miesiące w śledztwie niewiele się dzieje. Na początku czerwca historię z zatrzymaniem żołnierzy opisuje Onet.
Gorliwa Żandarmeria Wojskowa
Prokuratorzy, którzy zajmują się granicą, mówią nam o ograniczonym zaufaniu do Żandarmerii Wojskowej. – Dostarczane przez nich materiały trzeba trzy razy oglądać, by nie wyciągnąć pochopnych wniosków – opowiada nam jeden z prokuratorów. Inny dodaje: – Potrafią nadinterpretować fakty, albo z byle sprawy zrobić aferę na miarę zorganizowanej grupy przestępczej. Kolejny nasz rozmówca: - Żandarmeria Wojskowa była tak nadgorliwa, że chciała oskarżyć żołnierzy służących na granicy o przemyt alkoholu. Działo się to niemal równy rok temu.
Prokurator nr 1: - Wojskowi wracali z granicy. Co można przywieźć z Podlasia? "Ducha Puszczy". Chłopaki kupili sobie po flaszce miejscowego bimbru. Prokurator nr 2: - Taki suwenir z granicy. Każdy to wozi z Podlasia i każdy tego szuka. Prokurator nr 1: - Nie wiem, skąd Żandarmeria miała te informacje, ale wiedzieli, że chłopaki mają w plecakach flaszki "Ducha Puszczy". Zatrzymali trzy autokary żołnierzy i zrobili z tego aferę.
Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ. Stała się na tyle pilna, że śledczy z Podlasia uzgadniali swoje ruchy z przełożonymi z Prokuratury Okręgowej w Warszawie i departamentem ds. wojskowych Prokuratury Krajowej. Ostatecznie białostoccy śledczy zdecydowali się umorzyć sprawę przemytniczą, którą na siłę próbowała lansować Żandarmeria Wojskowa. Całe zdarzenie uznano za incydent, który powinien być rozstrzygnięty na poziomie jednostek w drodze postępowań dyscyplinarnych.
- To wydarzenie miało wpływ na inne czynności. Przecież Żandarmeria Wojskowa przyszła z twierdzeniem, że rozpracowała grupę przemytniczą – opowiada nam jeden z rozmówców zaznajomionych ze sprawą.
Kiedy pod koniec marca Żandarmeria Wojskowa przywiozła do prokuratury zatrzymanego żołnierza, który ich zdaniem użył bezpodstawnie broni i przekroczył uprawnienia, śledczy skrupulatnie przeanalizowali materiał i uznali, że sprawę należy umorzyć.
Kolejna sprawa już taka prosta nie jest.
– Materiał wideo, dostarczony przez Straż Graniczną, nie jest dobry dla naszych żołnierzy, ale nie jest beznadziejny. Komuś zależało, by ją nagłośnić. Teraz mamy polityczny cyrk – mówi nasz rozmówca z prokuratury.
Czy podczas zatrzymania trzeba założyć kajdanki?
- Zgodnie z przepisami, osoba zatrzymana faktycznie powinna mieć założone kajdanki. Pozostaje otwarta kwestia, czy było konieczne zatrzymanie tych żołnierzy. Potrzeba zatrzymania osoby jest ściśle określona przepisami prawa. Nie jest tak, że można zatrzymać każdego i w każdej sytuacji. Nawet jeżeli popełnił przestępstwo. Ja osobiście potrzeby zatrzymywania tych żołnierzy nie rozumiem i uważam, że było to zbędne. Nie chce domyślać się powodów zatrzymania, ale wydają się one wynikać z innych powodów niż potrzeby prowadzonego postępowania karnego - komentuje dla Salonu 24 dr Paweł Łobacz, były prokurator, obecnie adwokat.
Mariusz Kowalewski
Zdjęcie ilustracyjne, fot. Sylwia Guzowska/www.wojsko-polskie.pl/kgzw
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo