Polscy żołnierze muszą mieć odpowiednie przeszkolenie, wyposażenie, jasne procedury Fot. Pixabay, zdj. ilustr.
Polscy żołnierze muszą mieć odpowiednie przeszkolenie, wyposażenie, jasne procedury Fot. Pixabay, zdj. ilustr.

Gen. Polko ostry jak nigdy. "Winni nie tylko politycy. Żandarmeria zapomniała po co jest"

Redakcja Redakcja Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 122
Jeżeli się wysyła żołnierzy, to znaczy, że sytuacja jest na tyle poważna, że potrzebne są zdecydowane działania, a nie procedury. Trzeba z tej sytuacji wyciągnąć wnioski. Nikt nie ucierpiał, użyto broni, moim zdaniem słusznie. Gdyby ta broń została żołnierzom przez tych bandytów odebrana, gdyby nie było zdecydowanej reakcji, to pewnie ta broń zostałaby użyta, ale przeciwko tym żołnierzom – mówi Salonowi 24 generał Roman Polko, były dowódca Jednostki Specjalnej GROM.

Artykuł Onetu o aresztowanych polskich żołnierzach za użycie broni na granicy wywołał prawdziwą burzę. Politycy przerzucają się odpowiedzialnością. Kto Pana zdaniem odpowiada za to, co się stało?

Gen. Roman Polko:
Właśnie, wszystkie opcje polityczne między sobą się kłócą, a żołnierze siedzą. I tak naprawdę wszystkie strony politycznego sporu są winne zaistniałej sytuacji. Zanim się wyśle żołnierzy na granicę, to trzeba ich odpowiednio przeszkolić, wyposażyć i opracować procedury, które będą jednoznaczne. Jednak oczywiście winni nie są jedynie politycy. Nie wolno zdjąć odpowiedzialności z dowódców Żandarmerii Wojskowej, która chyba zapomniała, po co jest, jakie są jej zadania. Otóż po pierwsze, Żandarmeria Wojskowa jako pierwsza powinna znajdować się na granicy i realizować misję jej obrony. Bo to właśnie działania ŻW są najbardziej zbliżone do policyjnych. Po drugie, żandarmeria ma obowiązek chronić żołnierzy, a nie szukać na nich haków i w sposób uwłaczający ich godności upokarzać za słuszne działania na granicy.

No właśnie, ludzi postronnych bulwersuje też fakt, że przecież nikt w wyniku działań zatrzymanych wojskowych nie ucierpiał. O ile zrozumiałe byłoby badanie sprawy, gdyby żołnierze postrzelili kogoś, ranili, czy tym bardziej zabili. Tu oddali strzały ostrzegawcze, a trafili za kratki. Inna sprawa, że procedury dotyczące strzałów ostrzegawczych powinny być chyba jednak zmienione?

Oczywiście, Straż Graniczna koncentruje się na procedurach, a nie na działaniach, to są biurokraci. Jeżeli się wysyła żołnierzy, to znaczy, że sytuacja jest na tyle poważna, że potrzebne są zdecydowane działania, a nie procedury. Trzeba z tej sytuacji wyciągnąć wnioski. Nikt nie ucierpiał, użyto broni, moim zdaniem słusznie. Gdyby ta broń została tym żołnierzom przez tych bandytów odebrana, gdyby nie było zdecydowanej reakcji, to pewnie ta broń zostałaby użyta, ale przeciwko tym żołnierzom.

Jakie działania powinny być w takim razie podjęte i czy nie obawia się Pan, że w gorącym politycznym okresie ugrzęźniemy we wzajemnym przerzucaniu się odpowiedzialnością, a żadne realne działania nie zostaną podjęte?

Z jednej strony pozytywny jest głos ze strony Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ministra Jacka Siewiery i ministra Obrony Narodowej, Władysława Kosiniaka-Kamysza, z drugiej. Że działamy we wspólnej sprawie. Teraz nie chodzi o to, żeby przerzucać się odpowiedzialnością, ale wreszcie przyjąć odpowiednie kryteria działań na granicy. Jeżeli wysyłamy tam ludzi, to z jednoznacznie określonymi zasadami użycia broni. Ludzi przeszkolonych, przygotowanych i i odpowiednio wyposażonych. Ja już wcześniej, zanim ten incydent wyszedł na światło dzienne, mówiłem, że gdy Amerykanie szkolili polskich żołnierzy w Kosowie, wyposażyli ich w tarcze, w pałki. Krótko mówiąc, w to, czym dysponują oddziały prewencji policji. Bo do tego typu działań nie używa się broni długiej, która tak naprawdę do niczego tam nie jest potrzebna, jeżeli już do samoobrony powinni żołnierze mieć broń krótką. Tak czy inaczej, popełniono szereg błędów. Dla mnie najgorsze są te w dowodzeniu. Dowódca generał, który dowodzi brygadą, powinien stać murem za swoimi podwładnymi. Po pierwsze, nie powinien zgodzić się na to, aby bez odpowiedniego wyposażenia i przygotowania żołnierze realizowali misje, do których nie są tak naprawdę przygotowani. A po drugie, jeżeli nawet podczas tego typu zadań coś się zdarzy, no to powinien jednak pilnować tego, żeby byli odpowiednio traktowani, a nie sankcjonowani przez żandarmerię.

W dwudziestoleciu międzywojennym wschodnia granica była bardzo niespokojna. Wtedy władze II RP utworzyły Korpus Ochrony Pogranicza. Dziś polska granica wschodnia jest częścią wschodniej granicy NATO i Unii Europejskiej. A sytuacja jest coraz bardziej napięta. Czy nie dojrzała do tego, by Czy dziś sytuacja nie dojrzała do tego, żeby zreformować ochronę granic, i może powołać wyspecjalizowaną formację, współczesną wersję dawnego KOP?

Podkreślam raz jeszcze, że po pierwsze na granicy działać powinna Policja i Straż Graniczna, która powinna być odpowiednio przeszkolona, przygotowana. Przecież wiele państw ma formacje Straży Granicznej, które są przygotowane do tego typu działań. Mają charakter policyjny, a nie wojskowy. W armii mieliśmy kiedyś Nadwiślańskie Jednostki Wojskowe, które podlegały pod MSWiA. Rzeczywiście coś takiego mogłoby powstać, ale boję się, żeby to nie były kolejne formacje biurokratów. Bo utworzenie nowych formacji ma sens tylko pod warunkiem, że ich działania będą oznaczały fizyczną obecność żołnierzy i skuteczne działanie na granicy, a nie budowę kolejnych biur, departamentów, miejsc pracy dla kolejnych urzędników.

Czytaj dalej:


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj122 Obserwuj notkę

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo