Za wcześnie by mówić o trendzie, bo stopa bezrobocia na razie jest jeszcze bardzo niska. Jednak faktycznie, liczba raportów o grupowych zwolnieniach przybiera na sile. Tego nie da się ukryć. Myślę, że duży wpływ ma na tę sytuację ma to, że nasza praca staje się po prostu bardzo droga. Polska staje się krajem mniej konkurencyjnym. I w tym momencie część inwestorów ucieka do Wietnamu, Bułgarii i innych krajów, które po prostu są tańsze – mówi Salonowi 24 Piotr Kuczyński, główny analityk Xelionu.
Coraz więcej jest alarmujących informacji o zwolnieniach grupowych. Dwa miesiące temu wydawało się, że to jedynie incydentalne. Teraz tych alarmujących doniesień jest coraz więcej. Czy można już mówić o trendzie i z czego on wynika?
Piotr Kuczyński: Ja bym się jeszcze wstrzymał z deklaracjami, bo stopa bezrobocia na razie jest jeszcze bardzo niska. 5,1 proc. to nie jest nic wielkiego. Na razie bezrobocie jest u nas strukturalne, czyli takie, które jest zawsze. Jednak faktycznie, liczba raportów o grupowych zwolnieniach przybiera na sile. Tego nie da się ukryć. Myślę, że duży wpływ ma na tę sytuację ma to, że nasza praca staje się po prostu bardzo droga. Mamy kolejne podwyżki, 20 procent dla budżetówki, 30 dla nauczycieli, płaca minimalna od 1 stycznia wzrosła 17 procent. Od 1 lipca będzie to pełne 20 procent. A to wszystko pcha i inne płace do góry. Nie każdy pracownik może pójść do szefa i powiedzieć: „No widzisz, ten dostał podwyżkę, tamten też, tu płaca minimalna podskoczyła. Też mi musisz podnieść pensję”. Wielu pracowników tak jednak robi i wielu szefów nie ma wyjścia, musi podnosić wynagrodzenia. W związku z tym Polska staje się krajem mniej konkurencyjnym. I w tym momencie część inwestorów ucieka do Wietnamu, Bułgarii i innych krajów, które po prostu są tańsze. To jest całkiem normalny ruch w kapitalizmie.
Czasy też są raczej niespokojne?
Na pewno nie jest tak, jak niektórzy chcą to przedstawiać, że masowe zwolnienia wynikają z obawy przed wojną, bo za chwile Rosjanie wejdą i wszystko padnie. W taki scenariusz żaden rozsądny biznesmen nie wierzy, więc to nie jest ten element. Liczy się tylko i wyłącznie kwestia wynagrodzenia, bo Polacy są bardzo dobrze wykształceni. Są cenieni za granicą, w związku z tym na pewno nie chodzi o to, że nie mamy kwalifikacji. Brutalna prawda jest taka, że stajemy się coraz droższym krajem. A co za tym idzie, niektórym mniej opłaca się tutaj inwestować.
Zagrożenie wojną na pełną skalę może jest mało realne. Wojna hybrydowa jednak trwa. Może dojść do różnych zajść i incydentów na granicy, akcji sabotażu, ataków hakerskich i sabotażu infrastruktury krytycznej. Na to też przedsiębiorcy muszą być przygotowani?
Oczywiście niektórzy mogą się tego obawiać, ale czy to ma takie olbrzymie znaczenie? Myślę, że tak, ale tylko w rejonie przygranicznym. Gdybym miał być biznesmenem inwestującym w Polsce, to nie chciałbym raczej inwestować przy granicy wschodniej, na sto kilometrów w głąb kraju. Im jednak głębiej w Polskę, tym to zagrożenie jest mniejsze. Nawet jeżeli dojdzie do wielkiej awarii i przez pół dnia nie będzie prądu, to będzie poważny kryzys, ale z sytuacją taką trzeba się będzie zmierzyć. Dobrym przykładem jest Republika Południowej Afryki. Tam prąd wyłączany jest regularnie, według ustalonych z góry kalendarzy. W RPA każdy ma kalendarz, z którego wie, że w jego dzielnicy w tych i tych godzinach nie będzie prądu. A inwestycje w tym kraju są jednak jakoś lokowane. W związku z tym to nie wpływa specjalnie na spadek zatrudnienia. Jesteśmy poważnym europejskim krajem i może nas spotkać zagrożenie typu hakerskiego, ale hakerzy mogą równie dobrze zaatakować firmę, chociażby w Bułgarii.
No tak, tylko to zagrożenie sprawia, że przedsiębiorcy nawet poza tą strefą przygraniczną nie muszą wycofywać się z inwestycji, muszą jednak się zabezpieczyć. Zadbać o ubezpieczenia, zabezpieczenia pożarowe, ochronę, lepszych informatyków chroniących przed cyberatakami. Tu też koszty mogą chyba wzrastać?
Zdecydowanie mogą, ale, tak jak mówię, tego typu koszty muszą niestety rosnąć razem z rozwojem sztucznej inteligencji i możliwości ludzi od informatyki. Celowo unikam określenia "informatyk", bo chodzi tu o szersze pojęcie fachowców. Z tym, że jeśli chodzi o ataki informatyczne, równie dobrze hakerzy mogą zaatakować firmę Stanisława z Polski, jak i Jean-Pierre'a we Francji. W związku z tym nie wierzę w to, żeby powodem ucieczki z Polski był strach przed tym, że nasz biznes bardzo ucierpi z powodu tego, że jakiś haker nam zrobi krzywdę. Takie zagrożenie istnieje, ale w każdym kraju, ponieważ cała zachodnia Europa jest w pewnym sensie zaangażowana w wojnę Rosja-Ukraina, więc wszędzie jest możliwość takiego ataku, może z wyjątkiem Węgier.
Wróćmy do wspomnianego przez Pana obniżenia konkurencyjności. Jest jakaś szansa minimalizacji tego trendu, a konkretnie, czy rząd może coś tutaj zrobić, czy to też nieodwracalny trend?
W tym roku jest nieodwracalny, a w przyszłym roku i w latach następnych trzeba trzymać się ustawy o płacy minimalnej, która jest całkiem sensowna. Mówi, że praca minimalna powinna rosnąć o prognozowaną inflację w roku przyszłym. Jeżeli jednak będzie za wysoka, dużo wyższa niż ta prognozowana, to wtedy pojawia się problem. Jeśli chodzi o przyszły rok, premier Donald Tusk przewiduje wzrost płacy minimalnej na poziomie 5 proc. Ja myślę, że będzie mniej – 3-4 proc. wzrostu. Oczywiście podniesie się krzyk, że to za mało. W przypadku płacy minimalnej nie wolno jednak przesadzać. W ciągu ostatnich 8 lat mocno pędziła ona w górę, gdy poprzedni rząd zawsze był bardziej hojny, niż przewiduje to ustawa. W związku z tym nadmuchał te płace minimalne i wykreował pogorszenie konkurencyjności. Trzeba więc być bardzo ostrożnym. Ja nie jestem psem ogrodnika i nie chodzi mi o to, żeby ludzie nie zarabiali więcej. Niech zarabiają, ale to musi być rozsądne. Bo inaczej biznes po prostu będzie miał potężne problemy ze wspomnianą konkurencyjnością albo ucieknie w szarą strefę. A to z kolei boleśnie odczuje polski budżet.
Zdjęcie ilustracyjne, fot. Canva
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Społeczeństwo