Kandydat PO będzie rzeczywiście faworytem wyborów prezydenckich. Jednak w ostatnich elekcjach cztery razy na pięć wygrywał kandydat PiS, a część tych zwycięstw była niespodziewana. Przekonanie, że zwycięstwo jest nieuchronne, jest dla partii rządzącej zdecydowanie największym wrogiem – mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.
W sondażach zaufania Rafał Trzaskowski stracił pozycję nie tylko lidera, ale spadł aż na piąte miejsce. Zdaniem części ekspertów ma to związek z tą akcją zdejmowania krzyża, choć ratusz tłumaczy, że o żadnym zdejmowaniu krzyży czy walką z symbolami nie ma mowy. Jednocześnie pojawiają się nawet głosy, że to jednak Donald Tusk nie Rafał Trzaskowski będzie kandydatem na prezydenta RP. Czy faktycznie ostatnie wydarzenia mogły sprawić, że prezydent stolicy straci szansę na wybór?
Prof. Jarosław Flis: Jest za wcześnie, żeby przesądzać o wyniku. Jednak sama afera wokół krzyży w warszawskich urzędach na pewno Rafałowi Trzaskowskiemu nie pomogła. I tłumaczenia ratusza nie zmieniają sytuacji, bo tu chodzi o symbole. Działanie władz Warszawy jest tak właśnie odbierane – jako próba uderzenia w symbole religijne. A do tej pory w wyborach prezydenckich zawsze było tak, że wygrywał ten kandydat, który był mniej przechylony na swoją mocniejszą stronę.
To znaczy?
Ten, który mówiąc krótko, wykonywał mniej radykalnych i kontrowersyjnych ruchów i był bardziej do przyjęcia dla swoich przeciwników niż jego konkurent. Z sondaży i badań wyraźnie wynika, że wszystkie te działania, które pogłębiają podziały, są w wyborach prezydenckich działaniami kiepskimi, z punktu widzenia kandydata. Stąd, jeśli ktoś takie działania podejmie, automatycznie traci. I jedyna dla niego nadzieja w tym, że druga strona działania pierwszej przebije. W tym wypadku, że obóz PiS podejmie działania radykalne, które przebiją sprawę z Warszawy.
Patrząc na to, co robi PiS, radykalizujący się w swoim przekazie, niemający żadnej zdolności koalicyjnej, kandydat KO – ktokolwiek nim będzie – jest wciąż zdecydowanym faworytem?
Owszem, ale tu przechodzimy do największego problemu obozu rządzącego. Widać, że czuje się on już trochę zwycięzcą trochę tych wyborów, a takie przekonanie jest jednak bardzo ryzykowne. Szczególnie w przypadku Platformy. Warto pamiętać, że jak dotąd z czterech ostatnich elekcji prezydenckich tylko raz, w 2010 roku udało się wygrać kandydatowi PO. Pozostałe wybory prezydenckie wygrywał PiS. To sztabowcy PO muszą brać pod uwagę. A ich przekonanie, że zwycięstwo jest nieuchronne, jest dla partii rządzącej zdecydowanie największym wrogiem.
Z tym że w roku 2005, gdy Lech Kaczyński niespodziewanie pokonał Donalda Tuska, czy tym bardziej w 2015, gdy Andrzej Duda sensacyjnie wygrał z Bronisławem Komorowskim, można mówić o dużej porażce. Jednak już wybory 2020 roku, choć wygrane przez Dudę, nie mogą być odbierane jako klęska PO. Rafał Trzaskowski przegrał po dogrywce, zdobył ponad 10 milionów głosów, partia ocalała, a strata do rywala była minimalna?
Co z tego, skoro wybory przegrał i prezydentem nie został? Mówienie o świetnym wyniku, wielomilionowym poparciu, uratowaniu partii, to co najwyżej nagroda pocieszenia. Jej znaczenie jest minimalne. Poza tym partia przetrwałaby dużo bardziej, gdyby na przykład Andrzej Duda przegrał wybory z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem lub Szymonem Hołownią i PO weszła już wtedy do rządu. Oczywiście można mówić, że dzięki temu, że Trzaskowski ładnie przegrał, PO utrzymała pozycję największej partii opozycyjnej. Nie wiem jednak, czy kolejne lata w opozycji były tego warte.
Pytanie, czy Prawo i Sprawiedliwość w obecnym kształcie będzie mieć szansę wystawić mocnego kandydata i pokonać PO, czy też może pojawi się ktoś trzeci, a PiS po wyborach straci nawet pozycję drugiej siły?
Bez wątpienia wybory prezydenckie są kluczowe i mogą kształtować scenę polityczną. I błędem obozu PO jest przekonanie o własnym zwycięstwie, ale siłą jest słabość PiS-u. Jak będzie wyglądać strategia największej partii opozycyjnej, dużo zależy od wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego. Bo jeśli PiS nie będzie pierwszy, to może zacząć się jakaś dekompozycja lub próba zmian. Jeśli zajmie pierwsze miejsce, utwierdzi się na dotychczasowym stanowisku. Prezes będzie przekonywał, że „wszystko jest wspaniale, bo przecież wybory wygrywamy. Trzeba tylko doprowadzić do sytuacji, w której Konfederacja uzyska takie poparcie, abyśmy mogli z nimi wejść w koalicją”. Wtedy w polityce PiS nic się nie zmieni. Jak wspominałem już kiedyś u państwa, wystawią w wyborach np. Przemysława Czarnka. Polityka wyrazistego, który nie ma szans na wygraną. Gwarantuje jednak wejście do drugiej tury, że nie da się wyprzedzić Krzysztofowi Bosakowi i Dorocie Gawryluk. A więc daje pewność, że PiS utrzyma pozycję największej partii opozycyjnej i będzie liczyć na to, że w przyszłości będzie w stanie przejąć władzę wspólnie z potencjalnym koalicjantem z Konfederacji.
Inne tematy w dziale Polityka