Fot. Pożar/Jerzy Dziewulski. Źródło: PAP/Twitter
Fot. Pożar/Jerzy Dziewulski. Źródło: PAP/Twitter

Dziewulski komentuje serię podpaleń. "To nie wojna hybrydowa. To terroryzm"

Redakcja Redakcja Bezpieczeństwo Narodowe Obserwuj temat Obserwuj notkę 58
Opinię publiczną zszokowały doniesienia, że to rosyjskie służby stoją za serią podpaleń, które miały miejsce na terenie całej Polski. Celem podpalaczy padają głównie prywatne zakłady i miejsca, w których skupia się dużo ludzi. My pytamy, czy tego typu obiekty w obecnej sytuacji powinny być pilnowane przez "ochroniarzy", którzy najczęściej posiadają grupę inwalidzką i mogą nie wiedzieć, jak zachować się w sytuacji zagrożenia. - Ten, co jest inwalidą i chroni w cudzysłowie jakieś miejsce może być przydatny, ale pod kilkoma warunkami - komentuje w rozmowie z Salonem 24 były antyterrorysta Jerzy Dziewulski.

Seria podpaleń i prób wywołania pożarów w całej Polsce

W Polsce odnotowano serię podpaleń. Zostali o nie oskarżeni ludzie zwerbowani przez rosyjski wywiad GRU. - To sytuacja bez precedensu. Obce państwo dokonuje aktów sabotażu u nas w kraju, posługując się zwerbowanymi do tego ludźmi. Nigdy nie mieliśmy do czynienia z tak groźnym zjawiskiem. Jest bardzo źle, dużo gorzej, niż to przedstawia rząd - tak o serii usiłowań i podpaleń w Polsce mówi Tomasz Broniś, były oficer wywiadu, ekspert w zakresie bezpieczeństwa w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

Gazeta donosi, że "dziś już wiadomo, że Rosja, oferując duże pieniądze – od 10 do 15 tys. euro – werbuje m.in. przez rosyjskojęzyczny 'Telegram' ludzi, którym zleca podpalenia miejsc publicznych w dużych miastach". "W ubiegłym tygodniu ABW zatrzymała pięć osób, w tym Ukraińców i Rosjanina z kanadyjskim paszportem, za podpalenie pod Warszawą. W tę środę za wzniecenie ognia m.in. na Pomorzu ujęła trzech mężczyzn – dwóch Białorusinów i 40-letniego Polaka" – czytamy w artykule.

"Rzeczpospolita" informuje, że "z ustaleń wrocławskiej prokuratury wynika, że nowo zatrzymani najpierw nocą z 21 na 22 czerwca 2023 r. podpalili koktajlem Mołotowa włoską restaurację w Gdyni, a w tym roku z 8 na 9 kwietnia – magazyn europalet w Markach pod Warszawą (spłonęło 100 metrów sześc. towaru)". "Usiłowali też podłożyć ogień w Gdańsku w centrum farb i tynków" - dodano.

Gazeta wskazuje, że "mężczyźni mieli działać na zlecenie GRU, a są powiązani z ujętym przez ABW w styczniu tego roku Ukraińcem, który szykował się do podłożenia ognia pod wrocławską fabrykę farb".

Więcej przeczytasz o tym tutaj:


Dziewulski dla Salonu 24: Trzeba lepiej szkolić ochroniarzy

Rosyjskie służby odpowiadają też najprawdopodobniej za niedawny pożar hali Marywilska 44 w Warszawie i za próbą podpalenia innego obiektu handlowego w stolicy (jakiego – to tajemnica). Tu ogień w zarodku ugasiły wewnętrzne systemy przeciwpożarowe. Śledztwa w obu tych sprawach prowadzi mazowiecki wydział przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej.

Wiele kluczowych obiektów prywatnych i publicznych (np. galerie handlowe czy urzędy) są chronione tylko z nazwy. Poza monitoringiem prywatnej firmy nad bezpieczeństwem czuwa kilku tzw. ochroniarzy. W polskich realiach są to najczęściej emeryci posiadający grupę inwalidzką - ich najęcie do tego typu pracy jest po prostu najtańsze. Ale jakość takiej "ochrony" jest często wątpliwa.

Redakcja portalu Salon24.pl postanowiła zapytać eksperta o to, czy ochrona takich miejsc jest wystarczająca w sytuacji, gdzie każdy tego typu obiekt może stać się ewentualnym celem podpalaczy rekrutowanych przez rosyjskie służby.

- Ten, co jest inwalidą i chroni w cudzysłowie jakieś miejsce może być przydatny. Pod warunkiem, że jest odpowiednio przeszkolony i wie, na co zwracać uwagę - powiedział portalowi Salon24.pl Jerzy Dziewulski.


- Problem polega na tym, że przełożeni tych ludzi mówią im często "idź i pilnuj". To nie jest właściwe postawienie sprawy i może doprowadzić ono do katastrofy. Strażnicy powinni otrzymać konkretne zadania. Powinno im się wskazać, jakie sytuacje i jakie osoby wymagają szczególne uwagi. Które miejsca w danym obiekcie są kluczowe z punktu widzenia bezpieczeństwa przeciwpożarowego, kiedy wezwać właściwe służby i wsparcie


- wylicza były antyterrorysta.

Nasz rozmówca przekonuje, że nie można poprawić ochrony kluczowych obiektów ustawą bo "nie można wymusić zmianą prawa rzetelniejszego wykonywania swoich obowiązków".

Były antyterrorysta: To nie wojna hybrydowa, to terroryzm

Dziewulski zwrócił też uwagę na ciekawą zależność. Celem podpalaczy nie padają (przynajmniej na razie) obiekty strategiczne takie jak urzędy czy fabryki uzbrojenia. Sprawcy werbowani najprawdopodobniej przez GRU atakują często restauracje, drewniane konstrukcje lub niewielkie przetwórnie. Tego typu miejsca bardzo często w ogóle nie posiadają fizycznej ochrony.

- Proszę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Podpalacze nie atakują urzędów, jednostek wojskowych i fabryk uzbrojenia. Oni podpalają jakieś prywatne budynki, wysypiska śmieci czy bazary. Im nie chodzi o to, żeby uderzyć w państwo. Im chodzi o to, żeby sterroryzować ludność cywilną, żeby obywatele zaczęli się bać o siebie i swój dobytek. Trzeba to nazwać wprost: to nie wojna hybrydowa, to terroryzm zgodnie z definicją - powiedział były policjant.

Jak więc zminimalizować liczbę takich incydentów? Rozmówca Salonu 24 stawia sprawę jasno. Uważa, że trzeba postawić na edukację społeczeństwa.

- Służby i prywatni ochroniarze nie mogą być wszędzie. Należy postawić na edukację cywili. W tych trudnych czasach, które przypominają lata 50-te, zwykły obywatel musi wiedzieć, kiedy powiadomić o możliwym zagrożeniu policję lub Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i jak to zrobić, żeby bez sensu nie wywoływać paniki - podsumował ekspert ds. bezpieczeństwa.

Mateusz Balcerek

Fot. Pożar/Jerzy Dziewulski. Źródło: PAP/Twitter

Czytaj dalej:

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj58 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (58)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo