Armia wymaga natychmiastowych wzmocnień Fot. Pixabay
Armia wymaga natychmiastowych wzmocnień Fot. Pixabay

Gen. Skrzypczak apeluje: Trzeba przestawić gospodarkę Polski na tryb wojenny

Redakcja Redakcja Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 99
Skoro premier i szef BBN złożyli tak mocne deklaracje o wojnie za 2,5 do 3 lat, to trzeba być gotowym. I przestawić gospodarkę na tryb wojenny, wyprodukować jak najwięcej własnego sprzętu. A ten, którego nie mamy i nie jesteśmy w stanie wyprodukować, sprowadzić jak najszybciej do Polski. Musimy mieć armię gotową przeciwdziałać wszelkim zagrożeniom – mówi Salonowi 24 generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.

Nie brak ostatnio alarmistycznych opinii, że polska armia jest kompletnie nieprzygotowana na ewentualną wojnę, więc albo wojna jest nierealna i drogie zakupy dla armii są bez sensu, albo będziemy mięsem armatnim. To prawda, czy może to zbędne sianie defetyzmu?

Gen. Waldemar Skrzypczak:
Absolutnie zgadzam się, że nie wolno siać paniki, straszyć ludzi. Z samą armią nie jest tak źle, z drugiej strony może niepokoić fakt, że wszelkie zakupy zbrojeniowe są bardzo potrzebne, ale kupiony sprzęt trafi do nas dopiero za kilka lat. Jednocześnie najważniejsi politycy przekonują, że atak Rosji na nasz kraj może nastąpić szybciej. Premier Donald Tusk mówił o trzech latach, a szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Jacek Siewiera o 2,5 roku. No więc trudno, by nie czuć niepokoju w sytuacji, gdy sprzęt ma do nas dotrzeć za 6-7 lat, a wojna zacznie się za 4,5 roku. Więc tak – straszyć nie należy, ale żądać przyśpieszenia realizacji kontraktów zbrojeniowych, wzmocnienia armii, trzeba. I nie jest to żaden defetyzm, ale przejaw zdrowego rozsądku.

Zatem nie ma wątpliwości, że armię wzmacniać trzeba, realizować zasadę si vis pacem, para bellum. Czy jednak deklaracje polityków o dwóch latach nie są też dmuchaniem na zimne, skoro wszelkie dane wskazują, że Rosja nie będzie w stanie zaatakować przed upływem kilku, a nawet kilkunastu lat?

Jako wojskowy jestem przekonany, że Rosja nie zaatakuje, że nie ma do tego odpowiedniego potencjału. Raczej będzie się skupiać na atakach cybernetycznych, wojnie informacyjnej, hybrydowej. Jestem jednak oficerem i gdy słyszę, że premier rządu mojego kraju, a także wysoki przedstawiciel Prezydenta RP mówią, że wojna jest niebawem, to muszę być gotów na to, że oni mówią, jak jest. Mogą mieć od służb wywiadowczych jakieś informacje, o których nie wiemy. Może faktycznie – i to bardziej prawdopodobne – chcą dmuchać na zimne. Tak czy inaczej, obowiązkiem armii jest odpowiednie przygotowanie się do ewentualnego zagrożenia. A obowiązkiem rządzących odpowiadających za zbrojenia jest zapewnienie wojsku najlepszych warunków, najlepszego sprzętu tak, żeby można było skutecznie stawić czoła w razie ewentualnego ataku.

Nie wystarczy stać na ściankach, fotografować się i chwalić gigantycznymi planami zbrojeniowymi. Trzeba jeszcze te plany umiejętnie wcielić w życie, dokonać realnych zakupów i wzmocnienia sił zbrojnych. Skoro już słowo się rzekło i padły tak mocne deklaracje w sprawie terminu, to należałoby przerzucić sporą część produkcji na cele wojenne. Produkować jak najwięcej własnego sprzętu. A ten, którego nie mamy i nie jesteśmy w stanie wyprodukować, sprowadzić jak najszybciej do Polski. Nie wystarczą ładne foldery reklamowe, spoty telewizyjne. Konieczne są realne działania w celu wzmocnienia armii.

To nabiera chyba jeszcze większego znaczenia w kontekście wypowiedzi gen. Bena Hodgesa, który stwierdził, że jeśli na przykład Polska będzie zaatakowana, to będzie musiała wytrzymać dwa tygodnie sama. Bo tyle czasu zajmie sojusznikom przybycie z pomocą?

Absolutnie nie zgadzam się z Benem. Pamiętajmy, że granica NATO i Rosji ma 2,5 tysiąca kilometrów długości. Są na niej trzy rejony strategiczne. Północny, czyli Skandynawia, centralny, czyli nasz, i południowy, z Rumunią i Bułgarią. Jeśli faktycznie spełniłby się najbardziej czarny scenariusz, Rosja uderzyłaby na jeden z tych rejonów. Na pewno nie na trzy jednocześnie, tego nie robiła nigdy i nigdy nie zrobi – nie ma na to sił. Jeśli nastąpiłby atak na rejon centralny, Polskę i kraje bałtyckie, wtedy nastąpiłby natychmiastowy atak z dwóch pozostałych kierunków na skrzydła armii rosyjskiej. Także gen. Ben Hodges w tej kwestii nie ma racji.

Rosja może faktycznie nie uderzy zbrojnie, prowadzi za to wojnę informacyjną, cybernetyczną. W dodatku ostatnio rządzący nie wykluczyli, że część podpaleń, które miały miejsce mogły być inspirowane przez Rosję. Służby miały ujawnić plany dużego zamachu w stolicy. Czy realne jest, że zamiast wojny na pełną skalę, będziemy mieli u nas zamachy terrorystyczne i akty sabotażu, także pod obcą flagą?

Gotowym trzeba być na wszystko. Jednak w kwestii ostatniej serii podpaleń na razie wstrzymam się z wszelkimi ocenami i opiniami. Oczekuję, że niebawem zostaną ujawnione pełne raporty na temat tego, co się stało, co było przyczyną tych dramatycznych wydarzeń. Natomiast wojna hybrydowa na pewno jest jednym z możliwych działań, jakie będą podejmowane. I na to też musimy być gotowi.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj99 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (99)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo