- Być może w Inowrocławiu nastąpiło przekroczenie uprawnień przez policjantów, ale nie mamy żadnej pewności, że użycie paralizatora przyczyniło się do zgonu. Ewidentnie mamy do czynienia z nadgorliwością przełożonych w stosunku do tych policjantów. Nie poczekali oni na żadne rozstrzygnięcie, postępowanie, po prostu od razu wyrzucili. To bardzo jasny sygnał dla wielu policjantów, że jak taki delikwent wyrzuci jakieś meble, pobije sąsiadkę, to nie należy interweniować, bo można wylecieć z roboty – mówi Salonowi 24 nadkomisarz Dariusz Loranty, oficer policji w stanie spoczynku, ekspert ds. bezpieczeństwa Środkowoeuropejskiego Instytutu Badań i Analiz Strategicznych CIRSA (Central European Institute of Research and Strategic Analysis).
W Inowrocławiu policjanci użyli tasera, czyli paralizatora wobec mężczyzny, który po interwencji zmarł. Funkcjonariusze już zostali wydaleni z policji. Czy to słuszna decyzja, jak wygląda kwestia nadużywania uprawnień przez policję?
Dariusz Loranty: Bardzo często na pracę policjantów patrzymy, oczekując, by niczym sędziowie podczas rozprawy rozważali wszystkie za i przeciw przeprowadzili analizę sytuacji i dobrali odpowiedni środek działania. Problem w tym, że funkcjonariusz podczas akcji, gdy celuje wobec niego przestępca, nie ma czasu na czytanie i analizowanie akt, liczą się sekundy. Przypomnę, że policjanci w Inowrocławiu nie pojechali na interwencję dla własnej przyjemności, nie przyjechali załatwiać swojej sprawy. Pojechali dlatego, że ludzie zgłaszali, że jakiś wariat, i używam tego określenia z pełną odpowiedzialnością, wyrzuca meble i sąsiedzi się go boją. I policjanci interweniują tak, jak pozwalają im możliwości.
Oczywiście społeczeństwo oczekuje od nich, żeby tak, jak na filmach z Fabryki Snów, jednym ruchem wykręcili rękę, obezwładnili osobę. Proszę jednak pamiętać, że to jest osoba pod wpływem środka psychoaktywnego, gdzie próg bólu jest nieporównywalny. To jest silne znieczulenie plus dynamizm działania. Mocniejsze mięśnie, mocniejsze kości. I wielokrotnie wykręcanie ręki, czyli założenie blokady, zastosowanie chwytu na barku wobec osoby, która jest pod wpływem narkotyku lub podobnie działającego środka, kończy się wybiciem barku, ponieważ ten człowiek nie odczuwa bólu.
Sugeruje Pan, że funkcjonariusze w Inowrocławiu postąpili właściwie?
Tego nie sugeruję, bo nie znam dokładnie przebiegu tej interwencji. Wiem, że przełożeni błyskawicznie na podstawie kamery, która była przypięta do munduru, podjęli decyzję o ich wydaleniu ze służby. Często tak się jednak dzieje, że takie decyzje wynikają nie z chłodnej analizy faktów, ale nadgorliwości przełożonych, którzy z jednej strony wymagają od policjantów ryzykowania, z drugiej delikatnego traktowania osób, wobec których podjęto interwencję. Proszę pamiętać, tam weszła dwójka policjantów, a gdyby ten człowiek ich potraktował wazonem, metalowym krzesłem, to mielibyśmy ofiarę po stronie policji. Wtedy by się z kolei mówiło, że policja sobie nie radzi. Więc policjanci zadziałali po prostu skutecznie.
Czyli nie było przekroczenia uprawnień?
Być może nastąpiło przekroczenie. Tylko proszę pamiętać, że na tę chwilę nie mamy żadnej pewności, że użycie paralizatora przyczyniło się do zgonu. Ten człowiek był pod wpływem tak silnych substancji, że każde jego przytrzymanie było niemal niemożliwe. A takie sytuacje, gdy szaleńca pod wpływem narkotyków trzymało dwóch policjantów. On się wyrywał, nie odczuwał bólu. A jego serce biło ponad 200 uderzeń na minutę. Takie tętno jest już zagrożeniem życia. I bywało, że podczas interwencji ktoś umierał dlatego, że serce przekraczało znacznie maksymalną częstotliwość uderzeń.
Być może tu była podobna sytuacja, ale tego nie wiemy. Ewidentnie jednak mamy do czynienia z nadgorliwością przełożonych w stosunku do tych policjantów. Nie ulega to dla mnie wątpliwości, gdyż przełożeni nie poczekali na żadne rozstrzygnięcie, postępowanie, po prostu od razu wyrzucili. To bardzo jasny sygnał dla bardzo wielu policjantów, że jak taki delikwent wyrzuci jakieś meble, pobije sąsiadkę, to nie należy interweniować, bo można wylecieć z roboty. To też obraz tego, jak państwo traktuje swoich funkcjonariuszy, którzy ryzykują życiem i zdrowiem.
Paralizatory są uważane za bardzo bezpieczne urządzenia, które w przeciwieństwie do ostrej broni nie powinny robić innym krzywdy.
Nie ma bezpiecznego środka przymusu bezpośredniego, to są mity. Wykręcenie ręki u osoby pod wpływem narkotyku w sytuacji, gdy ona nie odczuwa bólu wykręcenia, skutkuje tym, że osoba ta pozwala sobie wyciągnąć rękę z barku i dalej będzie atakować. A taser jest szczególnie niebezpiecznym narzędziem, bo bardzo wielu z nas ma pewne ułomności w pracy serca, które nawet nie musiały być wykryte w badaniach lekarskich. Na przykład utrwalone migotanie przedsionków, nieregularną pracą serca. Jeśli ktoś jest młody i nie uprawia wyczynowo sportu, to jest mała szansa, że taka wada zostanie wykryta. A osoba z taką przypadłością potraktowana taserem, więc prądem o dosyć wysokim napięciu i małym natężeniu, niestety może nawet umrzeć.
Nie wspominam już o tym, że coraz więcej osób ma elementy elektroniczne w organizmie, rozruszniki serca, różne implanty nawet w głowie. Bateria takiego urządzenia pod wpływem działania paralizatora może też wywołać reakcję śmiertelną. Taser jest bezpieczny, ale jedynie u osób w pełni zdrowych i silnych, niezależnie od płci. Choć w przypadku młodej kobiety w ciąży już użycie takiego środka bezpieczne nie jest.
Z drugiej strony nadużycia faktycznie się zdarzały, zdarzają i zdarzać będą. Jak znaleźć złoty środek, by policja chroniła obywateli, ale też nie nadużywała ich praw, nie zagrażała im?
Wszelkie mówienie o złotym środku to populistyczne hasła pod publiczkę. Mówi się o tym, bo minister, komendant główny, muszą coś powiedzieć. Jednak w praktycznym boju na ulicy nie może być żadnego złotego środka. Pamiętajmy. Że żaden policjant nie zastosuje przymusu bezpośredniego wobec wracającej z kościoła starszej pani, ministranta, czy dziecka idącego ze szkoły. Podejmują ostre interwencje wobec osobników, którzy z własnej i nieprzymuszonej woli wchodzą w stan odurzenia narkotycznego, są agresywni dla siebie i dla wszystkich wkoło. Ja nie widzę powodu, że należy do nich zachowywać szczególnie.
No tak, ale ten człowiek jest w danej chwili niepoczytalny, nie wie, co robi?
Nieważne, że on nie ma świadomości. Nie interesuje mnie bezpieczeństwo tego szaleńca. Interesuje mnie, żeby ten szaleniec nie zrobił krzywdy mnie i moim najbliższym. Ani nikomu innemu. I wymagam od policji, żeby funkcjonariusze byli bardzo ostrzy, nawet przekraczając uprawnienia, bo ważniejsze jest nasze bezpieczeństwo, niż jego. I występują przekroczenia. Były i będą. Jest to ciemna strona życia policjanta i niestety najlepszą na to metodą jest takie ukryte działanie.
Kiedyś postulowałem, by na wzór CIA i FBI, policjanci, przynajmniej ci operacyjni, byli notorycznie poddawani prowokacji. Co trzy lata powinni przechodzić badania na wariografie. Funkcjonariusze z racji służby mają pewne korzyści społeczne, socjalne, wcześniejszą i wyższą emeryturę. Należy postawić im poprzeczkę wyżej i eliminować osobników, którzy mają lepkie ręce. W przypadku policjantów z pionów operacyjnych należy zadbać o to, żeby dochodziło do jak najmniejszej liczby przekroczeń. Tu jest rola Biura Spraw Wewnętrznych. Pracownicy banków, sprzedawcy są badania przez akcje typu „złośliwy klient” czy „tajny klient”. Policjantów też należy poddawać takim sprawdzeniom. Wyłapywać tych, którzy mają wyrobiony element sadyzmu w swoim zachowaniu. Policjant powinien być wyszkolony jak doby pies.
Fot. Protest przed komendą policji w Inowrocławiu. Na skutek użycia tasera 27-letni mężczyzna zmarł. Dwóch policjantów zostało tymczasowo aresztowanych/PAP
Inne tematy w dziale Społeczeństwo