Delegalizacja partii jest trudna do przeprowadzenia, mało prawdopodobna. Możliwe jest natomiast zohydzenie PiS, uczynienie formacją trędowatą – mówi Salonowi 24 Jan Rulewski, wieloletni senator PO, legendarny opozycjonista w PRL.
Profesor Henryk Domański na naszych łamach wygłosił hipotezę, że ostatnie pomysły Platformy Obywatelskiej, komisja, która ma sprawdzić rosyjskie powiązania PiS-u, może służyć szerszej narracji mającej uzasadnić nawet delegalizację PiS-u. Czy Pana zdaniem jest uzasadnienie dla takich działań i, czy jest możliwe takiej procedury?
Jan Rulewski: Konstytucja przewiduje zakazanie organizacji politycznych w konkretnych sytuacjach, gdy działanie danej formacji nawiązuje do partii totalitarnych, autorytarnych, służy obaleniu demokratycznego porządku państwa. Rzeczywiście udowodnienie celowej, świadomej działalności na rzecz Rosji Putina, siatki agenturalnej w ramach danej partii, mogłoby być argumentem na rzecz jej zdelegalizowania.
Rzecz w tym, że udowodnienie czegoś takiego jest bardzo trudne. A nawet jak się uda udowodnić takie działania, trzeba dowieść, że były to nie czarne owce, które wkręciły się do danej formacji, wywierały na nią wpływ, ale systemowe działanie, cała działalność partii służyła zbrodniczym celom. To mało realne.
Myślę, że raczej chodzi o stworzenie takiego wrażenia prorosyjskości PiS. I zrzucenia na tę partię pewnego odium. Uczynienia z Prawa i Sprawiedliwości formacji trędowatej. Wysłanie sygnału do szeregowych członków i sympatyków, „nie zadawaj się pod żadnym pozorem z PiS-em, bo też możesz mieć problemy”. To już zdecydowanie łatwiejsze do osiągnięcia.
Przez wiele lat PiS miał jednak inne odium – partii skrajnie nieodpowiedzialnej, zbyt antyrosyjskiej. Formacji, która nawet jak ma rację, to przez swój radykalizm i brak realizmu może narobić problemów, doprowadzić do osamotnienia, izolacji, wojny z Rosją. A znów PiS atakował Platformę za zbytnia uległość.
PiS robił komisję, którą Platforma krytykowała, jako młot na czarownicę, instytucję, której działanie wymierzone jest w opozycję. Teraz powstaje komisja w drugą stronę. Choć oczywiście szczegółów, jak ona będzie działać, wyglądać, nie znamy. Jednak samo mówienie o wpływach rosyjskich jest trudne. Bo gdyby literalnie karać za kontakty z Rosją, oskarżyć by trzeba było wszystkie partie i wszystkie rządy.
Federacja Rosyjska nie jest Republiką Środkowoafrykańską, której reżimu można sobie nie uznać i nie utrzymywać kontaktów. Wszystkie państwa utrzymywały kontakty, choćby handlowe. Nawet przez jakiś czas broń polskiej armii była remontowana w Rosji. Ba, remont tam przechodził TU 154 M 101. Ten sam, który się rozbił w Smoleńsku, 10 kwietnia 2010 roku. Rosja miała wpływy w Polsce, jeśli chodzi o rynek energetyczny, wyzwalaliśmy się z tego stopniowo. Nawet firmy państwowe współpracowały z rosyjskimi.
Faktem jest, że polityka PiS jawiła się jako ta antyrosyjska. Ale twierdzenie, że Tusk prowadził politykę prorosyjską, jest krzywdzące – on prezentował opcję prozachodnią, proeuropejską, nawet proamerykańską. A tak się składa, że w tym czasie Zachód prowadził politykę resetu z Rosją. W przypadku PiS można dyskutować, czy ich retoryka antyeuropejska nie służy interesom Moskwy. Pamiętamy jednak wizytę delegacji państw Europy Środkowowschodniej w Gruzji, w czasie, gdy trwała tam wojna. I obecność na niej prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego, była ogromnym zaskoczeniem dla opinii publicznej, dla światowych i europejskich przywódców. Na pewno nie można nazwać tego działaniem prorosyjskim.
Natomiast polityka Zachodu była wtedy bardziej ugodowa. W Niemczech, gdy oburzaliśmy się na budowę Nord Stream, niektórzy zarzucali, że głosy sprzeciwu to… cios w pracujących u naszych zachodnich sąsiadów Polaków. Bo Nord Stream 1 i 2 miało dawać kilkadziesiąt tysięcy dobrze płatnych stanowisk pracy. W tym dla naszych rodaków. Tego, że wzmacnia rosyjski imperializm, Zachód nie przyjmował do wiadomości.
Były też argumenty o konieczności budowy cywilizowanych stosunków międzynarodowych. Chodziło nie tylko o handel, ale nawet wymianę wojskową. Także tych kontaktów z Rosją i nie tylko z Rosją było bardzo wiele, na różnych płaszczyznach. I Polska w nich, obok Stanów Zjednoczonych, Kanady i Europy Zachodniej, czynnie uczestniczyła.
Załóżmy, że udaje się udowodnić prorosyjskość PiS-owi i skutecznie przeprowadzić delegalizację tej partii. Kto może zagospodarować ten elektorat – Trzecia Droga, Konfederacja, ktoś zupełnie nowy?
Tu zostaje nie tylko elektorat, ale cały aparat, który może powiedzieć „zmieniamy szyld, gramy dalej”. Tu konieczna byłaby lustracja, też nie wiemy, czy tylko PiS, czy całej koalicji prawicowej. No i wtedy pojawi się logiczny argument – zaraz, jaka lustracja, skoro nie przeprowadzono jej skutecznie wobec komunistów? Jaka depisizacja, skoro nie było w Polsce skutecznej dekomunizacji?
A przecież można sięgnąć do przeszłości – do lat 2007 – 2008, gdy rząd PO – PSL próbował poprawiać relację z Rosją. Czy wcześniejsze czasy PO-PiS-u. Koalicja na szczeblu rządowym nie powstała, ale lokalnie była zawierana, poza tym przez kilka lat sojusz PO-PiS był faktem. I to Prawo i Sprawiedliwość miało w tej koalicji opinię tych jastrzębi w stosunku do Rosji. A Platforma wpisywała się wtedy w główny nurt polityki europejskiej.
Mówiąc złośliwie, można by osądzać cały PO-PiS, więc także PO. Tak więc sądzę, że jednak akcji delegalizacja PiS jest mało prawdopodobna. Może w jakimś stopniu zadziałać strategia zohydzania tej partii. Uznania jej za trędowatą.
Źródło zdjęcia: Liderzy PiS Jarosław Kaczyński, Mariusz Błaszczak, Fot. PAP/Radek Pietruszka
Inne tematy w dziale Polityka