Betonoza jest zmorą polskich miast, moda na wycinanie drzew, krzewów, niszczenie zieleni sprawia, że brakuje odpowiedniej gospodarki wodnej. Efektem są narastające susze i katastrofalne skutki ulewnych deszczów – mówi Salonowi 24 Jarosław „Jarema” Dubiel, opozycjonista w PRL, działacz ekologiczny.
Polskę obiegły obrazki z Gniezna, gdzie po ulewie i gradobiciu miasto wyglądało jak podczas potężnej powodzi. Podobne obrazki po większych deszczach są widoczne w innych polskich miastach, choćby w Warszawie. Zjawisko zdaje się nasilać, a jednocześnie coraz więcej ekspertów mówi o panującej suszy. Jak to się dzieje, że tygodniami nie pada, a jak już pojawią się większe opady, miasta wyglądają jak po powodzi – dawniej chyba tak nie było?
Jarosław Dubiel: Przyczyn jest bardzo wiele. Od wielu, wielu lat cały ruch ekologiczny apeluje, by jednak woda była traktowana z szacunkiem, by rzeki nie były regulowane, mogły swobodnie meandrować. Wielkim dramatem jest gigantyczne osuszanie Polski, wyrywanie torfu. Torf i torfowiska odgrywają niebagatelną rolę przy magazynowaniu wody. Dziś znikają – gdzie nie pójdziemy na bazarek, do sklepu ogrodniczego, sprzedawany jest torf. Tyle że on się w naturalnym środowisku tworzył 10 tysięcy lat. Teraz się go wyrywa, sprzedaje za grosze. W ten sposób zlikwidowany zostaje gigantyczny, naturalny rezerwuar wody. Torfowiska potrafiły pochłonąć gigantyczne ilości wody, a potem powoli oddawać, gdy na przykład zaczęły się upały. Teraz ludzie sami ten naturalny rezerwuar niszczą. Problemem jest też zabudowywanie terenów zalewowych, szczególnie na ziemiach zachodnich. Od setek lat na tych terenach dbano o to, by ewentualna fala powodziowa miała przestrzeń, na którą się rozleje. Dziś w miastach tereny są coraz droższe, więc zabudowuje się tereny zalewowe, nikt nie patrzy na to, co może się stać za 5, 10, 15, czy 20 lat. Tereny, na które woda po wezbraniu się miała rozlać, są zabudowane. W efekcie woda nie ma gdzie wchłonąć. W związku z czym, z jednej strony ziemia jest okrutnie przesuszona, a z drugiej strony fala idzie w jakimś przyspieszonym tempie, zalewając wszystko, co może. Jest to głupota, brak wizji przestrzennej i umiejętności przewidywania tego, co stać się może za kilka lat. Są przecież historyczne opisy wielkich fal, powodzi także w Warszawie. Co jakiś czas to się naturalnie zdarza. Jednak tym bardziej należy być przygotowanym na taką ewentualność. Tymczasem u nas tereny zalewowa się zabudowuje, ziemia jest coraz bardziej sucha, a z drugiej strony spuszczamy. Spuszczamy gigantyczne ilości wody w korytach betonowych.
Przykład Gniezna jest o tyle charakterystyczny, że o betonozie w tym mieście mówiło się od dawna. Czy polityka przestrzenna miast ma wpływ na takie zjawiska jak ostatnio w dawnej stolicy Polski?
Betonoza jest problemem nie tylko największych metropolii. To są gigantyczne interesy, bo betonuje się całe miasta, wycina drzewa. I miasto przypomina dziś klimatem kamienną pustynię. Kamień i cegła to tak zwana masa termalna wchłania dobrze ciepło, potem miasto jest przegrzane. Roślinności coraz trudniej wegetować, miejska zieleń umiera. W tej chwili, wiosną, też widzimy idiotyczną politykę władz wielu miast, które wykosiły wielkie przestrzenie traw. Dziś przypominają one spalone ścierniska. Tymczasem ta zieleń jednak trochę wilgoci zatrzymywała, hamowała też w jakimś stopniu wzrost temperatury. Gdzie nie sięgniemy w Polsce, w mniejszych i większych miasteczkach zapanowała betonoza. To tym bardziej przykre, że jak zerkniemy na stare zdjęcia, możemy podziwiać ich wygląd sprzed 30 lat. Piękne ryneczki, pełne zieleni. Dziś zieleń zastąpił beton. Zapanowała okrutna żądza pieniądza kompletne jakieś odmóżdżenie. A efekty możemy zobaczyć.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Rozmaitości