Osoby, które znalazły się na naszej granicy bądź w lesie pod Białowieżą, miały pieniądze na to, żeby kupić bilety, przelecieć z Istambułu czy z Damaszku do Mińska i potem próbować forsować naszą granicę. W związku z tym te wszystkie lamenty są nieuzasadnione. Te hasła o humanitaryzmie ładnie brzmią w ustach przedstawicieli organizacji pozarządowych, których szanuję i wspieram, gdy udzielają pomocy komukolwiek. Jednak polski rząd i premier polskiego rządu są w pierwszej kolejności odpowiedzialni nie za bezpieczeństwo uchodźców, ale obywateli Rzeczypospolitej – mówi Salonowi 24 Dariusz Rosati, były minister spraw zagranicznych, polityk Koalicji Obywatelskiej.
Ogromne emocje znów budzi pakt migracyjny. Prawo i Sprawiedliwość zarzuca, że między innymi na skutek działań PO będą do nas wjeżdżać migranci. Z kolei premier Donald Tusk stwierdził, że Polska już przyjęła mnóstwo uchodźców z Ukrainy, w związku z tym nie będziemy przyjmować migrantów z innych kierunków. Jak to ma jednak wyglądać, skoro pakt został przyjęty?
Dariusz Rosati: Polska była od początku przeciwna mechanizmom przymusowej relokacji. Co więcej, byliśmy też przeciwni temu, żeby występował ten mechanizm obowiązkowej solidarności. Nie dlatego, że z zasady jesteśmy mu przeciwni, bo uważamy, że jakaś solidarność między państwami członkowskimi powinna w tej sprawie występować. Uważamy jednak, że Unia, wtedy, kiedy jeszcze rządził PiS, nie poszła odpowiednio daleko, jeśli chodzi o ochronę granic zewnętrznych. A ich ochrona i sprawne odsyłanie migrantów, którzy nie spełniają warunków udzielenia im pomocy międzynarodowej, powinna być priorytetem. Dopiero na trzecim miejscu trzeba zastanawiać się, jak rozdzielać tych migrantów, którzy w Europie już się znaleźli. Donald Tusk powtórzył to stanowisko, które Platforma miała od kilku lat. W negocjacjach nad paktem uczestniczył jednak rząd PiS. Oni nie chcieli bądź nie potrafili doprowadzić do takich zapisów, które by nas zadowalały.
Nie no, PiS był jednoznacznie przeciwny rozwiązaniom paktu migracyjnego, te wypowiedzi były jednoznaczne. Wam zarzucał uległość, a i z Waszej strony były słowa krytyki wobec działań PiS...
Oczywiście, oni byli przeciwni, ale niczego nie wskórali. Na etapie, na którym sprawa trafiła do Rady Europejskiej, kiedy już trzeba było głosować, to właściwie nie było już przestrzeni na jakieś negocjacje. Polska zagłosowała przeciw. Natomiast trzeba pamiętać, że ten pakiet wchodzi w ogóle w życie za dwa lata. Jest tam jeszcze cały szereg dokumentów wykonawczych. Mamy możliwość dokonania zmian w tym kierunku, o którym powiedziałem, czyli skupieniu się przede wszystkim na ochronie granicy zewnętrznej. W sposób taki, żeby te strumienie migrantów nie trafiały do Unii Europejskiej, tylko były zatrzymywane w krajach sąsiadujących. I tam powinien się odbywać cały proces, aplikowania o pozwolenie na wjazd, udzielania ewentualnie azylu i tak dalej.
Pamiętajmy, że mamy do czynienia nie z napływem ludzi uciekających przed wojną, których życie jest zagrożone w wyniku działań zbrojnych, wojny domowej, tylko mamy po prostu do czynienia z jednej strony z presją migrantów ekonomicznych z Afryki, a z drugiej strony z prowokacjami Aleksandra Łukaszenki i Władimira Putina, którzy wykorzystują to do wzbudzania chaosu i siania niepokoju. To nie jest normalna sytuacja migracyjna. Europa w tej chwili, tak jak w 2015 roku, zmaga się z masowym napływem migrantów, głównie z pobudek ekonomicznych. Nie można się zgodzić na import całych afrykańskich narodów do Europy. Ich kraje są niepodległe, suwerenne, mają wszystkie instrumenty do tego, żeby rządzić się w sposób taki, żeby zapewnić byt swoim obywatelom. Natomiast PiS jak zwykle odkręca kota ogonem. To oni mieli 8 lat rządów, mogli budować jakąś sensowną koalicję w Unii Europejskiej, która by podzielała nasz pogląd, że po pierwsze chronimy granicę wewnętrzną na wschodzie, dopiero potem zastanawiamy się jak pomóc tym, którzy dostali się od południa, jak ich rozdzielać.
Wspomniał Pan o krytyce ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Są jednak też inne argumenty krytyczne wobec działań rządu. Często padają stwierdzenia, że przez lata krytykowaliście PiS za obronę granicy, a gdy przejęliście władzę, nagle zmieniliście front, sami ostro przeciwko przerzucaniu migrantów się wypowiadacie?
Koalicja rządzi od kilku miesięcy, dokładnie od połowy grudnia. A dyskusje wokół paktu migracyjnego toczyły się w Unii Europejskiej od lat. Ostateczne ustalenia zapadły w ubiegłym roku. Za kształt paktu migracyjnego w imieniu Polski odpowiadał rząd Prawa i Sprawiedliwości. Nikt inny. Słyszałem, że rząd mówił "nie i koniec!". To było mało konstruktywne. Było oczywiste, że w którymś momencie nas przegłosują, bo akurat w tej sprawie przyjmuje się te akty prawne w głosowaniu większością kwalifikowaną. Więc tego typu postawa, „nie i koniec, razem z Orbanem będziemy protestować” jest, szczerze powiem, dziecinna. Nic nie daje. Nie jest prawdą, że teraz rząd się obudził, czy przyznaje rację PiS-owi. Bo nigdy nikt z polityków Platformy nie mówił, że trzeba przyjmować imigrantów, to była PiS-owska propaganda. Chodziło o to, by wywołać w społeczeństwie wrażenie, że Platforma chce otworzyć granice. No nie myśmy te granice otwierali. Słynne wizy dla różnych obywateli krajów Azji, Afryki wydał nie kto inny, jak rząd Prawa i Sprawiedliwości.
No jednak tu mamy też kolejne głosy krytyki, czy rozczarowania ze strony osób związanych i wspierających Koalicję Obywatelską; Janina Ochojska mówi, że nie tego spodziewała się, głosując na KO. Chodzi o niehumanitarne podejście do ludzi, którzy chcą dostać się do naszego kraju?
Jeśli chodzi o te obawy związane z brakiem humanitarnego podejścia, jeszcze raz chcę podkreślić, że to nie jest sytuacja, w której ludzie ci uciekają z terenu wojennego w wyniku zagrożenia życia i zdrowia. Te osoby, które znalazły się na naszej granicy, bądź w lesie pod Białowieżą, miały pieniądze na to, żeby kupić bilety, przelecieć z Istambułu czy z Damaszku do Mińska i potem próbować forsować naszą granicę. To oznacza, że my nie możemy zaakceptować takiej sytuacji, w której ze względów czysto humanitarnych otwieramy granicę. Bo właśnie o to chodzi Łukaszence. Gdybyśmy teraz granice otworzyli, to oni by sprowadzili kolejne dziesięć tysięcy ludzi. A potem kolejne. To jest operacja specjalna służb rosyjsko-białoruskich, a nie żadna akcja pomocy uchodźcom z krajów, w których ich życie lub zdrowie jest zagrożone.
Kilka lat temu były trzy kraje objęte wojną, między innymi Syria, Erytrea, z których uchodźcy byli traktowani w sposób szczególny. Bo rzeczywiście tam były działania zbrojne i tam było bardzo niebezpiecznie. W przypadku osób forsujących naszą granicę nie ma takiej sytuacji. W związku z tym te wszystkie lamenty są nieuzasadnione. Te hasła o humanitaryzmie ładnie brzmią w ustach przedstawicieli organizacji pozarządowych, których szanuję i wspieram, gdy udzielają pomocy komukolwiek, czy uchodźcom, czy nie uchodźcom. Jednak polski rząd i premier polskiego rządu są w pierwszej kolejności odpowiedzialni nie za bezpieczeństwo uchodźców, ale obywateli Rzeczypospolitej.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka