Nasi przeciwnicy realnie starają się wykorzystywać radykalne środowiska i radykalne poglądy do swoich działań wywiadowczych. Chcą nas osłabiać, rozgrywać i powodować, że zajmujemy się sami sobą, czemu towarzyszą też ogromne emocje. Działamy wtedy często nierozważnie, bez poszukiwania tego, co jest sednem różnych problemów i bez poszukiwania tego, co nas łączy. Wiadomo, że jako wspólnota podzielona zawsze jesteśmy łatwiejszym obiektem ataku – mówi Salonowi 24 Stanisław Żaryn, były rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych, doradca prezydenta RP.
Ostatnie dni dostarczyły nam nowych faktów o sprawie sędziego Tomasza Szmydta, który uciekł za granicę, poprosił o azyl na Białorusi. Tłumaczył, że nie akceptuje polityki naszego państwa wobec Mińska i Moskwy. Co ta historia oznacza z punktu widzenia państwa polskiego?
Stanisław Żaryn: Na pewno mamy do czynienia ze zdarzeniem, które jest szkodliwe i niebezpieczne. Z jednej strony, z uwagi na to, co już pan Szmydt zrobił, a więc przeszedł na stronę wroga, rozpoczął już swoją działalność propagandową wymierzoną w Polskę. Włączył się, mówiąc wprost, w wojnę hybrydową przeciwko naszemu państwu. To jest jeden obszar, który należy wskazać.
Drugi obszar to kwestia zagrożeń wywiadowczych. Ten człowiek z uwagi na swoją pozycję, nie tylko zawodową, ale też środowiskową, zabrał ze sobą ogromną, wrażliwą wiedzę. Dotyczącą tego, jak funkcjonuje państwo polskie, jak funkcjonują konkretne stronnictwa polityczne, do których on się próbował przyklejać. Posiada też szeroką wiedzę, z uwagi na rolę Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, w którym orzekał. Informacje o konkretnych osobach, które teraz mogą być narażone na próby, chociażby werbunku ze strony Białorusinów czy Rosjan. I to jest drugi obszar, który niepokoi w tej sprawie. W tym kontekście ucieczka pana Szmydta jest zjawiskiem niepokojącym i niebezpiecznym.
Jest jednak też trzeci element, na który warto zwrócić uwagę i mu się przyjrzeć. Chodzi o reakcje polityków. To znaczy, historia pana Szmydta wywołała konkretną reakcję polskich elit politycznych. I niestety reakcja ta wpisuje się w strategię działań rosyjskich przeciwko Polsce. Widzimy bowiem, że nastąpiło bardzo duże wzmożenie takiego podziału stricte partyjno-politycznego. Jest próba przyklejenia tego człowieka do konkretnych stronnictw politycznych, próba znowu eskalowania emocji między różnymi grupami społecznymi. Ten ostry dyskurs zastępuje nam w ostatnich godzinach i dniach realną debatę o bezpieczeństwie i wydaje mi się, że ta reakcja też jest niestety korzystna dla naszych wrogów, a osłabiająca nas jako państwo.
Nie do końca. Wiceminister obrony narodowej Paweł Zalewski na naszych łamach przestrzegał przed tym upartyjnianiem tego problemu i wskazywał na to, co jest realnym problemem, że na przykład sędziowie jako grupa zawodowa nie podlegają żadnej weryfikacji przy dostępie do informacji niejawnej?
Oczywiście, że ta debata powinna iść w stronę ewentualnych rozwiązań systemowych i próby unikania tego typu szufladkowania tego człowieka jako osoby, która ma te czy inne poglądy polityczne. Bo my de facto nie wiemy, czy ten człowiek w ogóle miał jakieś poglądy. On być może prowadził swoje działania według typowego modus operandi rosyjskich służb znanych jeszcze z czasów sowieckich, czyli po prostu antagonizował wszystkich ze sobą, nakręcał emocje w każdym środowisku, do którego zdołał się przykleić. I to jest człowiek, w przypadku którego powinniśmy abstrahować od walki partyjnej, a zająć się tematami związanymi z szeroko rozumianym bezpieczeństwem, ewentualnie z wyciąganiem wniosków systemowych. Dzisiaj rzeczywiście być może pojawiło się pole do dyskusji o zmianach w ustawie o ochronie informacji niejawnych. Choć zakładam, że próba wyjęcia sędziów z katalogu osób, które nie wymagają sprawdzenia w przypadku dostępu do informacji niejawnych, też będzie budziło wątpliwości. O czym pewnie byśmy się przekonali, gdyby ta debata przyjęła formę jakichś konkretnych propozycji rozwiązań prawnych.
No dobrze, mówimy o nieupartyjnianiu tej dyskusji. Jednak faktem jest, że ten człowiek do prawicy kiedyś się przyklejał, a inni mogą przyklejać się do środowisk lewicowych i liberalnych, by podsycać konflikt. Kiedyś krążyła taka anegdota, o dwóch ludziach formalnie ostro się zwalczających – jednym Ukraińcu radykalnie antypolskim i Polaku antyukraińskim. Obaj w rzeczywistości mieli być przyjaciółmi i brali kasę od Rosji. To anegdota, ale czy nie jest tak, że faktycznie Rosjanie wykorzystują realny spór, by rozgrywać rywalizujące ze sobą opcje, czy państwa, jak Polskę i Ukrainę, a więc partie polityczne też muszą wyciągnąć wnioski i uważać, kto się chce do nich przykleić?
To znaczy, z jednej strony w Polsce następuje obiektywne zjawisko polaryzacji, zaostrzenia dyskursu politycznego i publicznego. I nie odbiega ono od tego, co dzieje się w wielu innych krajach zachodu Europy. Jak sobie popatrzymy na spory polityczne w ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii, to widzimy, że życie polityczne i publiczne się tam radykalizuje. Zaostrza się dyskurs i sposób debatowania. To proces w jakimś sensie naturalny, który występuje też w Polsce. Zgadzam się jednak także z sugestią, że na tym żerują oczywiście wrogowie zarówno demokracji, jak i konkretnych państw. Przede wszystkim celuje w tym Rosja, która w typowy dla siebie sposób prowadzi do eskalowania napięć.
Są znane przykłady, gdzie rzeczywiście rosyjskie operacje wywiadowcze dotyczyły jednocześnie dwóch stron tej samej debaty i tego samego dyskursu publicznego. To pokazuje, że nasi przeciwnicy realnie starają się wykorzystywać takie radykalne środowiska i radykalne poglądy do swoich działań wywiadowczych. Chcą nas osłabiać, rozgrywać i powodować, że zajmujemy się sami sobą, czemu towarzyszą też ogromne emocje. Działamy wtedy często nierozważnie, bez poszukiwania tego, co jest sednem różnych problemów i bez poszukiwania tego, co nas łączy. Wiadomo, że jako wspólnota podzielona zawsze jesteśmy łatwiejszym obiektem ataku.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo