Spotykałem wiele kobiet zawodowo spełnionych, wspaniałych, samotnych z wyboru. Panie w wieku 40, 45 lat pytane przeze mnie, dlaczego są samotne, świadomie decydują się na bycie singielkami, mówiły, że powód jest jeden: nie ma facetów. Są nieodpowiedzialni, zdziecinniali. Piotrusie panowie, którym gdy powinie się noga, wracają do mamusi. Brakuje wzorca mężczyzny, który jest opiekuńczy, wrażliwy, zarazem mocny jest takim kimś zasługującym na szacunek kobiety – mówi Salonowi 24 Jacek Santorski, profesor honorowy Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, w której prowadzi Akademię Psychologii Przywództwa.
W Krakowie trwa I Kongres Mężczyzn pod patronatem Rzecznika Praw Obywatelskich...
Prof. Jacek Santorski: Bardzo fajny pomysł.
No właśnie, o kongresach kobiet słyszymy często, mężczyzn odbywa się po raz pierwszy. Tymczasem w postrzeganiu męskości zmienia się bardzo wiele. Jak to jest z tą męskością w naszych czasach?
Czytałem ciekawą książkę „Mężczyzna w budowie”, która z perspektywy tradycyjnej psychoterapii Junga, mówi o procesach życia mężczyzn w przebudowie. Autor, Murray Stein, zwracał uwagę na fakt, że bardzo wielu mężczyzn dzisiaj jest w procesie permanentnej przebudowy. Pewne wczorajsze role, stereotypy, wymagania, standardy zaczynają być passe, przestały być funkcjonalne. Nie ma pomysłu na nowe albo podejmuje się skrajnie nowe. Kilkanaście lat temu w Sztokholmie widziałem, jak co drugi facet, dwudziestoparoletni, miał włosy do ramion, był chuderlawy, przestał ćwiczyć i pchał wózek. Wtedy Szwedzi eksperymentowali, teraz z tego wyszli. Jednak ten czas nie jest dla mężczyzn łatwy. Wprawdzie stereotypy społeczne są bardziej przeciwko kobietom niż przeciwko mężczyznom, ale mężczyźni są w pewnym sensie w tym procesie przebudowy jakoś osamotnieni. Dlatego organizacja konferencji o roli współczesnych mężczyzn jest doskonałym pomysłem.
Dawniej obowiązywał wzorzec mężczyzny maczo, utrzymującego rodzinę, niemogącego pozwolić sobie na chwilę słabości. Dziś w dużej mierze dzięki sportowcom, którzy po twardej walce potrafią uronić łzę wzruszenia po wygranej, albo smutku po porażce wyrażanie uczuć przez mężczyzn przestało być czymś wstydliwym. Dziś idzie to chyba jednak za bardzo w drugą stronę, z kolei środowiska radykalnie feministyczne przedstawiają wręcz mężczyzn jako nikomu niepotrzebnych trutni.
Wszelka jednostronność raczej człowiekowi na dłuższą metę nie służy. Wszystko, co integruje przeciwieństwa, pozorne przeciwieństwa. Kobieta, która się staje wrażliwa i drapieżna. Mężczyzna, który jest, gdy potrzeba i asertywny, i agresywny, a w razie konieczności łagodny i wspaniałomyślny, staje się pełnią siebie, pełną człowieczeństwa. I ta przebudowa mężczyzny w dużym stopniu idzie w tę stronę, co jest pozytywne. Po drugie mężczyźni gdzieś koło 40 roku życia kładą bardzo silny nacisk na indywidualizację, własne ego, ale potem przychodzi czas pewnej przemiany. Z wiekiem zaczyna dostrzegać innych, świat wokół. Ma jakieś troski, jakieś zainteresowania, poszerzać własną tożsamość. I to jest bardzo ciekawe, że mężczyzna w tej przebudowie przychodzi z takiego jakiegoś egotyzmu, egocentryzmu, indywidualności, w stronę tej indywiduacji. Szerszej perspektywy, szerszego spojrzenia.
Co do pokolenia 40-latków, jakiś czas temu chyba w „Rzeczpospolitej” był tytuł „Stefanie Karwowski wróć”. I faktycznie mężczyźni w tym wieku dawniej byli bardziej odpowiedzialni, dziś czują się młodzi. Co jest pozytywne, można odnieść wrażenie, że dzisiejsi 60-latkowie są jak 40-latkowie kilka dekad temu. Gorzej, że dziś częściej można spotkać ludzi po „40.”, którzy nie mają żadnej stabilizacji zawodowej, świadomie nie chcą ponosić odpowiedzialności.
Faktycznie przekroczyli trochę taki syndrom Piotrusia Pana, trochę samotnego, narcystycznego, egoistycznego i z prawdziwą troską o siebie. Właśnie po to, żeby być w dobrej formie psychofizycznej, czuć się jak młodzian w wieku 40 lat, a jak 40-latek w wieku lat 60. Z drugiej strony coraz więcej mężczyzn w tym wieku zaczyna jednak zastanawiać się nad tym, czemu to wszystko ma służyć. Dziś oświecone firmy w ramach polityki różnorodności, nastawiają się nie tylko na młodych, ale zapraszają też starszych specjalistów, kolegów, partnerów, ludzi 50 plus. Tak, by mieli swoje miejsce w działających firmach, projektach twórczych, w których może nie mają zapału 20-latka, ale służą umiejętnościami, doświadczeniem. Wchodzą w rolę mentorów. To ważna rola dla każdego, kobiety też, ale dla mężczyzny szczególnie. Właśnie po 50. roku życia rola mentora, a potem dziadka. Jestem dziadkiem, mam sześcioro wnucząt. I nic mnie tak nie niesie, nie buduje, nie porusza, nie nadaje poczucia motywacji, sensu życiu, jak świadomość, że mam sześcioro wnucząt, że jestem w roli dziadka. Jak ma się dzieci, jest rodzicem, to ma się dużo oczekiwań, projekcji. Ma się wobec nich wymagania. A jako dziadkowie możemy naprawdę wspaniałe kochać. I sprawić, że dzieci naszych dzieci będą się czuły akceptowane i bezinteresownie kochane.
Bycie dziadkiem może i jest wspaniałe, dziś jednak w mediach często panuje kult młodości, znani celebryci po 50. pozują na nastolatków, robią dziesiątki operacji plastycznych.
To jest właśnie wspomniany syndrom Piotrusia Pana. Stajemy się zakładnikami idei, że będziemy szczęśliwi i sensowni pod warunkiem, że będziemy zawsze młodzi, chodząc ciągle w tenisówkach. Tymczasem prawdziwa dojrzałość polega na godzeniu się z przemijaniem i okrywaniem w sobie atrybutów pełnej dojrzałości, a nie tylko kultu młodości.
Inną kwestią jest to, że wielu mężczyzn nie zakłada rodzin, albo te rodziny się rozpadają, coraz więcej mam samotnie wychowuje dzieci.
To może się zmieniać, ale jeszcze 10 lat temu w biznesie, wśród specjalistów, artystów, spotykałem wiele kobiet zawodowo spełnionych, wspaniałych, samotnych z wyboru. Panie w wieku 40, 45 lat pytane przeze mnie, dlaczego są samotne, świadomie decydują się na bycie singielkami, mówiły, że powód jest jeden: nie ma facetów. Są nieodpowiedzialni, zdziecinniali. Piotrusie panowie, którym gdy powinie się noga, wracają do mamusi. Po prostu brakuje jakiegoś takiego wzorca. Mężczyzny, który jest opiekuńczy, wrażliwy, zarazem mocny. Mężczyzny, który jest takim kimś zasługującym na szacunek kobiety, która jest spełniona, dojrzała.
Co do wzorców mężczyzny, są też przykłady rodzin pełnych, w których na przykład tata jest za granicą. I są mamy, które starając się, by dziecko miało wzorzec, zapisują je na przykład na zajęcia sportowe z trenerem – mężczyzną. Tata przyjeżdża co jakiś czas, odwiedza, ale dziecko ma na co dzień kontakt z kimś, kto mu ten wzorzec zastępuje. Czy takie działanie mam ma sens?
Tak, to jest potrzebne, że jeśli nie ma na co dzień przy dziecku taty, to zastępuje go trener w zespole sportowym, drużynowy w harcerstwie itd. Nie jest to zresztą zjawisko nowe. Już przed wiekami istniała instytucja mentora. Antropologowie kultury twierdzą, że pasowanie na mężczyznę, pasowanie na mężczyznę, doświadczenia inicjacyjne, w dawnych czasach odbywały się nie przez ojca, który syna pasował na mężczyznę, tylko raczej przez wujka, stryja, albo przyjaciela ojca. Gdy ojciec wyjeżdżał w długą podróż, mentor zostawał z jego dziećmi, dbał o nie.
Wróćmy do współczesności – w którą stronę to wszystko będzie zmierzać?
W stronę różnorodności. Wszystko, co powiemy, oceniając dziś mężczyzn, będzie prawdziwe – bo jest coraz większa różnorodność, wiele wzorców. Można sobie różne modele wybrać, w różnych modelach się odnaleźć. Z drugiej jednak strony potrzebna jest otwartość. Dotyczy to też neuroróżnorodności. Dziś na szczęście firmy się otwierają, ludzie młodzi i w średnim wieku ze spektrum różnych odmienności, mogą znajdować godziwą pracę, bo się okazuje, że są bardziej twórczy niż sztuczna inteligencja, nie myślą linearnie. I to dotyczy też różnych przedziałów wieku, różnych modeli życia, modeli męskości. Mężczyzn realizujących się jako partnerzy dla swoich kobiet, jak i mężczyzn, którzy żyją w związkach jednopłciowych. Przewiduję więc wzrost różnorodności, wyjście z homogeniczności.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo